Wiek nałogów? Czego nam brakuje, że popadamy w uzależnienia?
EWA ORACZ • dawno temuCzy wiek XXI nie jest przypadkiem wiekiem nałogów? Poza towarzyszącymi nam od zawsze używkami, do niechlubnego grona dołączyło uzależnienie od internetu, zakupów, operacji, tatuowania, słodyczy, ćwiczeń, pornografii i wielu innych. Nasze małe obsesyjne uzależniacze bywają mniej lub bardziej szkodliwe, jednak zawsze świadczą o pustce do wypełnienia. Pustce, która nie daje spokoju i zmusza do szukania zatyczki. Czy nałogi mają płeć?
Szukanie uzależnionych to niewielki wysiłek, wystarczy przejrzeć w myślach wszystkich znajomych. Znajdzie się na pewno zakupoholiczka albo inna kobieta uzależniona od seriali czy siłowni. Poprawianie sobie nastroju nowym gadżetem nie wzbudza takiej niechęci jak alkoholowy oddech, łatwo więc zapomnieć, że to nałóg, który co prawda nie niszczy zdrowia, ale i tak pochodzi z jednej szuflady pt. "Z czymś sobie nie radzę”. Nałogowe bieganie po sklepach jest często bagatelizowane, podobnie jak obsesyjne ćwiczenia czy zabiegi kosmetyczne.
Wszystko przez poprzyklejane łatki, których kobietom nie brakuje. Sama mam koleżankę oglądającą seriale, ale nie myślcie, że to jest jeden odcinek tygodniowo, wtedy gdy leci w telewizorze. Nie. Potrafi spędzić nawet 8 godzin przed ekranem, oglądając jeden odcinek za drugim, bo namiętnie kupuje wszystkie sezony ulubionych telenoweli. Czego w nich szuka? Co daje obserwowanie życia wymyślonych bohaterów, jakie wzbudza emocje? To karma dla wygłodniałej samotnej duszy. Poszukiwanie emocji, których w codzienności zabrakło. Coś jak flaszka dla alkoholika, łyk i jesteśmy w innym świecie. W przypadku filmów to akurat wciśnięcie guziczka, reszta jest podobna. Inny stan świadomości, choć na chwilę.
Oglądanie seriali odcinek po odcinku przez kilka czy nawet kilkanaście godzin bardzo źle wpływa na nasze samopoczucie. Takie wnioski przedstawili naukowcy z Uniwersytetu Teksańskiego, którzy odkryli, że długie przesiadywanie przed telewizorem prowadzi do odczucia depresji i samotności.
Nie wiem, ile czasu zajęło naukowcom z Teksasu odkrycie tych rewelacji i ile badań musieli przeprowadzić, obawiam się jednak, że w swoich dociekaniach nie uwzględnili odwrotnej kolejności. Depresja i poczucie samotności skłaniają do przesiadywania przed ekranem długie godziny. Nie przypuszczam, ażeby szczęśliwa osoba pewnego dnia postanowiła sama zrobić sobie maraton serialowy, a potem konsekwentnie marnowała na bzdurne filmy regularne godziny ze swojego szczęśliwego życia. By wzruszała się ślubem Heleny i Joela, a potem była razem z nimi przy chorym dziecku w szpitalu, kiedy to przy okazji wyszło na jaw, że Joel nie może mieć dzieci. Tu uwaga do serialowych maniaczek, nie szukajcie kolejnego tasiemca pt. „Udręki Heleny”. Wymyśliłam ją na poczet tekstu, nie ma takiego serialu.
No właśnie, jedne oglądają seriale, inne robią flaszki. Kobiety piją już jak mężczyźni, a winę za to ponosi równouprawnienie. Wszystko przez to, że kobiety przejmują męskie wzorce. To nie depresja, nie problemy natury psychicznej i nerwowej skłaniają do sięgnięcia po kieliszek, ale feminizm nam to zrobił. Kiedyś kobiety tyle nie piły, bo nie miały czasu. Miedzy mieszaniem obiadu, wstawianiem prania i froterowaniem podłogi trudniej znaleźć chwilę na lampkę wina, a co dopiero na całą butelkę. Ach ta emancypacja kobiet, dzięki niej w końcu i kobiety mogą zostać alkoholiczkami. Zaraz zaraz, a może to pomysł na wyjście z sytuacji? Pijących mężczyzn wciąż jest dwa razy więcej. A gdyby tak przywrócić dawne role społeczne i przekazać tradycyjne obowiązki facetom, te tradycyjnie kobiece? Czy to nie rozwiązałoby problemu męskiego pijaństwa?
A tak na poważnie, to dzieje się źle. Nie potrzebni są amerykańscy naukowcy i ich badania, żeby zauważyć, że kobiety piją coraz więcej i częściej. Mam znajomą dobijającą czterdziestki, nazwijmy ją Marysią, która popija samotnie i nie odpuszcza żadnej okazji w większym gronie. Oczywiście nie widzi w tym nic złego, albo widzi, ale nie nazywa. Marysia ostatnio stwierdziła nawet, że to super fajna sprawa obudzić się rano na spływie kajakowym i mieć ze wszystkimi kaca. Może i fajna raz czy dwa razy w roku, jak ma się dwadzieścia lat, ale nie co tydzień. Kobiety pijące coraz częściej pławią się w swoim pijaństwie, podobnie jak robią to notorycznie mężczyźni. Nadal jednak większość z nas wstydzi się swoich nałogów, o ile o nich wie. Stąd też mówienie o uzależnieniu wywołuje spore zamieszanie, wystarczy przypomnieć sobie choćby Ilonę Felicjańską i jej ujawnienie się z chorobą. Znane nazwiska oswajają temat, ale i tak napotykają społeczny ostracyzm. Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku panów. Sami lubują się w używaniu słowa pijaństwo zamiast alkoholizm, lub choroba alkoholowa, łudząc się chyba, że nadaje to ich życiu artystyczny rys i choć trochę sięgają świata, w którym żył Charles Bukowski. Nie drodzy panowie, skłonność do używania procentów to zawsze choroba i słabość charakteru.
Stereotypowe postrzeganie kobiet bardzo ułatwia ukrywanie choroby, która jest z tej samej kategorii co „zawsze pełny barek w domu”. Zakupoholizm, to nie babska fanaberia czy niewinna słabość dobrze usytuowanych kobiet z bogatymi mężami. Nie jest też tak, że kobiety po prostu uwielbiają zakupy, ciuszki i kosmetyki. Jest ogromna przepaść między rozrzutnością a nałogiem, poza tym rozrzutni są także mężczyźni. Mam znajomą od lat chorującą na zakupoholizm. Ile musi się biedna nazmyślać, nakombinować, żeby kupować to, co sobie wymyśli. I piszę to z pełnym współczuciem dla niej. Potrafi wysyłać MMS-y z nowymi butami, lub tymi, które sobie zaraz kupi za kilka tysięcy. Wciąż kłamie, pożycza by oddać, oddaje by za dzień, dwa znowu pożyczyć by innemu oddać i tak już wiele lat. Jedynym tematem, o którym można z nią porozmawiać, jest moda i jej ostatnie zdobycze sklepowe oraz te planowane. Zakupoholizm nie prowadzi do marskości wątroby, z tego powodu tak często jest lekceważony. „Kobiety tak mają” to kolejne bagatelizowanie tematu.
Ach być wolnym, zdrowym i szczęśliwym… Współczesny styl życia temu nie służy. Homo sapiens tak bardzo się oddalił od swojej natury, że szuka sposobu na spełnienie lub zapomnienie w kiepskich miejscach. Kupując krem z wyższej półki kupujemy poczucie luksusu, do czego nam ono potrzebne? Skąd to niedowartościowanie? Gdzie się sami zapędziliśmy, że potrzebujemy gadżetów, procentów, dopalaczy i serialowych emocji, żeby mieć poczucie spełnienia albo zapomnieć o jego braku?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze