Parytety. Jesteś za czy przeciw?
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuOd czerwca 2009 Kongres Kobiet pracuje nad parytetami. Co to takiego i czy ich rzeczywiście potrzebujemy? Czy bez szczegółowych zmian w ordynacji wyborczej nie jesteśmy w stanie same sięgnąć po władzę... Dlaczego oddajemy prawo do reprezentowania nas, kobiet, mężczyznom?
Europa
Przyjrzyjmy się najpierw, jak jest w innych krajach. W Niemczech od 1994 roku istnieje prawo, zgodnie z którym wszystkie podmioty nominujące zobowiązane są do wysuwania kandydatów obu płci na dane stanowisko. W tym samym roku w Belgii przyjęto zmiany, zgodnie z którymi przedstawiciele jednej płci nie mogli stanowić na listach wyborczych więcej niż trzech czwartych ogółu kandydatów; pięć lat później liczba ta zmieniła się do dwóch trzecich. Jeśli ugrupowanie nie jest w stanie wystawić odpowiedniej liczby kobiet wśród ogółu kandydatów, miejsce na liście pozostaje puste – nie może być przyznane mężczyźnie (i na odwrót, choć taka sytuacja nigdy się nie wydarzyła). Od roku 2002 istnieje w Belgii zapis mówiący o tym, jak rozmieszczać kandydatów na listach wyborczych: trzy czołowe pozycje na listach wyborczych nie mogą być zajmowane przez przedstawicieli tej samej płci. W Grecji na początku wieku wprowadzony został wymóg umieszczania równej liczby kobiet i mężczyzn na listach wyborczych; listy, które nie spełniają tego wymogu, nie mogą być zarejestrowane. W Słowenii na listach wyborczych do Parlamentu Europejskiego musi się znaleźć co najmniej 40% kobiet. (Po wprowadzeniu tego uregulowania odsetek kobiet wybranych do PE wyniósł 42,9%!). W Finlandii w gremiach rządowych, doradczych, municypalnych, musi być co najmniej 40% kobiet. We Francji sprawa kwot sprawiła, że Francuzi zmienili konstytucję – zapis z roku 1982 zakazujący pojawiania się na listach wyborczych trzech czwartych przedstawicieli tej samej płci został zakwestionowany jako niezgodny z konstytucją. Zmieniono ją więc w roku 1999, a rok później zmieniono prawo wyborcze, wprowadzając nakaz parytetu 50%. Zmiany te spowodowały, iż w roku 2001 w wyborach municypalnych odsetek wybranych kobiet wyniósł niemal 50% (w roku 1995 – 27,5%).
Co nam dają parytety?
Parytet to wprowadzenie do ordynacji wyborczej zagwarantowanej liczby miejsc na listach wyborczych. Powiedzmy sobie raz jeszcze, bo z niezrozumienia tego sformułowania rodzi się wiele nieporozumień – chodzi o miejsca na listach wyborczych, a nie w Sejmie czy gdziekolwiek indziej. Parytety spowodują, że politycy będą wybierani ze względu na kwalifikacje i umiejętności, a nie płeć. Dotychczas, zgodnie ze stereotypowym myśleniem o kobiecej roli, na listach znajdowali się w większości sami mężczyźni i to spośród nich wybieraliśmy władze.
Czy nie jest dziwne, że my, kobiety, lepiej wykształcone (w Polsce wśród osób z wyższym wykształceniem więcej jest kobiet), odpowiedzialne i potrafiące skupić się na powierzonych zadaniach, nie mamy udziału we władzy nad naszym krajem? W polskim parlamencie znajduje się 80% mężczyzn (w Senacie 92%), co – jak można przeczytać na stronach Kongresu Kobiet, sprawia, że męskie zainteresowania określają, na co mają iść pieniądze z budżetu (to np. Euro 2012, a nie opieka okołoporodowa, walka z przemocą, budowa żłobków i przedszkoli). W Norwegii, kiedy udział kobiet w parlamencie wyniósł więcej niż 35%, uważane dotychczas za marginalne sprawy socjalne znalazły się w centrum zainteresowania władz. Zdaje się być oczywiste, że gdy połowa społeczeństwa nie ma swoich reprezentantów w sprawowaniu władzy, interesy tej grupy są zaniedbywane bądź spychane na margines.
Przeciwnicy
Tych nie brakuje. Mówią, że parytety spowodują, że politycy wybierani będą ze względu na płeć, a nie kwalifikacje. Albo, że o tym, czym się zajmują politycy, powinien decydować interes społeczny, a nie płeć. Że parytety naruszają demokratyczną zasadę wolnego wyboru. Są czymś sztucznym, czymś, co się nie przyjmie. Że kobiety nie nadają się do polityki, bo polityka jest pełna brudów i agresji. Że nie nadają się do polityki, bo i tak przecież wolą macierzyństwo. Że parytety to system, który upokarza kobiety, że kobiety nie potrzebują ułatwień, to poniżej ich godności… Wreszcie – że kobietom nie chodzi o równość i sprawiedliwość, tylko o władzę.
Czy to jednak nie jest tak, że mężczyźni sprawują władzę, bo wspiera ich tradycja? Tradycyjnie przecież to ona pielęgnuje domowe ognisko, a on zdobywa świat (w jednym z podręczników do wychowania do życia w rodzinie można nawet przeczytać zdanie, że zadaniem mężczyzny są sprawy świata). Ona ma rodzić i wychowywać, on zarabiać, walczyć, polować. Jednak świat się zmienia, dziś my, kobiety, także pracujemy zawodowo i chcemy równych praw we wszystkich dziedzinach życia. Parytety mają za zadanie zniwelować przywileje mężczyzn, wynikające z tradycji.
Na listach wyborczych pojawiają się nazwiska mężczyzn namaszczonych i wspieranych przez partyjnych kolegów. Jeśli nie wprowadzimy parytetów, wciąż nie będzie na listach miejsc dla kobiet. Bo niby jaki w tym mają interes mężczyźni?
A jeśli polityka jest brudna i pełna agresji, to może pora to zmienić, dając kobietom możliwość pokazania, że wcale taka nie musi być? Jak wynika z badań opinii publicznej, kobiety cieszą się większym zaufaniem ze względu na pracowitość, odpowiedzialność, troskę o innych, umiejętności negocjacyjne. Więc czy nie będzie tak, że im więcej kobiet w polityce, tym mniej awantur, ambicji i rywalizacji?
Dlaczego nie teraz?
Wreszcie koronny argument przeciwników wprowadzenia parytetów – skoro kobiety tak bardzo chcą władzy, dlaczego po nią nie sięgają? Trzeba przypomnieć o słynnym szklanym suficie i lepkiej podłodze, które często nie pozwalają kobietom na rozwijanie się w takim stopniu, w jakim by chciały (znów tradycja!). O konieczności zajmowania się potomstwem ze względu na brak opieki socjalnej, ze względu na zbyt niskie zarobki, na brak miejsc w placówkach opiekuńczych. Zapewne można by czekać, aż nasze społeczeństwo wyewoluuje, dostatecznie się wzbogaci, a zadbane i spokojne o byt swoich rodzin kobiety będą mogły zająć się polityką, nie musząc przy tym walczyć ze swoimi partyjnymi kolegami o miejsca na listach wyborczych; istnieje jednak obawa, iż trwałoby to zbyt długo. Lepiej zrobić nam miejsce w strukturach władzy, by dać nam możliwość dbania o nasze interesy już teraz.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze