Blondynka przed komputerem
ANNA MUZYKA • dawno temuInternet ułatwia wiele rzeczy. Komunikację, szybkie wyszukiwanie informacji, zakupy. W kilka sekund mogę połączyć się z przyjacielem oddalonym o parę tysięcy kilometrów ode mnie i w czasie rozmowy kupić bilety lotnicze. Nie biegam sprawdzać rozkładów pociągów i repertuarów kin. Niestety należę do grupy przypadków niereformowalnych, gubię się w świecie komputerów, wciąż coś mi się psuje, a o moich wpadkach krążą już anegdoty.
Internet ułatwia wiele rzeczy. Komunikację, szybkie wyszukiwanie informacji, zakupy. W kilka sekund mogę połączyć się z przyjacielem oddalonym o parę tysięcy kilometrów ode mnie i w czasie rozmowy kupić bilety lotnicze, żeby spotkać się z nim jak najszybciej się da. Nie biegam sprawdzać rozkładów pociągów i repertuarów kin. Wszystko mam w zasięgu ręki, co zwłaszcza zimą, kiedy zazwyczaj odmawiam załatwienia czegokolwiek, co łączyłoby się z opuszczeniem ciepłego pomieszczenia, jest wyjątkowo cenne.
Ale wszystko ma dwie strony — tak samo jak każdy z nas ma jakąś drugą, ukrytą osobowość. Pech chciał, że w moim wypadku jest to Typowa Blondynka. Typowa Blondynka wewnątrz mnie — naturalnej brunetki, zawsze, ale to zawsze zgubi się w większym sklepie elektronicznym i koniecznie pomyli kierunki prawo i lewo. Kiedyś usłyszałam od znajomego, który próbował doprowadzić do ładu i używalności mój już w tym momencie śp. komputer, że takim jak ja powinno się zabierać sprzęty, bo i tak je zepsują. No cóż, według mojego podejścia sprzęt powinien a. działać, b. działać szybko c. działać bez wydawania zbędnych i irytujących dźwięków. Czy to naprawdę aż tak dużo?
Kiedy Typowa Blondynka przejmuje chwilową kontrolę nad moim bardziej opanowanym i racjonalnie myślącym JA i siada przed komputerem, to zdarza się, że dochodzi do sytuacji, które potem na długo stają się ulubionymi anegdotkami moich znajomych. Dwa lata temu przerażona zadzwoniłam do kolegi z prośbą o przybycie, ponieważ sieć mi padła, a ja musiałam pilnie wysłać kilka rzeczy. Kolega — informatyk z zawodu i zamiłowania — począł klikać, sprawdzać ustawienia i realizować inne takie szatańskie pomysły. Wszystkie po kolei zawodziły. Na koniec zrezygnowany stwierdził, że na wszelki wypadek sprawdzi, czy wszystko OK z antenką od modemu. No i była… schowana. Na pytanie dlaczego schowałam antenkę i jak niby w ten sposób modem ma wyłapać sieć, cicho odpowiedziałam, że przecież mi kazało wsadzić kartę SIM, to popatrzyłam za komputer i z tego modemu wystawało coś tak jakby tej wielkości, więc pomyślałam, że pewnie wyskoczyła sama i wepchnęłam z powrotem.
Parę dni temu umówiłam się na kawę z facetem poznanym przez Internet. Facet wydawał się całkiem sympatyczny, dość inteligentny, nadawaliśmy niemal na tych samych falach. W tym samym czasie w drugim okienku komunikatora miałam rozmowę z innym, zupełnie nieinteresującym. A ponieważ obie rozmowy prowadziłam z pożyczonego komputera (ponieważ mój nie pierwszy i nie ostatni raz padł), to nie dodałam namiarów do swoich kontaktów. Więc kiedy po tygodniu dostałam wiadomość z pytaniem o spotkanie, ochoczo przestałam, będąc w stu procentach pewną, że chodzi o tego, z którym autentycznie chciałam się spotkać. Jak się okazało, byłam w błędzie. Pomyliłam osoby. Chyba w życiu tak szybko nie zjadłam dwóch dań.
Jakiś czas temu, żeby nie przeszkadzać domownikom, podłączyłam dopiero co kupione słuchawki, przetestowałam, czy aby na pewno wsadziłam kable w odpowiednie dziurki, usiadłam przed komputerem i włączyłam ulubioną muzykę. I nie zauważyłam, że mój młodszy brat patrzy na mnie jak na skończoną kretynkę. Dopiero po chwili sam ściągnął mi słuchawki z uszu i doszło do mnie, że zaiste, słuchawki podłączyłam, ale ponieważ nie wyłączyłam wieży, której głośniki były podłączone do komputera to i tak wszyscy słuchali razem ze mną.
Innym z kolei razem bardzo chciałam porozmawiać ze znajomymi mieszkającymi za granicą, a ponieważ nawet Typowa Blondynka potrafi obsługiwać komunikator, to w tej kwestii obyło się bez problemu. Sęk w tym, że nie zostałam powiadomiona, że zakupiona przeze mnie kamerka uruchamia się automatycznie z nawiązaniem połączenia. Nie żebym akurat robiła coś niestosownego, ale znajomi z ogromnym trudem powstrzymywali się przed wybuchem śmiechu, kiedy obserwowali mnie próbującą wgramolić nogi na biurko (w ten sposób prowadzę bowiem większość konwersacji), poprawiającą uwierający mnie stanik i wyciskającą krostę na czole.
Przypomina mi się historia, która przytrafiła się parę lat temu mojej znajomej. Poważnie zdenerwowana rewelacjami na swój temat rozsiewanymi przez „życzliwą przyjaciółkę” napisała maila do innej znajomej, w którym w dość niewybrednych słowach wyraziła się o owej życzliwej. Ze względu na ogromne wzburzenie i bardzo emocjonalne podejście do przedmiotu plotek, forma tego maila była dość ekspresyjna. Problem polegał na tym, że wpisując nadawcę zamiast nazwiska osoby, której chciała się wykrzyczeć i wyżalić… wpisała nazwisko sprawczyni całego zamieszania, która otrzymała kieszonkowy słownik wulgaryzmów plus opinię na temat swojego pochodzenia i sposobu prowadzenia. Historia pocieszyła mnie o tyle, że nie tylko ja mam w sobie głupszą, bardziej roztargnioną siostrę bliźniaczkę.
Nie uważam, że kobieta przez sam fakt swojej płci nie nadaje się do wykonywania zawodu informatyka. Ba, znam wiele świetnym informatyków w spódnicach. Ja niestety jestem jedną z tych osób, o których krążą w Internecie historyjki wypisywane przez administratorów sieci. Każdy z nich ma co najmniej kilkadziesiąt podobnych przypadków niereformowalnych. Pomyśleć jak nudna byłaby ich praca gdyby nie ja.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze