Próba udomowienia
CEGŁA • dawno temuPoznałam mojego aktualnego Kolegę, będąc od dłuższego czasu bez pracy. Ta miłość nawinęła się w dobrym momencie, byłam solą w oku rodzicom, zwłaszcza ojcu, który dogadywał. Wreszcie znalazłam pracę i przeprowadziłam się do chłopaka. Ale jemu nie spodobało się moje kelnerowanie do północy. Teraz po pracy idę do domu jak na szafot, ale co – do rodziców mam wracać? Kiepski pomysł. Jestem chętna jeszcze ponegocjować. Tylko jakoś nie ma zachęty z jego strony ani zapału z mojej. Którędy dalej?
Droga Cegło!
Poznałam mojego aktualnego Kolegę, będąc od dłuższego czasu bez pracy. Ta miłość nawinęła się w dobrym momencie, byłam straszną solą w oku rodzicom, zwłaszcza ojcu, który dogadywał: a to nie pomagam matce w domu, a to za długo śpię, a to nie szukam. Miałam po uszy słuchania tego.
Cudowne romantyczne randki z Kolegą pozwalały uciec od tego na kilka godzin. W końcu szybko zdecydowałam się na przeprowadzkę do Kolegi, na co bardzo namawiał. Miał pracę, pieniądze, bez wypominania utrzyma nas oboje, póki czegoś nie znajdę – jego słowa. Hura, wybawienie!
Kilka miesięcy było super, siedziałam w domu, sadziłam kwiatki, upiększałam, sprzątałam, gotowałam – bajka. Codziennie dostawałam kwiaty, nawet najbardziej przypalony obiad był wychwalany przez Kolegę pod niebiosa. W weekendy włóczęgi po kinach i knajpkach.
Przypisywałam to uczuciu. Bajka mydlana prysła, gdy znalazłam wreszcie pracę i podskakiwałam ze szczęścia na myśl o garsteczce choćby własnych pieniędzy… Kolega niby gratulował, ale pysk miał jakiś taki krzywy, nieszczery. Do tego praca w restauracji, zajęte weekendy, powroty do domu około 23.00. Się zaczęło!
Ponieważ weekendy były u mnie najbardziej pracowite (i intratne, nie ukrywam), w piątki i soboty wracałam jeszcze później, na ostatnich nogach – pierwsza, druga w nocy. A Kolega się nudził. Nie chciał wziąć książki do ręki czy ugotować nam kolacji, czy nastawić pralki. Zaczął bez uprzedzenia spraszać kolesiów na domówki — dwudniówki: piwko, chipsy, telewizja, drapanie się po jajach i sikanie przy otwartych drzwiach do łazienki. Wracam z pracy skonana – w mieszkaniu siekiera, wietrzyć nie, bo zimno (chłopaki w koszulkach i bermudach), na wszystkich meblach puszki albo butelki, poprzepalany obrus, chrupki na dywanie, w zlewie-chlewie masakra. Niestety, brak drugiego pokoju, do którego mogłabym się udać na zasłużony spoczynek… A jeszcze wypadałoby sprzątnąć, bo Kolega chwieje się na nogach i dryfuje w stronę kanapy, nawet bez posłania pościeli.
I klasyka – pretensje do mnie! Jak drugi tatuś, nie przymierzając. Nic nie robię, za późno wracam, zostawiam biedaczka samego, swojego mężczyznę powinnam obsługiwać a nie jakichś palantów w knajpie za marne grosze. Racja – właśnie tego podejścia zazdrosnego nie czaję, bo ani moja praca lepsza niż jego, ani bardziej prestiżowa, ani lepiej płatna, więc co go ugryzło? Zajeżyłam się, przede wszystkim tym ciągłym kipiszem w domu, ale wiele pyskować nie mogę, bo nie moja chata… Mieszkam u Kolegi – nie odwrotnie i nie na równych prawach. Jeden jedyny raz chciałam go o północy w sobotę zapędzić do sprzątania, chociaż byłam ledwo żywa ze zmęczenia, bo powiedział niespodziankę: jutro wpadają jego rodzice! Próbowałam go wziąć na ambicję, na reakcję mamusi, ale mnie zgasił – a niech mama zobaczy, jaką sobie wziąłem gospodynię!
Szlag mnie trafił, bo wziąć to sobie można pieska ze schroniska, ewentualnie wytresować.
No i przyjemnie być przestało. Nadal jest dogryzanie, przeważnie się mijamy, mamy już osobne kołdry… Nie wychowywałam Kolegi, żeby szanował moją pracę i dzielił obowiązki, bo przedtem było fajnie i myślałam, że jest normalny. Teraz po pracy idę do domu jak na szafot, ale co – do rodziców mam wracać? Kiepski pomysł. Moim zdaniem on to spieprzył, co nie znaczy, że nie byłabym chętna jeszcze ponegocjować. Tylko jakoś nie ma zachęty z jego strony ani zapału z mojej. Którędy dalej?
Walka
***
Droga Walu!
Jest taka teoria, poparta licznymi przykładami, że niektóre dziewczyny znajdują sobie jako partnera kopię ojca. Bardziej lub mniej świadomie. Super, jeśli ojciec jest pod jakimś względem ideałem mężczyzny, fajnym człowiekiem. Czasem jednak jest inaczej: im bardziej od toksycznego tatusia uciekają, tym bliższy mu mentalnie okazuje się narzeczony - „wybawca”, książę z bajki.
U Ciebie zdarzyło się to raczej przypadkiem, ale jednak. Kolega na początku nie zdradzał symptomów. Myślę tylko, że za szybko zapaliłaś się do samej idei wyprowadzki (czytaj: ucieczki) i nie zdążyłaś Kolegi lepiej poznać. Może troszkę go nawet upiększyłaś w myślach z braku twardych danych, by jeszcze radośniej celebrować swoje szczęście i miły zbieg okoliczności w postaci mieszkania. A w mieszkaniu – przysłowiowe schody, i to strome…
Kolega – z całym szacunkiem dla erupcji waszej namiętności – z obecnej perspektywy wydaje mi się dość banalny. Wici o partnerstwie jeszcze do niego nie dotarły, w rodzinnym domu księcia, jak mniemam, odkurzacza dotykała wyłącznie mama, a panom się podobało, bo niby czemu nie? Byłoby to swoją drogą zabawne zderzenie – czyżby Kolega również szukał dziewczyny na modłę mamusi, usłużnej, gospodarnej, krzątającej się po kuchni i wokół stołu z kolegami jak troskliwa kwoczka? Cóż, nie wszystkie dinozaury wyginęły.
Czuję tak: sporo sentymentu do Kolegi już Ci się z serca ulotniło – i nic dziwnego. Nie masz obowiązku lubić klimatów jaskiniowych, zwłaszcza gdy wracasz w nocy po ciężkiej szychcie w ciężkiej pracy. Z kolei wypowiedzi Kolegi sugerują, że nie jest nieoszlifowanym diamentem – raczej nieokrzesanym skalnym blokiem. Nie będzie zatem zbyt wdzięcznym obiektem Twoich zapędów reformatorskich. Jest już za bardzo pewien swoich przedpotopowych racji, za bardzo z siebie zadowolony.
A skoro pytasz, którędy, doradzam kierunek przeciwny. Wykorzystaj fakt, że masz pracę i siły do niej, że w weekendy możesz dorobić… Uniezależnij się, po prostu. Nie ma powodu, byś wracała na łono rodziny, skoro nie czujesz się tam mile widziana ani doceniana. U Kolegi też nie ma sensu odrabiać bezpłatnie etatu sprzątaczki w zamian za kąt do spania. Stać Cię na to, stań więc na własnych nogach – nie po to, by zasłużyć na szacunek ojca czy Kolegi, ale żeby poczuć, że naprawdę nikt nie jest Ci w tym momencie potrzebny. Poradzisz sobie w życiu bez holownika – tym bardziej, że koszty tego holowania bywają, jak już wiesz, niewspółmiernie wysokie.
A z pozycji osoby samodzielnej i samowystarczalnej będzie Ci dużo łatwiej decydować o wyborze kolejnego partnera – to chyba oczywiste.
Rozwagi życzę i szczęścia!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze