Wychodząc dziś na ulicę w oczy bije nagość – dosłownie. Rozbieramy się ze wszystkiego, co się tylko da: z ubrań, z włosów, czasem z przyzwoitości. Oprócz tego ostatniego – zupełnie jak w Starożytnym Egipcie, gdzie ludzie woleli nosić słomiane peruki niż zapuścić swoje własne włosy. Golono sobie nawet brwi i rysowano je ponownie na skórze. Z jednej strony względy higieniczne, a z drugiej… może to coś w stylu zamiłowania do sztuczności, jakie przeżywa obecnie i nasza cywilizacja.
Plaża, czy nie plaża – warunek podstawowy: nóżki muszą być gładkie. To moje drugie podejście do kremów Veet. Tym razem wybrałam wersję z aloesem i obrałam trochę inną strategię. Miało być punktowo, oszczędnie (chciałam, aby starczył na kilka użyć) i tylko w newralgicznych miejscach, ale w trakcie „zabiegu” moje plany się trochę zmieniły.
Pudełko zielone, tubka ładna (100ml), szpatułka wygodna. Ale co mnie uderzyło zaraz po nałożeniu na skórę to okropny zapach. W tubce pachniał przyzwoicie, ale w kontakcie ze skórą nabrał takiego cebulowego zapachu, co gorsze utrzymującego się nawet po intensywnym szorowaniu skóry wodą i mydłem! Nałożyłam go tylko w okolice bikini – i fakt, wyszło oszczędniej niż poprzednio, ale jakim kosztem! Wolałabym żeby krem skończył się po pierwszym użyciu.
Co do działania – także dużo gorzej. Krem nie poradził sobie z grubszymi włoskami, mimo pozostawienia na ponad 6, a nie tylko zalecane 3 minuty. Trzeba było sporo poprawić maszynką. Jednak po trzeciej minucie nie wystąpiło uczucie pieczenia jak w przypadku jego różowego kuzyna.
Zrezygnowana i mocno niezadowolona nałożyłam resztę kremu na całe nogi. Z drobnymi oporami, nosem zatkanym klamerką i pomocą maszynki jakoś pozbyłam się reszty kremu. Po zdjęciu z nóg kremu, pojedynczych włosków pozostało dużo więcej niż po kremie różowym. Skóra była gładka i nawilżona, ale okropnie śmierdząca. Pomogło dopiero mydło i mocno pachnący balsam. Podrażnienia nie wystąpiły, włoski zaczęły odrastać po około 2-3 dniach – to chyba jedyne plusy. Ale nie chcę już o nim pisać, nie chcę pamiętać i na długi czas nie chcę mieć do czynienia z kremami do depilacji.
Coraz większa ilość specyfików tego typu na półkach sklepowych to niechybna reakcja producentów na ocieplenie się klimatu. Będę naprawdę wniebowzięta, kiedy zaczną reagować w jakiś lepszy sposób a nie tylko ciągle karmią nas nieudaną chemią. Tym czasem chyba pozostanę wierna maszynce. Niestety ostatnio naukowcy przebąkiwali coś o globalnym ochłodzeniu... Także cieszmy się nagimi ciałami, póki mróz nie szczypie w pupę, ale tego kremu nie polecam.
Producent | Veet |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Golenie i depilacja |
Przybliżona cena | 17.00 PLN |