Próbował mnie zgwałcić
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuŚwiatowe statystyki mówią, że więcej kobiet umiera na skutek przemocy niż z powodu nowotworu, malarii czy wskutek wypadków drogowych. Co trzecia kobieta zostaje pobita, zmuszona do uprawiania seksu lub pada ofiarą innych naruszeń praw człowieka. A 70% zamordowanych kobiet ginie z rąk swoich partnerów. Według badań CBOS z 2002 roku co ósma Polka przyznała, że co najmniej raz została uderzona przez partnera podczas małżeńskiej awantury.
Przemoc wobec kobiet jest zjawiskiem powszechnym, występuje we wszystkich szerokościach geograficznych, we wszystkich grupach społecznych, w czasach wojny i pokoju. Światowe statystyki mówią, że więcej kobiet w wieku od 15 do 44 lat umiera na skutek przemocy niż z powodu nowotworu, malarii czy wskutek wypadków drogowych. W ciągu swego życia co trzecia kobieta zostaje pobita, zmuszona do uprawiania seksu lub pada ofiarą innych naruszeń praw człowieka. A 70% zamordowanych kobiet ginie z rąk swoich partnerów. Według badań CBOS z 2002 roku co ósma Polka przyznała, że co najmniej raz została uderzona przez partnera podczas małżeńskiej awantury.
Przemoc może mieć różny charakter, nie tylko fizyczny. Istnieje przemoc seksualna, psychiczna, ekonomiczna oraz ta polegająca na bezprawnym ograniczeniu wolności. Statystyki nie kłamią. Jesteśmy słabsze fizycznie niż mężczyźni, a za nami tysiące lat patriarchatu, który całym społeczeństwom nie pozwala zrozumieć, że prawa człowieka to także prawa kobiet.
Rozmaite organizacje na całym świecie usiłują stworzyć spójne programy, które mogłyby uratować afrykańskie kobiety przed rytualnym obrzezaniem, Meksykanki przed zamordowaniem, Afganki przed ustawianymi małżeństwami, Polki przed biciem i tak dalej, i tak dalej. Chwała im za to, ale zmieniają się rządy, zarządy i zarządzenia, a my wciąż się boimy chodzić nocą po ulicy. Ofiary gwałtu wciąż zostają posądzone o to, że sprowokowały gwałciciela swoim strojem czy zachowaniem, bite żony tłumaczą się w sądach, że są naprawdę dobrymi żonami i sumiennie wypełniały swoje obowiązki, a Kościół katolicki wszystkim każe nosić swój krzyż w milczeniu, z pokorą.
Nie pozostaje nic innego, jak tylko wziąć sprawy w swoje ręce.
Tu powinnam opowiedzieć swoją historię. Jakieś dziesięć lat temu jakiś (pip, pip, pip) próbował mnie zgwałcić. Zostałam zaatakowana w przysłowiowy biały dzień, tuż przed drzwiami mojego mieszkania. Oprawca był młody i nie ukrywał swojej twarzy. Zdołałam uciec. Jego brutalny dotyk na udach czułam jeszcze kilka godzin później. Zwierzęcego strachu o swoje życie, który czułam w chwili, kiedy na mnie napadł, nie potrafiłam pozbyć się przez kilka długich lat. Ilekroć słyszałam za sobą czyjeś kroki, przystawałam, czekając aż mnie minie – moja schowana w kieszeni dłoń trzymała spust na gazie łzawiącym. Niechby tylko któryś spróbował zapytać mnie o godzinę…
Potem szukałam broni. Marzyłam o jakimś niewielkim Lugerze, który zmieściłby się do mojej torebki. Porzuciłam jednak ten pomysł – zabawy z bronią na ostre naboje zazwyczaj źle się kończą. Na nielegalnym rynku zdobyłam paraliżujący gaz w żelu, którego można używać nawet w windzie – zawsze trafi precyzyjnie w twarz napastnika, nie paraliżując przy okazji innych ludzi. Nie miałam okazji go wypróbować, ale wiem, że wypalał dziury w ubraniach. Wreszcie, kiedy moja szajba osiągnęła apogeum, w kieszeni kożuszka nosiłam wielką, policyjną gumową pałę. Do tego stosowałam wszelkie środki ostrożności – jeśli już musiałam samotnie wychodzić z domu, kiedy było ciemno (w grudniu to nieuniknione), potrafiłam przejechać dwieście metrów taksówką. Wszelkie zakrzaczone miejsca, nawet jeśli były to niewinne skwerki w centrum miasta, omijałam szerokim łukiem.
Wiem, że brzmi to śmiesznie. Przecież nic mi się wtedy nie stało, facet nawet nie podarł mi rajstop. Tyle że w momencie kiedy mnie atakował, nie wiedziałam, jaki będzie finał. Doznałam porażającego, atawistycznego strachu o moje życie. To doświadczenie zostało we mnie na zawsze.
I pewnie żyłabym z tym lękiem do dziś, gdybym nie trafiła na kurs WenDo tylko dla kobiet.
Nie wolno mi opisać tego, co dzieje się na kursie, ani tego, czego tam nas uczą – nie zdradza się przeciwnikowi swojego oręża. Powiem tylko jedno – na początku miła prowadząca, zaskakująco drobna i śliczna blondynka, przyniosła nam wielką kupę sosnowych desek. Każda z nich była grubym na dwa centymetry kwadratem o wymiarach dwadzieścia na dwadzieścia centymetrów.
— Teraz każda z was rozbije tę deskę pięścią. - uśmiechnęła się.
Oczywiście wszystkie myślałyśmy, że to tylko żart, przecież żadna z nas nie jest Brucem Lee. A jednak, po godzinie każda z uczestniczek miała przed sobą przepołowioną deskę. Z niedowierzaniem przyglądałam się swojej prawej dłoni. Że umiem tą dłonią obrać ziemniaki, napisać tekst, przewinąć niemowlę i zrobić jeszcze tysiąc innych rzeczy — to wiem, ale żeby tak zaraz deski grube na pół rozbijać jak wytrawny karateka to nie — nie wiedziałam.
WenDo zawdzięcza swoją nazwę sformułowaniu women do. Zajęcia można nazwać drogą kobiet. Uważa się, że zasady WenDo utworzyły na początku XX wieku pracownice pewnej kanadyjskiej fabryki, gdzie były molestowane przez swoich kolegów z pracy. Sytuacja zmusiła je do obrony. Skutecznej obrony.WenDo jest na świecie coraz bardziej popularne. W Niemczech uczy się jego zasad dziewczynki w szkołach w ramach zajęć wychowania fizycznego. Uczą się go kobiety niepełnosprawne, małe dziewczynki i staruszki. Moc WenDo – oprócz praktycznych chwytów – zdaje się polegać na przywróceniu wiary w kobiecą siłę.
Po kursie przestałam się bać. W ciągu zaledwie dwóch dni zaszły w mojej psychice zaskakująco duże zmiany. Zrozumiałam, że dałam sobie wmówić, że jestem biedną, słabą kobietą, ofiarą i że każdy może na mnie napaść. Że nie mam szans w żadnej walce. Pojęłam, że znakomita część wyniku walki zależy od mojego nastawienia psychicznego. Jeśli uwierzę, że jestem silna i potrafię się obronić, mam duże szanse wyjść cało z opresji.
Dziś nie kuszę losu, ale też nie przemykam skulona środkiem ulic. Ostatnio na przyjęciu powiedziałam pewnemu eleganckiemu gogusiowi, że nie życzę sobie żadnych seksistowskich tekstów. Patrzyłam mu przy tym prosto w twarz – nie do pomyślenia wcześniej. Dzięki WenDo wiem, że moje bezpieczeństwo to także stawianie granic. Co rano biegam polnymi drogami i czuję się bezpieczna, bo mam siebie. A to świetna i skuteczna broń.
Myślę, że najwyższa pora wziąć sprawy w swoje ręce. Wiele przecież zależy od nas samych. Jeśli porzucimy pozycję ofiary i uwierzymy, że jesteśmy silne, z wielu opresji będziemy mogły wyjść bez szwanku. Nie jestem naiwna i wiem, że żadna sztuka samoobrony nie zapobiegnie obrzezaniu kobiet w Afryce, bo do tego potrzebne są pokoleniowe zmiany świadomości, ale pomyślcie, drogie siostry, ile możemy zrobić dla siebie?
Niech moc będzie z Wami!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze