Mało jest chyba kosmetyków tak znanych. Moje znajome, mieszkające w innych krajach, przywożą go sobie workami z wojaży do starej Polski, używają go kręcący nosem na wszelkie kosmetyki koledzy, brak Tisane wywołuje rozpacz w oczach pań w kolejce w aptece... A ja, powiem szczerze, Tisane nie znałam. Nie znaczy to, że byłam nieświadoma jego istnienia – trudno byłoby. Nie używałam go jednak aż do tej pory – wiem, że balsam znajduje się w odkręcanym słoiczku, a z racji posiadania tipsów wszelkie machinacje z nabieraniem błyszczyka czy balsamu z pudełek czy słoiczków są dla mnie udręką. Skoro jednak cudo wylądowało na moim biurku, czas go wypróbować.
No i się zdziwiłam. Spodziewałam się czegoś o konsystencji, powiedzmy, śmietany, a dostałam ubite na amen masło. A nawet coś gęstszego. Żadne zagarnianie palcem nie wchodzi więc w rachubę, tylko smarowanie po wierzchu i rozcieranie tego, co na palcu, na ustach. Prawdę mówiąc, to chyba najmniej higieniczna metoda nakładania balsamu, jaką znam. I to jedno mnie trochę zniechęca, bo sam balsam jest bardzo dobry. Szybko, w zasadzie z dnia na dzień regeneruje usta, jest wydajny ponad miarę, a lekko miodowy zapach i posmak są OK. Niestety jednak brak mu filtrów, więc na narty się nie nadaje (ale konia z rzędem temu, kto chciałby bawić się zakrętką, jadąc na wyciągu). Jeśli zniesiesz myzianie palcem po balsamie – Tisane to Twój typ.
Producent | Herba Studio |
---|---|
Kategoria | Usta |
Rodzaj | Balsamy do ust: nawilżające |
Przybliżona cena | 5.00 PLN |