Samcza zemsta?
CEGŁA • dawno temuPo licencjacie zatrudniłam się jako asystentka dyrektora poważnego instytutu naukowego. Zależało mi na kontynuowaniu studiów, wybrałam więc pracę głównie dla prestiżu miejsca i nie najgorszej pensji – w oczy przyszłym pracodawcom zbyt głęboko nie zaglądałam. To był błąd!
Droga Cegło!
Po licencjacie zatrudniłam się jako asystentka dyrektora poważnego instytutu naukowego. Zależało mi na kontynuowaniu studiów, wybrałam więc pracę głównie dla prestiżu miejsca i nie najgorszej pensji – w oczy przyszłym pracodawcom zbyt głęboko nie zaglądałam.
Po kilku miesiącach okazało się, że kadra naukowa jest bardzo fajna i miła, a reszta, jak to ludzie, różna. Dyrektor zaś w typie „starego portfela”: przy kości, chyba nie tak stary jeszcze, ale władczy, patriarchalny, czasem miły, czasem wredny, zależnie od humoru.
Najmłodszych pracowników traktował jak surowy ojciec, pozwalał się dużo nauczyć. Byłam z tego zadowolona i uwijałam się jak w ukropie, bo dawał mi dużo obszernych, samodzielnych zadań organizacyjnych i wolną rękę, a za wszystko, co wyszło po jego myśli, chwalił do przesady. Śmieszyło mnie nawet, że imponuje mu moja znajomość angielskiego (on nie zna) i ciągle to powtarza, a przecież to był jeden z warunków w ogłoszeniu o pracy!
W czerwcu organizowałam dla instytutu między innymi przyjęcie z okazji 30-lecia pracy naukowej kilku naszych profesorów. Miało być „na medal” i było. Harowałam przy tej imprezie jak szalona, udała się fantastycznie, łącznie z pamiątkowymi dyplomami i prezentami dla jubilatów, których doprowadziłam niemal do łez wzruszenia. Nieważne.
Kiedy wszyscy goście już zaczęli zbierać się powoli do domu, tak około 2.00 w nocy, musiałam dokończyć sprawy organizacyjne. Wreszcie zamienić kilka słów z menadżerką restauracji, podziękować, poczekać na fakturę. Byłam zmęczona, zamówiłam sobie taksówkę. Gdy wyszłam na zewnątrz, w aucie czekał dyrektor z kierowcą, z propozycją podwiezienia. Nie wiem, jak to zrobił, bo z imprezy wyszedł z żoną. Był mocno podpity i przez otwarte drzwi auta z tylnego siedzenia rzucał do mnie mało śmieszne żarciki. Jakoś tak nie wiem, na wyczucie nie podobało mi się to, a może niepotrzebnie za dużo sobie wyobrażałam? W każdym razie podziękowałam za ofertę, powiedziałam, że mam już taxi i muszę szybko jechać, bo mój chłopak czeka w domu, nie śpi i się denerwuje. Jakbyś miała chłopaka, to by tu warował pod drzwiami w środku nocy, jak dżentelmen, a nie w domu czekał – zarechotał dyrektor. I odjechali z piskiem opon.
Jadąc do domu, strasznie się martwiłam, układałam w głowie najgorsze scenariusze. Oczywiście to prawda, chłopaka nie mam. Sama płacę za wynajem mieszkania i czesne za studia magisterskie. Jak mnie zwolni, z dnia na dzień jestem na lodzie, dobrze, że jest lato.
W poniedziałek jakby nic się nie stało, wszyscy dziękowali mi za świetną imprezę. Dopiero po paru dniach zorientowałam się, że trochę jakby zmieniłam pracę… Jakbym dostała nowe, niby lepsze, a gorsze, za to bardziej poufne stanowisko. Dyrektor powierzył mi samochód służbowy i zaczął traktować jak swoje osobiste popychadło. Zamiast zadań merytorycznych, musiałam odbierać jego ciuchy z pralni, załatwiać prezenty dla żony, dzieci i znajomych, zapisywać go do lekarza. Stałam się gońcem, zaopatrzeniowcem, prawą ręką do lewych spraw. Kiedy raz napomknęłam, że czegoś tam chyba nie mam w zakresie obowiązków, to mnie ofuknął złośliwie: Możemy go napisać na nowo, jeśli chcesz mieć wszystko na papierze. To się nazywa renegocjacja warunków umowy.
Nie wiem, co o tym myśleć. Dyrektor nigdy nie dotknął mnie, nie objął, nie poklepał. Nie mam dowodów na jego „złe zamiary” tamtej nocy, tylko wrażenie. Ja też się do niego nie wdzięczyłam, nie dawałam sygnału, że interesuje mnie romans z szefem, do tego żonatym i starym! Robi ewidentne uniki, nie chce rozmawiać o mojej sytuacji zawodowej. Jest bardzo sprytny, przy świadkach miły jak dawniej, ojcowski, na osobności bardziej oschły i rozkazujący. Ostatnio chciał, żebym załatwiła superpensjonat na weekend dla 2 osób, ewidentne było, że nie chodzi o żonę. Powiedziałam, że to dla mnie raczej niezręczne, a on na to, że ufa mi jak nikomu innemu! Złamałam się i załatwiłam, co kazał, po powrocie był wniebowzięty i obiecał podwyżkę od września!
Rozesłałam kilka CV, myślę, że moje dobre dni w instytucie są już policzone. Nie wiem, czego dyrektor oczekiwał ode mnie, trudno mi go oskarżać, to tak, jakbym chwytała się mgły, nie mam nic konkretnego. Ale jest mi przykro, bo nie takiego rozwoju zawodowego oczekiwałam i czuję się bez powodu poniżona. Jak powinnam to rozegrać?
Mada
***
Kochana Mado!
Strach ma wielkie oczy, a wyobraźnia bywa przekleństwem. Bardzo niegrzeczny, nawet chamski był komentarz dyrektora na temat Twojego istniejącego lub nie chłopaka. Kładę to na karb upojenia i męskiej buty, a dyskusja z pijanym nie ma sensu.
Całą resztę postrzegam całkiem na opak. Twojego szefa odbieram jako człowieka prostego, ale dość inteligentnego, by utrzymać odpowiedzialne stanowisko. Ma swoje (uzasadnione) kompleksy, luki w wiedzy i wykształceniu, dlatego umiejętnie dobiera zespół. Żeby pracować z mądrzejszymi od siebie. A to jest, wbrew pozorom, całkiem niezła cecha. Istnieje różnica między wykorzystywaniem ludzi, a uczeniem się od nich. Dyrektor sprawia wrażenie kogoś, kto umie rozdzielać zarówno zadania, jak i pochwały czy nagany. Najlepszych dowartościowuje finansami, przywilejami. Stawia na młodych, jesteś tego przykładem. Daje szansę sprawdzić się na wielu polach.
Na moje wyczucie wydarzyło się między Wami coś, co opacznie wzięłaś za odwet. Szef obserwował Cię uważnie, testował Twoje zdolności i wytrzymałość. Postrzegasz go jako macho, mi natomiast wydaje się, że zostałaś prze niego potraktowana jak… facet! Twardo. Podwózka po imprezie mogła być pijackim kaprysem lub kolejnym sprawdzianem, trudno orzec. Może jednym i drugim? Zdałaś egzamin z pracowitości, odpowiedzialności, rzetelności, wreszcie – z przyzwoitości. Nie myśl, że wszyscy szefowie lubią mieć u boku uległe, gotowe na wszystko, wydrowate sekretarki jak z kiepskich dowcipów. Dziś w cenie jest stanowczość, kultura osobista, sumienność. Taki pracownik może godnie reprezentować firmę na każdym szczeblu i w każdych okolicznościach, poradzi sobie w każdych warunkach i z każdym „przeciwnikiem”. Właśnie to, że padając z nóg, nie przyjęłaś lekko dwuznacznej propozycji, mogło się szefowi spodobać.
Jako swoją asystentkę dyrektor przeprowadza Cię przez różne fazy Twojego stanowiska. Na dobrą sprawę wszystkie polegają na dobrej organizacji i wyręczaniu go w detalach. Powierzanie spraw osobistych zamienia Cię trochę w zausznika i to naturalnie może Ci nie pasować. Masz pełne prawo oprotestować odbieranie koszul z pralni i inne „niegodne” czynności, nie sądzę, by dyrektor chciał Cię za to zwolnić. On doskonale wie, że studiujesz i nie jest to Twoje docelowe zajęcie. Może widzi sens w pokazaniu Ci wszystkich pięter i zakamarków instytutu, łącznie ze schowkiem na miotły? W wielu krajach i instytucjach to bardzo popularna forma wdrażania się do pracy zawodowej. I według mnie całkiem sensowna.
Tak czy inaczej, dobrze, że jesteś czujna, ale w opisanej historii nie widzę znamion napastowania ani mobbingu. Jak już pisałam, widzę natomiast próbę „przeczołgania” młodego pracownika przez cały poligon, nie zważając na jego płeć, co bardzo się szefowi chwali. Sama wspomniałaś coś o „ojcowskim” stosunku. Może to taki oldskulowy, wymagający tatuś, nienowoczesny, który osiągnięcia dziecka nagradza samochodem i wyższym kieszonkowym. Inaczej nie potrafi. Wybacz więc niezręczności i korzystaj, ile wlezie.:)
Powodzenia życzę we wszystkim!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze