„Komunistka”
CEGŁA • dawno temuOd kilku lat jestem i czuję się samotna. Byłam w wieloletnim związku. Stało się nieszczęście – rodzice mojego ukochanego zachorowali - jedno na schizofrenię, drugie na chorobę Parkinsona. Musieliśmy się rozdzielić. Wiem, że znalazł sobie przyjaciółkę. Nasza córka jeździ do nich dwa razy w roku i wraca wniebowzięta. Ja jestem na cenzurowanym: niezamężna, ojcu dziecka „pozwoliłam” na wyjazd do Ameryki, jestem dziwna, bo nie mizdrzę się do mężczyzn i nie chcę ułożyć sobie życia z byle kim… Moje podejście do życia jest źle widziane.
Droga Cegło!
Moi rodzice są przede wszystkim dobrymi kumplami, przyjaciółmi na całe życie. Podobnie dziadkowie ze strony mamy (ci drudzy – rodzice taty — już nie żyją). Kiedy miałam 17–18 lat, znajomi z liceum nawiedzali tłumnie nasz dom, lubili atmosferę, czasem się śmiali, z sympatią, że w naszej rodzinie to chyba sami komuniści, tacy jesteśmy dla siebie nawzajem „równi”. Nie myślę, żeby to była sprawa równości czy orientacji politycznej, nikt w mojej rodzinie nie walczył o nią ani nie szafował słowami, to było i jest samoistne.
Że ochrzczono nas komunistami, to mogę zrozumieć. Ostatnio kolega taty z pracy obruszył się, że w naszym domu śmierć Prymasa Glempa nie jest wydarzeniem tygodnia. No, nie jest, nie chodzimy do kościoła, nikomu się z tego nie tłumaczymy, ani też nie prosimy, żeby ktoś nam tłumaczył, dlaczego chodzi. To chyba fair. Przy stole nigdy, jak żyję prawie 30 lat, nie słyszałam dyskusji o tym, kto z kim żyje, skąd ma dziecko, czyje i jaką metodą, kiedy komunia, dlaczego ten jest gejem a tamta rozwódką. Rozmawialiśmy zawsze o muzyce, książkach, filmach, zwykłych problemach – komu pożyczyć, od kogo pożyczyć, jak pomóc znajomym przewieźć duży stół, który się nie rozkłada… Jak najrzadziej o polityce. Można powiedzieć, że wychowałam się, przenośnie, w raju…
Od kilku lat jestem i czuję się samotna. Byłam w wieloletnim związku, modelowo partnerskim dla tych, którzy lubią definiować. Razem pracowaliśmy, uprawialiśmy sport, zbijaliśmy pomost, budowaliśmy letnią chatkę, nosiliśmy te same ciuchy. Oboje umieliśmy gotować, przewijać córkę, rąbać drzewo.
Stało się nieszczęście – rodzice mojego ukochanego mężczyzny zachorowali niemal równocześnie, jedno na schizofrenię, drugie na chorobę Parkinsona. Są wiekowi, mieszkają w Ameryce Południowej. Musieliśmy się rozdzielić. Mój facet, dosyć zdolny fotograf, założył podrzędny hotelik, by być blisko nich i opiekować się. Boryka się na co dzień z większymi problemami finansowymi i prawnymi, niż większość nas Polaków tutaj może sobie wyobrazić.
Wiem, że znalazł sobie przyjaciółkę, bratnią duszę, z którą dzieli kłopoty na pół. Nasza córka jeździ do nich dwa razy w roku i wraca wniebowzięta. Nie rozumiem jednego: czemu na całym świecie panuje taka otwartość na różne ludzkie losy i charaktery, tylko nie u nas? Ja jestem na cenzurowanym: niezamężna, ojcu dziecka „pozwoliłam” na wyjazd, jestem dziwna, bo nie mizdrzę się do mężczyzn i nie chcę ułożyć sobie życia z byle kim… Rodzina mnie rozumie, ale pozostałe otoczenie – ani trochę.
Często w sytuacjach zawodowych i towarzyskich słyszę, że jestem niekobieca, nieprzystępna, twarda, zimna, inna. Ubieram się nie tak, nie umiem się przyznać do słabości, do tego, że kogoś potrzebuję. Owszem, potrzebuję, ale nie w taki sposób! Nie poprzez kręcenie loczków, łamanie obcasów i paznokci, robienie minek i ubolewanie nad swoim losem. Moja córka ma ojca, zastępcy nie szukam. Jej prawdziwy tata kiedyś będzie musiał podjąć decyzję – gdy chorzy rodzice odejdą. Czy zostaje tam, czy wraca do nas. Nie mi go ponaglać czy pouczać, jest pełnoletni.
Może i chciałabym spotkać kogoś, kto zrobi ze mną grilla, razem naprawimy dziury w deszczułkowej ścieżce do domku, napijemy się wina, poleżymy w hamaku. Bez wielkich słów, przysiąg, deklaracji. Ale moje podejście jest źle widziane. Baba powinna się oddać i poddać, zdepilować i udrapować na kwiecistej sofie. Inaczej nie wie, czego chce. To takie płytkie i głupie ze strony mężczyzn. Ale kobiety też mi nieźle dokładają!
Mojra
***
Droga Mojro!
Powiedziałaś wielkie A. Zgodziłaś się na wyjazd partnera w sytuacji granicznej, nie dołączyłaś – były powody, nie wnikam. Powiedziałaś wielkie B. Przyjęłaś do wiadomości jego szczere przyznanie się do związku z inną osobą. Powiedz wielkie C. Czy akceptujesz tę sytuację? A jeśli tak – czy słusznie? I z kim chcesz się bujać w hamaku – z nim, czy z kimkolwiek, kto ten układ zniesie?
Dla mnie Twoje rozterki mijają się kompletnie ze światopoglądem, kuluarami, zagadnieniem wolności. Z przeciętnego punktu widzenia masz poglądy rewolucyjne. Z powodu obowiązków i podejścia do życia nie zajmujesz się jednak czynnie rewolucją. I stąd moim zdaniem bierze się Twoja niekompatybilność z rzeczywistością.
Przeżywasz obecnie dość banalne doświadczenie samotnej matki. Kumplowskie pary w Twojej rodzinie związały się raczej po epoce zsyłek syberyjskich i nie zaznały konieczności rozdzielenia, a to czyni sporą różnicę. Pal sześć cudze opinie! Myślę, że pomimo duchowej wolności Ty sama nie potrafisz pogodzić się z układem, w jakim się znalazłaś. I specjalnie mnie to nie dziwi. Partnerstwo jest fajne i weryfikuje się dzień po dniu. W przypadku rozłąki staje się próbą, jak każdy inny związek, nawet supertradycyjny i konserwatywny. O wszystkim decyduje siła lub niedostatek więzi. Wybacz mi, proszę, te słowa. Ale dobry kumpel nie funduje nam zawieszenia, niepewności.
Nie przytaknę temu, że uświęcone relacje są zakłamane, a pozostałe – prawdziwe. Ani temu, że jesteś negatywnie oceniana za wygląd, ubiór, stan cywilny czy wyrazistość płciowości. Podejrzewam, że nie możesz dojść do ładu sama ze sobą, określić jasno swoich oczekiwań i priorytetów. Właśnie to z reguły odstrasza innych — bez względu na ich poglądy i orientacje.
Ludzie nie są „frajerami”, każdy szuka swojej maksymalnej porcji szczęścia. Czym innym jest związek i nieuniknione napotkanie gdzieś po drodze problemów, czym innym zaś – świadomość od początku, że to tymczasowe. Chcesz być uczciwa, co oznacza, że nie wiesz, jak będzie dalej, czy ukochany wróci – i kiedy. Sama pomyśl, na co zatem masz szansę poza tzw. dobiegaczami? Kiedy patrzę na współczesną papkę komercyjną, w tym na romantyczne filmidła – owszem, świat wydaje się pełen ludzi gotowych na sekundę złudzenia, tu i teraz. Ale rzeczywistość skrzeczy i przeczy.
Nie dziw się zatem, że brak entuzjastów, którzy poczekają u Twego boku, aż główny gracz się zdeklaruje. To Ty czekasz i nie stawiając mu warunków, skazujesz się na samotność…
Mądrych i twardych decyzji życzę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze