Trzy w jednym
MARGOLA&KAZA • dawno temuWokół nas, jak okiem sięgnąć, rodzą się wielkie uczucia, namiętności, nienawiści, rozpętują się małe prywatne wojny. Ludzie pałają uczuciem ku sobie, schodzą się na krócej lub dłużej, mają dzieci, samochody i rachunki za adwokata. Podobno w Polsce statystycznie najtrwalsze są drugie małżeństwa. Bywa też, że prawem serii człowiek zawiera i czwarte, i piąte, i następne, a wszystkie z równym zaangażowaniem. Sama nie wiem – śmieszne to czy tragiczne.
Droga Kazo,
Nie podejmuję się wyjaśniania przyczyn tej sytuacji. Mnie wystarcza, że coś ludzi ku sobie pcha i że nie jest to siła wytłumaczalna. Naszym braciom Amerykanom takie wyjaśnienie jednak nie wystarcza i w swej niezawodnej pasji pisywania poradników przetłumaczą dowolne zjawisko na język nauki.
Wyobraź sobie zatem, Kazo, że pierwszy związek zawieramy dla seksu. Wyłącznie. Dozwolone są inne powody, ale seks jest tym grającym najistotniejszą rolę. Mamy zatem naukowy pretekst, który uzasadnia odżeglowanie w kierunku nowego związku, kiedy coś się nie powiedzie. Wypaliło się, kochana. Ot, wypaliło. Jak utrzymywać związek dla seksu, którego już nie ma? Hejże dzieci, hejże ha, bierze drugą żonę. W drugim związku chodzi o dzieci. Statystycznie z tych drugich związków rodzi się ich najwięcej. Wiążą się ludzie zatem, wiążą, dzieci płodzą, rodzą, czasami zdążą wychować. Czemu „zdążą”? Bo, kochana moja, przecież w związku jak to w związku – narastają kryzysy, nieporozumienia, waśnie.
Jeśli się nie brać od podstaw do roboty (a po co, skoro nauka ma swoje wyjaśnienia) – małżeństwo rozwiewa się jak sen złoty, a małżonek wystawia naukowy amerykański sztandar „Trzeci partner będzie naprawdę dla mnie!”. I wiążą się w te trzecie związki, które w cudowny sposób wypełniają wszelkie pustki, kompatybilnie wiążą dwuosobową rzeczywistość w cudowną jedność, jest och i ach, i o, mój ukochany, jakże nam ze sobą dobrze. Uwaga – amerykańscy psychologowie tu kończą wyliczankę naukowych uzasadnień, dobrze byłoby zatem poważnie się przy tym trzecim związku zastanowić i choć raz wybrać z jakąś dozą wytłumaczalnego rozsądku. Czwartej furtki nie ma.
I tak to jest, Kazo. A ja sobie w duchu myślę, że jednak wskazane byłoby trzy w jednym. I taniej to, i użerania mniej… W sytuacjach krytycznych można pofantazjować sobie na temat ulubionego aktora śpiewającego piosenki o romantycznych uniesieniach – i powrót do rzeczywistości. Tej zupełnie nienaukowej, gdzie w jednym kociołku tkwią seks, dzieci i nasz własny partner. Wszystko w domowym sosie Babuni.
Chyba że trafiłby się ktoś NAPRAWDĘ dla mnie, hi hi hi.
Margola
***
Margolu,
Amerykańscy uczeni fascynowali mnie zawsze. To tajemnicza grupa ludzi, która trzęsie światem. Masoneria taka, powiedziałabym nawet. Być może są jakieś nazwiska, nazwy uczelni, daty i dane, ale to się wszystko gubi gdzieś po drodze, w efekcie zostawiając tylko „amerykańskich uczonych” o bliżej nieokreślonej tożsamości. I cóż ci amerykańscy uczeni robią na tych amerykańskich uniwersytetach? Przecież tam się na okrągło kręci filmy o miłości studentki z bogatego Beverly Hills do studenta z wymiany, rodem, dajmy na to, z Paryża. Ale jeśli akurat jakiś mały pokoik laboratoryjny nie jest planem zdjęciowym, to amerykańscy uczeni w pocie czoła wymyślają tam różne przydatne, ba, niezbędne nawet wynalazki – np. kwadratowe jajo do mikrofalówki czy mysz z ludzkim uchem.
Docierają do początków wszechświata, prognozują następne sto lat albo badają zachowania ludzi. Ludzi amerykańskich, jak sądzę, bo w Polsce amerykańskich uczonych spotkać można tylko w opowieściach. I to chyba tylko tych, którzy nie są na stałe zaangażowani w statystowanie w filmie o bogatej studentce z Beverly Hills i anglojęzycznym studencie z Paryża. Zatem ludzie się tam zachowują tak czy inaczej, a amerykańscy uczeni badają to zachowanie pod wieloma względami i z różnych perspektyw. Zebrane informacje przetwarzają i otrzymujemy efekt końcowy – tezę z pieczątką: „Invented by American Scientists”. I jest to całkiem jak nazwa dobrej marki – wiadomo, że jak oni coś wymyślą, to… Hmm.
Wnioski owe trafiają do wszystkich poczytnych kolorowych magazynów oraz paru niekolorowych i dalej idą między ludzi. Ludzie czytają i kiwają głowami. Mleko szkodzi, jajka są zdrowe, wszystko, co do tej pory było zdrowe – powoduje raka, wszystko, co było niezdrowe, też powoduje raka, mleczna czekolada pomaga zapamiętywać słówka, a wysokość obcasów ma wpływ na skuteczność środków antykoncepcyjnych. Jeśli ktoś znajdzie w sobie siłę, żeby wierzyć w każdą z tych naukowych nowinek, to ja mu szczerze gratuluję. Albo współczuję. Też szczerze.
Teraz, jak widzę, każą nam liczyć do trzech razy, zanim osiądziemy w szczęśliwym związku. Niech sobie ci amerykańscy naukowcy mówią swoje, a my róbmy swoje, jak mówisz, z jednym partnerem, nienaukowo, bo ktoś w końcu na tym zepsutym świecie musi dbać o to, żeby statystyka się zgadzała.
Twoja Kaza
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze