Komu by tu...
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuRozumiem, że jest to dla Ciebie niezwykle istotne, iż powiedziałaś już wszystkim o ślubie i teraz martwisz się, co będzie, jeśli ulegniesz wątpliwościom? Takie „co ludzie powiedzą” zniszczyło już niejedno życie i – jak widzę – nadal może zbierać żniwo… Raczej niegłupim pomysłem byłoby odciągnięcie ślubu do chwili, gdy uporacie się z problemem.
Cześć,
Mam na imię Ania i mam 26 lat. Znalazłam Twój adres przez przypadek i zdecydowałam się napisać, ponieważ przeczytałam Twoje porady skierowane do innych osób i stwierdziłam, że rozsądna z Ciebie osóbka i może warto, by ktoś taki wypowiedział się na temat mojego problemu. Przyznam się, że jestem osobą bardzo nieufną i może w głębi serca czuję, że nie powinnam zwierzać się tak przypadkowo, ale naprawdę już nie wiem, co mam robić, i czuję się tak bardzo bezsilna.
Musiałabym długo opisywać problem, o którym wspomniałam, ale napiszę Ci to, co uważam za najistotniejsze. Mam trudny charakter i czasem ciężko ze mną wytrzymać, o co często toczyliśmy boje z moim narzeczonym, który w czerwcu ma zostać moim mężem. Jednak od jakiegoś czasu pracuję nad sobą i staram się, aby kłótnie między mną a nim nie urastały do rangi wojen, ale były tylko spokojną wymianą zdań. Bardzo łatwo do tej pory dawałam się prowokować do kłótni, co jest zrozumiałe, bo jestem typowym Lwem. To się jednak zmieniło… ale on także się zmienił. Do tej pory spokojny i opanowany, był dla mnie uosobieniem cierpliwości i wiem, że wiele znosił z mojej strony, ale teraz zamiast docenić moją zmianę na lepsze, której był przyczyną, to właśnie on zaczyna pokazywać swoje „ja”. Bardzo często podczas sprzeczki zagradza mi drogę, łapie i mocno ściska za nadgarstki, a co najbardziej mnie niepokoi — sam siebie bije po głowie, drapie i próbuje zrobić sobie krzywdę.
Nie wiem, co mam robić. Rodzina już wie o naszym planowanym ślubie, a ja tak naprawdę nie wiem, czy tego ślubu chcę. Boje się go. Bo jeśli po ślubie będzie się zachowywał jeszcze gorzej, co wtedy zrobić? Wspomnę jeszcze, że po każdej takiej sytuacji, której ja nie sprowokuję, nawet stara się mnie przeprosić i próbuje rozmawiać, i do tej pory jakoś to jest po staremu. Dziś też taka sytuacja miała miejsce, ale już nie chciałam z nim rozmawiać, tylko zamknęłam się w pokoju i myślałam. Wynikiem moich przemyśleń jest ten list. Nie wiem nawet, czy jesteś psychologiem lub jakimś terapeutą, ale jeśli możesz, poradź, co mam robić. Czy go kocham? Wiem, że kochałam, ale teraz to już nie jestem taka pewna. To okropne, prawda?
Czekam na list.
Pozdrawiam,
Ania
***
Droga Aniu,
Ustalmy jedno: zodiak to tylko zabawa i jakiekolwiek tłumaczenie swoich słabości znakiem zodiaku jest chybionym pomysłem. Że niby Lew miałby móc zdobywać bez końca nowych partnerów, a Ryby nigdy nie miałyby podjąć żadnej decyzji? Waga miałaby leżeć i pachnieć, do czego jest stworzona, a Koziorożec uparcie tkwić w błędzie? O, nie, nie. Aniu, trudny charakter jest wypadkową genów, działania otoczenia i WŁASNEGO WYBORU. Na szczęście Ty to już wiesz i zwalczasz swoje wady.
Zachowania Twojego narzeczonego są niepokojące. Trzeba się zastanowić, z czego wynika ta jego autoagresja? Czy jest to objaw jakichś zaburzeń psychicznych, czy chęć wymuszenia na Tobie wyrzutów sumienia, wzbudzenia poczucia winy i w efekcie manipulowania Twoim postępowaniem? Może też rozpiera go frustracja, której nie może teraz rozładowywać w gwałtownej sprzeczce – napisałaś, że zmieniłaś w tym zakresie swoje postępowanie i on w związku z tym nie ma możliwości dania ujścia swoim negatywnym emocjom. Nie chce rozładować ich na Tobie, bo zdaje sobie sprawę, że to niewłaściwe, więc próbuje skierować agresję na siebie. To mi przychodzi do głowy jako pierwsze. Zauważ, że do tej pory to on był tym „dobrym”. Spokojne wychodzenie ze sprzeczek z Tobą dawało mu poczucie moralnej przewagi i mógł czuć pewnego rodzaju wyższość, że to Ty wpadłaś w szał, a on dochodził spokojnie do rozwiązania problemu. Widocznie taka gra była mu potrzebna. Teraz jest mu trudno odnaleźć się z tą Twoją przemianą.
Musicie poważnie porozmawiać i musisz jasno postawić granicę, wedle której jakakolwiek agresja – czy skierowana do Ciebie, czy do niego – nie wchodzi w grę. Są treningi, które uczą panowania nad tego typu emocjami. Obawiam się, że tutaj potrzebny byłby ktoś, kto pomoże odnaleźć źródło tych dziwnych zachowań i pomoże Wam obydwojgu znaleźć metodę radzenia sobie z nimi w sytuacjach konfliktowych. Bo agresja ma tę nieprzyjemną właściwość, że eskaluje bardzo szybko i trudno ją opanować – myślę tu też o agresji werbalnej.
Inna sprawa – Wasz ślub. Rozumiem, że jest to dla Ciebie niezwykle istotne, iż powiedziałaś już wszystkim i teraz martwisz się, co będzie, jeśli ulegniesz wątpliwościom? Takie „co ludzie powiedzą” zniszczyło już niejedno życie i – jak widzę – nadal może zbierać żniwo… Raczej niegłupim pomysłem byłoby odciągnięcie ślubu do chwili, gdy uporacie się z problemem, i to uporacie się z pomocą specjalisty. Aniu, nie muszę Cię przekonywać, że to jedna z najistotniejszych decyzji w życiu…? Oczywiście zawsze można się rozwieść, ale po pierwsze – nie każdy umie podjąć taką decyzję, a po drugie – to nigdy nie odbywa się bez kosztów psychicznych, czasem niewspółmiernych do tego „wstydu”, którego można się najeść, przesuwając lub nawet odwołując ślub. W tej sprawie zalecam jednak daleko idącą ostrożność i mnóstwo zdrowego rozsądku. To naprawdę nic strasznego stwierdzić, że Was chwilowo jeszcze nie stać na wspólne życie albo nawet w ogóle nie tłumaczyć – w końcu to Wasze życie…
Pewnie się kochacie i Wam na sobie nawzajem zależy. Pójdźcie razem do jakiejś poradni – nie wiem, czy planujecie ślub kościelny, wówczas i tak powinniście odwiedzić psychologa, który zajmuje się przygotowaniem par. Opowiedzcie mu o tym problemie, może skieruje Was we właściwe miejsce, może wskaże jakieś rozwiązania… Najgorszym, co moglibyście teraz zrobić, byłoby podejście na zasadzie „samo się ułoży”. Samo nic się nie układa…
Życzę Wam znalezienia naprawdę wspólnej drogi.
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze