„Rogi” Alexandre Aja
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuDystrybutor próbuje nas przekonać, że to „zwykły” halloweenowy horror. Ale nie dajcie się oszukać: kina grozy jest tu akurat najmniej. „Rogi” to (powtórzę: dziwaczna) mieszanka teenage love cinema, jadowitej satyry społecznej, komedii, melodramatu, psychodelicznej wizji. Wszystko ekscentryczne, chaotyczne, nie do końca udane, ale bez wątpienia (na swój sposób) intrygujące.
Bardzo dziwny film. Dystrybutor próbuje nas przekonać, że to „zwykły” halloweenowy horror. Ale nie dajcie się oszukać: kina grozy jest tu akurat najmniej. „Rogi” to (powtórzę: dziwaczna) mieszanka teenage love cinema, jadowitej satyry społecznej, komedii, melodramatu, psychodelicznej wizji. Wszystko ekscentryczne, chaotyczne, nie do końca udane, ale bez wątpienia (na swój sposób) intrygujące.
Ig (Daniel Radcliffe) budzi się po suto zakrapianej imprezie. Czeka na niego (najdelikatniej mówiąc) przykra niespodzianka. Jego dziewczyna (i więcej: miłość życia, wymarzona żona itd.) Merrin (Juno Temple) została zgwałcona i zamordowana. W roli sprawcy małomiasteczkowa społeczność widzi naszego bohatera. Atmosfera gęstnieje, lincz wisi w powietrzu. Jakby tego było na czole Iga wyrastają… rogi. Które w dodatku wydają się nikogo nie dziwić.
Główną atrakcją jest tu oczywiście Harry Potter (Radcliffe). Harry dorosły i niegrzeczny. Nieogolony, pijący, palący, przeklinający. „Zażywający” i „uprawiający”. Przyznaję: po latach sagi o nastoletnim czarodzieju jest to spory kontrast. Ale z drugiej strony: dość wspomnieć „Spring Breakers”. Przy breweriach, jakie wyprawiały tam (wizerunkowo przecież święte i zawsze dziewice) gwiazdki Disney Channel przemiana Radcliffa w „Rogach” wydaje się dość niewinna. I zachowawcza. Co więcej oferuje nam obraz Aja? Wspomniany na wstępie chaos i nieustający kontrast. Bo z jednej strony pyszna, jadowita kpina z drobnomieszczańskiej hipokryzji (tytułowe rogi wymuszają na rozmówcach naszego bohatera prawdomówność, a to w małomiasteczkowej społeczności prawdziwa bomba zegarowa). Z drugiej: beznadziejnie kiczowate, harlequinowe (naprawdę, bywa, że „bolą zęby”) retrospekcje z sielankowych początków relacji Iga i Merrin. I można tę wyliczankę kontynuować. Z jednej: celny policzek wymierzony tabloidowym mediom, z drugiej: wybudowane na beznadziejnych, kiczowatych efektach specjalnych sceny religijne. Ciekawa refleksja na temat ludzkiej psychiki („zło czai się wszędzie”) i beznadziejnie szablonowe, „kryminalne” śledztwo o łatwym do odgadnięcia rozwiązaniu. Kino dla nastolatków (horror i love story) kontra „dorosła” psychodrama. Do pewnego momentu wydaje się, że to wszystko prowokacja, gra konwencją, campowy wygłup. Ale jednak nie, o czym przekonuje nas doprawdy nieznośne, miałkie, podane (niestety!) jak najbardziej „serio” zakończenie. Finał, z którego dumni byliby scenarzyści „Mody na sukces”.
[Wrzuta]http://laboratoriumdextera.wrzuta.pl/film/4oHxmqst1ik/34_rogi_34_-_zwiastun_pl[/Wrzuta]
Jak ostatecznie broni się ten kolorowy zawrót głowy? Moim zdaniem słabo. Reżyser wyraźnie stoi w rozkroku, nie potrafi się zdecydować. Chce (jak głosi porzekadło) złapać jednocześnie zbyt wiele srok za ogon. Ma być i ambitnie, i komercyjnie. A jeśli (by pozostać przy przysłowiach) coś ma podobać się wszystkim, bywa, że nie podoba się nikomu. I tak chyba będzie w tym przypadku. Zadowoleni mogę być jedynie nieprzejednani fani Radcliffa. Bo przyznaję: Harry jako „nie Harry” daje radę. Gra naprawdę przyzwoicie. Czego nie sposób powiedzieć o reżyserze. Wiele mówi o nim jego dotychczasowy dorobek: „Pirania 3D”, „Wzgórza mają oczy”. Aja umie szokować, ale, żeby jeszcze spójnie i sensownie opowiedzieć historię… to już niekoniecznie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze