Doktryna powstrzymywania
LEWI • dawno temuChyba nikogo nie muszę przekonywać, że o małą nadwagę nietrudno, lecz osoba nie lubiąca się przemęczać, taka jak ja, długo będzie się trzymała złudnej nadziei, że się kiedyś zaweźmie i schudnie, dzięki diecie oczywiście. Po wielu nieudanych próbach i tym samym zniechęceniu się raz na zawsze do kolejnych metod odchudzania doszłam do takiego punktu, gdzie została mi tylko jedna dieta - dieta Cambridge, moja ostatnia deska ratunku.
Postanowiłam „nabyć ją drogą kupna”, w tym celu udałam się do apteki i nieśmiało zwróciłam się do pani magister – Przepraszam, podobno u państwa można kupić saszetki z dietą Cambrigde, jakie smaki są odstępne? Aptekarka przeszyła mnie świdrującym spojrzeniem, nabrała powietrza do płuc, zrobiła się lekko czerwona na twarzy i drżącym z emocji głosem, bo się bardzo przejęła misją odwiedzenia mnie od tego pomysłu, wygłosiła długie kazanie: że to dieta nie dla mnie, tylko dla ludzi, którzy już nie mają wyboru, bo są chorobliwie otyli, że mogę sobie tylko nią zaszkodzić, że w moim przypadku, jak chcę schudnąć, lepiej zrobię jak się trochę poruszam i w ogóle niech się na sport przeorientuję. W trakcie tego wykładu w aptece robiłam do jego autorki — pani magister farmacji — miny, za pomocą których próbowałam dać jej do zrozumienia, że wystarczy, rozumiem i pasuję, niech tylko da mi spokój i pozwoli odejść. Nadawane przeze mnie niewerbalne sygnały nabierały tym większego dramatyzmu, że w tak zwanym międzyczasie za mną powoli powiększała się kolejka ludzi — ludzi, którzy mieli szerszą, nie wspominając o tym, że z lepszej (relatywnie) strony, perspektywę niż pani magister stojąca za kontuarem, żeby ocenić, czy już się kwalifikuję do diety Cambridge, czy jeszcze nie.
Podobno ruchy mimiczne człowieka to uniwersalny język ponad wszelkimi podziałami kulturalnymi, kod, którym wegetarianka Gwineth Paltrow porozumie się z ludożercą — Papuasem, nowojorska feministka z właścicielem haremu, policjanci z drogówki z Maksymilianem Robespierre (przydomek: L’Incorruptible, choć gorsze wady miał, ale to inna sprawa) itp. Tego przynajmniej dowiedziałam się z podręcznika do nauki angielskiego, więc moje zdziwienie było niepomierne, kiedy pani magister zareagowała bardzo nieprawidłowo na uniwersalną dla całej ludzkości gimnastykę mięśni twarzy w moim wykonaniu - Tak, tak, pani się uśmiecha z niedowierzaniem, moje argumenty pani nie przekonują, ale ja mówię całkowicie poważnie, niech się pani cieszy tym, jak pani wygląda, nie każda dziewczyna musi być modelką…
Gdy moja ostatnia deska ratunku okazała się brzytwą, w dodatku o trzydzieści trzy fale oceaniczne przede mną, wybiła godzina szczerości, kiedy to musiałam przyznać się sama przed sobą, że bez ćwiczeń nie schudnę wymarzonych 5. kilo. Raz kozie śmierć, zapisałam się na siłownię. Po dwóch tygodniach codziennej, za wyjątkiem sobót i niedziel, męczarni na rowerku, steperze i elipsie (taśma, na której biega się w miejscu), kiedy to każda minuta wydawała się wiecznością, pot z czoła zalewał mi oczy, a po zejściu z przyrządu podłoga falowała pod moimi stopami niczym na kutrze rybackim w listopadową noc, mój ciężar własny pozostawał taki sam, jak gdyby nigdy nic, niczym obcy z filmu „Obcy”, na którego nie działa żadna metoda unicestwiania. Postanowiłam podejść do sprawy jak polityk; śladami prezydenta Harry’ego Trumana, który miał podobny problem ze Związkiem Radzieckim, jak ja z nadwagą 5 kilo, przyjęłam "doktrynę powstrzymywania" - wagi, rzecz jasna, nie komunizmu. Podobieństw między mną a prezydentem USA można doszukać się więcej, bowiem zarówno mnie, jak i jemu jedynie słuszną strategię podpowiedzieli doradcy. Ideę doktryny powstrzymywania przed tym, by nie dopuścić do gorszych kalafiorów (tak nazywam cellulit) na udach niż te, które teraz mam, odkrył przede mną wprawdzie nie sławny George Kennan, lecz mój nie szukający rozgłosu przyjaciel.
Pozwolę sobie przytoczyć naszą dysputę i jednocześnie odkryć jego imię, bo brzmi ono podejrzanie fatalistycznie i już samo w sobie jest kontekstem literackim.
Dialog między Kubusiem a mną:
Ja: Jak pójdziemy na basen, to obiecaj, że nie będziesz się patrzył na wałki tłuszczu na moim brzuchu.
Kuba: He he, to są jakieś wałki?
Ja: Są, ale nie widzę w tym nic śmiesznego… Wiesz, kiedyś byłam taka szczupła, że czasami słyszałam za sobą: „ale chuda” i w ogóle miałam wielkie powodzenie u chłopaków, bo byłam super zgrabna.
Kuba: He he.
Ja: Nie śmiej się, nie mówię, żeby się chwalić, tylko chcę przez to powiedzieć, że mi się figura drastycznie popsuła, odkąd poszłam na studia. Dlatego się odchudzam. Bo już gorzej być nie może.
Kuba: No co ty, nie martw się. Będziesz się martwić później, kiedy będzie jeszcze gorzej.
Ja: Jak to?
Kuba: A co ty sobie myślisz, że za 5 albo 10 lat będziesz lepiej wyglądać niż teraz? Może być tylko gorzej, nie ma innego kierunku zmian.
Ja: Dzięki, chciałam, żebyś mnie pocieszył, a ty mi tu takie…
Kuba: He he.Siła argumentów Kubusia Katastrofisty była tak wielka, że przyjęłam bez szemrania jego linię ideologiczną; na lepsze czasy nie ma specjalnie co liczyć, mogę jedynie przyjąć postawę czynnie defensywną, a więc opóźniać moment, kiedy przyjdzie to „gorzej”, o którym wspominał.
Tak pokrótce przedstawia się historia ocalenia mojego morale i zaadaptowania na własne potrzeby „doktryny Trumana” inaczej zwaną „powstrzymywania”, która zapewne służyłaby mi na długo jako źródło motywacji, gdyby nie odkrycie, które po niedługim czasie poczyniłam na siłowni. Ale o tym następnym razem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze