Od miłości do nienawiści – tak w dwóch słowach mogę opisać moją przygodę z zapachem Clea. Nie jest to zapach nowy, na półkach Yves Rocher gości długie lata. Krążyłam wokół niego już jakiś czas, aż w końcu skusiłam się.
Clea uwiodła mnie złudzeniem. Za każdym razem podczas testowania w salonie YR miałam nieodparte wrażenie, że jest bardzo podobna do ulubionego zapachu Marilyn Monroe (do którego i ja mam słabość) – znawcy tematu doskonale wiedzą o co chodzi. Klasyka w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jednak przy dłuższym obcowaniu i używaniu nieco częstszym Clea pokazuje drugą twarz. Robi się ciężka i przytłaczająca. Przypomina zapach „starodawnego”, zleżałego mydła z babcinej szafy, pełnej dziwnych fatałaszków z najróżniejszych epok i... kulek na mole. Takie garderobiane klimaty.
W nutach zapachowych można znaleźć: świeże wodne kwiaty, płatki róż, jaśmin, drzewo sandałowe, ylang-ylang, mech i paczulę. Choć płatki róż – wysuszone i także bardzo stare, na dokładkę w mydlano-aldehydowej osnowie wysuwają się tu na prowadzenie.
Piękny, klasyczny flakon mieści w sobie 75 ml wody toaletowej.
Zapach idealny na imprezę tematyczną „przeżyjmy to jeszcze raz”, w stylu lat 20-stych, 30-stych..., 50-tych lub jako prezent dla seniorek. Moja Clea powędrowała do babci.
Producent | Yves Rocher |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Wody toaletowe, perfumowane oraz perfumy |
Przybliżona cena | 120.00 PLN |