Serce w podskokach
MARGOLA&KAZA • dawno temuWolny związek charakteryzuje się tym, że istnieje w nim jednak jakiś stopień związania, chociaż zobowiązania ma w nim głównie kobieta. W takim natomiast bez zobowiązań sprawa się komplikuje...
Moja siostra ma problem. Odkąd pamiętam, moja siostra zawsze miała problemy. A to z przyjściem na świat, a to pierwszym zębem. Poszła do szkoły — problemy w szkole, do pracy — problemy w pracy… a odkąd zaczęła się spotykać z chłopakami, miała problemy przede wszystkim z chłopakami. Ostatni problem mojej siostry ma związek z jej aktualnym narzeczonym Ryśkiem. Ryś jest wolnym człowiekiem i takim chce pozostać. Nie ma stałej etatowej pracy. Jest artystą i obraca się wśród pięknych kobiet. Mojej siostrze to nie przeszkadza. To znaczy nie przeszkadza jej podejście jej narzeczonego do życia, bo piękne kobiety w jego otoczeniu bardzo jej przeszkadzają. Reasumując, moja siostra jest chorobliwie zazdrosna. Najczęściej – zupełnie bezpodstawnie. Ot, podam Ci przykład: ona znajduje w jego kieszeni jakiś numer telefonu nabazgrany pośpiesznie na karteluszku. Wyobraźnię moja siostra ma iście disneyowską i ta wyobraźnia natychmiast sugeruje mojej siostrze istnienie jakiejś Drugiej. Duma i zdrowy rozsądek nie pozwalają zadzwonić pod numer z karteluszka. Nie pozwalają dwa – trzy dni, ale w końcu chory rozsądek znajduje doskonałe wytłumaczenie – trzeba zadzwonić, żeby się uspokoić. I tak moja siostra przestaje słuchać dumy i zdrowego rozsądku i dzwoni. Z drugiej strony odbiera kobieta. Moja siostra rzuca słuchawką i wypuszcza swoją dziką wyobraźnię na wolność. Ta wyobraźnia przenosi jej ukochanego Rysia z wygodnej kanapki w ich mieszkaniu w objęcia jakiejś drapieżnej kochanki. Czasem na wygodną kanapkę przenosi drapieżną kochankę w objęcia Rysia i wtedy moja siostra wybucha. Robi awanturę, a Rysiek, żeby udowodnić swoją niewinność, dzwoni pod numer z karteluszka. Wtedy okazuje się, że telefon należy do kolegi, a damski głos do dziewczyny kolegi. Kolega i owszem, czasem pożycza telefon dziewczynie, ale dziewczyny Rychowi nie pożyczał w żadnym wypadku i nie ma zamiaru.
Kiedy opadają już emocje, mojej siostrze jest potwornie głupio. Nie wiadomo, jak reaguje na to Ryś. Możliwe, że mile go to łechce, ale możliwe też, że przyjdzie dzień, kiedy przestanie go to łechtać mile, a zacznie uwierać, i tego właśnie boi się moja siostra. Prawie tak samo jak tego, że narzeczony ją zdradza.
Po każdej takiej awanturze siadamy obie i zastanawiamy się, co zrobić. Jak ją z tej chorobliwej zazdrości wyleczyć. Głównie to ja się nad tym zastanawiam, bo ona płacze i złorzeczy swojej wyobraźni na wszelkie możliwe sposoby.
Jak przystało na wyrosłą na amerykańskich filmach znachorkę, polecam jej jogę na wyciszenie i zajęcia z tajskich sztuk walki na wyładowanie. Sugeruję wizyty u psychologa (takiego z uprawnieniami) zamiennie z zakupem jakiejś fajnej kiecki. Prawię jej komplementy w dużych ilościach, żeby nabrała pewności siebie. Grzebiemy wspólnie w historii jej związków, żeby znaleźć jakieś traumatyczne przeżycie, które każe jej narzeczonego posądzać o zdradę bez względu na fakty. Ale wszystko bezskutecznie. Po miesiącu, dwóch, po plamie szminki na koszuli, co się okazała plamą z sosu, po dwóch godzinach, w ciągu których nie można się było do Ryśka dodzwonić, po następnym numerze na karteluszku znowu lądujemy w mojej kuchni…
Coraz większą mam pewność, że jedynie amputacja bogatej wyobraźni mojej siostry może w tym wypadku coś pomóc.
A Ty moja droga Przyjaciółko od Dobrych Rad? Masz na tę przypadłość jakiś mniej średniowieczny sposób?
Kaza
* * *
Sprawa nie jest tak prosta, jak Ci się wydaje, Kazeczko kochana. Nic tu nie uradzicie we dwie. Ster leży w rękach Rysia, bez dwóch zdań. Kategorycznie się wyrażam, ale już eksplikuję powody: jak wiadomo, leczy się przyczyny, a nie skutki. Ten, co leczy tylko skutki, naraża swą reputację lekarza na szwank, a na jeszcze większy zdrowie pacjenta. Zazdrość nie bierze się znikąd. Osobiście znam jeden przypadek dziewczyny, która nigdy nie była zazdrosna o swego partnera, ufna była i kochająca, ale kiedy ten poznawszy jedną ślicznotkę wdał się z nią w zawzięte mailowanie, które nawiasem mówiąc tamta określiła jako flirt – i zapomniał choćby jednym słowem przez kilka miesięcy zająknąć się na temat swej życiowej partnerki, jakiś czas później trafiła się następna przyjaciółka, której musiał zwierzać się po nocach na czacie w osobnym pokoju, zapłakanej swej partnerce swej objaśniając, że będzie sobie pisał z kim chce i kiedy chce, no to się dziewczynie poprzestawiało. Może nawet przestała już być zazdrosna, zobojętniała, bo – jak powiedziała – żyje z głową na pieńku i czeka, kiedy spadnie topór. To musi być straszne, żyć z kimś, komu nie można zaufać, bo zaufanie to zawiódł. Zwłaszcza, gdy panu zdarza się publicznie objawiać postępowe poglądy na temat zdrady. I widzisz: tu zazdrość, obcą do tej pory dziewczynie jak gramatyka języka łacińskiego, wyindukował partner. Zatem nie potępiaj w czambuł wyobraźni siostry. Jeśli tak bujnie się rozwinęła, to – być może – miała pożywkę. Pomijam świadomie przypadek, gdyby zazdrość siostry jednostką była chorobową.
Rysio, jako rzeczesz, wygłasza tezy o związku bez zobowiązań. To coś zasadniczo różnego, niż wolny związek. Wolny związek charakteryzuje się tym, że istnieje w nim jednak jakiś stopień związania, chociaż zobowiązania ma w nim głównie kobieta. W takim natomiast bez zobowiązań sprawa się komplikuje. Może Ryś jednakowoż trochę za swobodnie się czuje? Może Twoja siostra wygłasza za nim ten pogląd pragnąc za wszelką cenę utrzymać Rycha przy sobie, niczego nie żąda znając stopień jego dojrzałości, choć jej oczekiwania od związku zupełnie są inne, a boi się, że gdy niebieski ptaszek poczuje cień obowiązku, to zwinie manatki? Może siostra trochę nie dowierza takiemu brakowi zobowiązań? I nie mam tu na myśli legitymizowania związku, raczej to, żeby przynajmniej legitymowała go miłość. Rysio przypuszczalnie popełnia grzech zaniechania. Zazdrość wszak najczęściej bierze się z niepewności, z braku wiary w siebie jako partnera/partnerkę, mężczyznę/kobietę. Czyli że Ryś po prostu rzadko daje siostrze odczuć, że ona jest kimś wyjątkowym, że ją kocha i na pewno nie wygłasza on publicznie, że jest to kobieta, przy której chciałby się zestarzeć. A kobiet nic tak nie bierze, jak rodzenie dzieci i wspólna starość. Stopień sprawdzalności wszelkich deklaracji jest żaden w dzisiejszych czasach, dlatego nie sadzę, by Ryśkowi zaszkodziło wygłaszanie ich w towarzystwie w dowolnej ilości. Jeśli nie chce, by wypowiedź cechowało zobowiązanie, bo to mu nie pasuje to image’u, to niechaj mówi, że przy niej można się zestarzeć. No bo nie można? Można.
Bycie partnerem osoby atrakcyjnej towarzysko czy fizycznie nie jest łatwe. Zwłaszcza, gdy samemu człowiek tak bardzo atrakcyjny się nie czuje. Może siostra jest klasycznym przypadkiem uzależniającym swoje samopoczucie od opinii innych, z życiowym partnerem na czele. Pewnie, gdyby jej mówił tak ze trzy razy w tygodniu, jaki to jest z nią szczęśliwy, dwa razy w miesiącu, że nie wyobraża sobie życia bez niej, pięć razy w roku, że kocha ją tak, jak wtedy gdy się poznali i że z wiekiem pięknieje, a raz w życiu poprosiłby ją o rękę, tak klasycznie, z pierścionkiem, bez świadków, w czasie romantycznego wieczoru nad brzegiem morza albo w czasie wspólnej wachty na jachcie albo w środku doliny w górach przy zachodzącym lub wschodzącym słońcu albo przy obiedzie odrywając wzrok od telewizora, to byłoby jej łatwiej czuć się jedyną i niepowtarzalną. Mogłaby mu nawet odmówić pro forma, żeby nadal mógł wieść swój swobodny żywot człowieka formalnie wolnego. Jak wiesz, liczy się gest. I może nawet nie czułaby mrówek pod skórą, gdy poznaje jakąś inteligentną i ładną kobietkę.
W jakich jesteś stosunkach z Ryśkiem? Skoro siostra nie umie mu wprost wyartykułować swoich potrzeb, podsuń mu może parę łatwych rozwiązań. Umów się z nim na wódkę szwagierską i wyżal mu się, że Cię mąż zaniedbał. Że mężczyźni w ogóle nie zdają sobie sprawy z wagi niektórych słów i z bezcennej wartości ich powtarzalności. Że jak kobieta ma kochać faceta, który nie mówi jej wciąż, że kocha. Że kobieta od takiego faceta powinna sobie pójść do pierwszego, który zasypie ją gradem czułych słówek. Bo facet, który kocha, dba o emocje partnerki. Chucha na nie i dmucha, a gdy ona przez niego płacze bądź czuje się zlekceważona i nijaka, to on ma ją przytulić i powiedzieć coś miłego. Może się Rysio zastanowi i przemyśli. O ile Rysio jest człowiekiem czującym i myślącym, a nie czarującym egoistą.
Ucałowania. Margola Znachor Dusz.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze