Alergik
ANNA GAWRYLUK • dawno temuWystępowanie alergii u dorosłych i dzieci systematycznie z roku na rok wzrasta. Już parę godzin po urodzeniu dziecko może wykazywać skłonność do alergii. Położne i lekarze ostrzegają młode matki, by były bardzo ostrożne w tym, co jedzą. Alergia pokarmowa to pierwsza alergia, na jaką możemy zachorować za młodu, ale nie jedyna. Są jeszcze alergie wziewne, iniekcyjne i kontaktowe. Co się z nami dzieje?
Nasze matki łapią się za głowę ze zdziwienia, bo kiedy to my byliśmy mali, nie przyszło im nawet do głowy, by unikać orzechów, miodu czy cytrusów podczas karmienia piersią i nikt nie słyszał o alergii. Rośnie nam chyba pokolenie młodych — wyhodowanych na konserwantach i genetycznie modyfikowanej żywności.
Kiedy byłam dzieckiem, rzadko chorowałam. Mama nie miała ze mną problemów, bo byłam grzeczna, rzadko płakałam i umiałam się sobą zająć. Do dziś słucham opowieści, jak to mama miała ze mną dobrze. Podczas gdy koleżanki nie miały chwili na zrobienie obiadu, nie mówiąc już o chwili dla siebie, moja rodzicielka sadzała mnie w łóżeczku ze słoikiem i kulką papieru. Ponoć potrafiłam godzinami wrzucać zwinięty papier do słoika i wyjmować go na zewnątrz.
Problemów wychowawczych ze mną nie było, ale był inny drobny szczegół — nie lubiłam jeść. Kiedy byłam przedszkolakiem, miałam zawsze pełne kieszenie, ale nie jak moi rówieśnicy — zabawek — tylko jedzenia. W domu chowałam kawałki kanapki pod talerz lub do doniczki, w przedszkolu do kieszeni. Lekarze mówili, że to normalne, że dzieci tak mają. Potem pojawiło się pytanie, może to alergia pokarmowa? Ponieważ te 30 lat temu nie wykonywało się tak szczegółowych badań alergicznych, teza ta została obalona. Moja mama puściła te słowa mimo uszu.
Jednak za jakiś czas pojawił się kolejny problem. Dziadek przyniósł do domu szczeniaczka — znajdę. Ponieważ od małego uwielbiałam zwierzęta, zaprzyjaźniłam się z nim i często razem się bawiliśmy. Szczerze mówiąc spędzałam z nim czas godzinami, gdy tylko byłam u dziadków. Wkrótce pojawiły się dziwne krostki na moich nadgarstkach. Na początku bagatelizowałyśmy to, zarówno ja, jak i moja mama. W końcu stało się to nie do zniesienia, więc zaprowadziła mnie do lekarza. Oczywiście skończyło się na kilku wizytach w różnych przychodniach i kilku wywiadach lekarskich, zanim zapadł wyrok — uczulenie na sierść psa. Żadnych badań nie miałam oczywiście robionych, lekarz zgadł, po prostu zgadł. Zaczęłam więc unikać zwierząt i problem znikł, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Przez kilkanaście lat miałam spokój, a potem się znowu zaczęło. Najpierw miałam ciągle zaczerwienioną twarz na policzkach, potem skóra w tych miejscach zaczęła robić się chropowata. Zmieniałam kosmetyki, bo myślałam, że to one mnie uczulają, jednak to nie pomagało. Uczulenie pojawiało się szybko i równie szybko znikało. Nie mogłam z niczym tego skojarzyć. Ani z jedzeniem określonych potraw, ani z pierwszymi pyłkami, wykluczyłam także pojawienie się w mojej okolicy jakiegokolwiek psa.
W końcu poszłam do dermatologa, bo plamki zaczęły wędrować po całej twarzy. Raz były w okolicach uszu, raz w brwiach. Swędziały okropnie i wysuszały skórę, widokiem przypominając otarcia. Pierwsza pani doktor w ogóle się na tym nie poznała, przepisała jakąś maść, która nic nie pomogła. Drugi dermatolog zlecił zrobienie testów alergicznych. Ucieszyłam się więc, że w końcu coś się zaczęło dziać. Testy — świetne! Wykazały, że mam alergię kontaktową. Co oznaczało, że krostki i podrażnienia na skórze wywołane były przez czynnik alergizujący. Niestety nie jeden, było ich kilka: chrom, nikiel, kobalt, farby, lakiery i oczywiście sierść psa.
Byłam przerażona. Zapytałam panią doktor, co w takim razie robić. Nic - odparła z uśmiechem - Po prostu alergenu unikać. No świetnie, ciekawe jak mam unikać trzech pierwiastków, które znajdują się praktycznie wszędzie — sprzączki od suwaków, guziki, zapięcia przy butach, wykończenia ramiączek staników, łyżki, garnki, wszelkiego rodzaju biżuteria oraz napoje i żywność w puszkach — czyli wszystkie pasztety, kukurydza, groszek, fasola, pomidory i cała masa innych, których za długo by wymieniać.
Przestałam zatem nosić błyskotki, pozaklejałam wszystkie guziki i ramiączka staników, poświęciłam parę miesięcy na swoją nową manię prześladowczą zwaną: nie dotykaj niczego, co metalowe, nie jedz potraw z puszki, a o piwie możesz zapomnieć. W pracy żartobliwie zaczęli na mnie mówić Monk. Miałam tego dość!
Znalazłam innego lekarza, dałam służbie zdrowia ostatnią szansę. Tym razem trafiłam na genialną młodą, sympatyczną i bardzo dobrze przygotowaną lekarkę, która specjalizowała się w takich przypadkach. Okazało się, że z alergią kontaktową da się żyć. Nadal trzeba uważać i nie nosić biżuterii uczulającej, ale teraz przynajmniej wiem już, na czym taka alergia polega. Alergia kontaktowa to najzłośliwsza z alergii. Tak naprawdę nie da się stwierdzić, co cię uczuliło, gdyż zmiany skórne pojawiają się z dużym opóźnieniem, ale są leki, które pomogą podrażnione miejsca szybko uspokoić.
Moja pani doktor leczy mnie od lat. Na początku chodziłam do niej raz w miesiącu, teraz robię to raz na pół roku. Szybko zdiagnozowana alergia i dobrze dobrane leki powodują, że człowiek przyzwyczaja się do nowej sytuacji i z czasem unikanie tego, co go uczula, jest tak oczywiste, że nawet się nad tym nie zastanawia, tylko żyje dalej.
Przyjrzyj się uważnie swojej skórze. Jeśli męczą cię wysypki lub zaczerwienienia, które same się pojawiają i znikają, może to znak, że trzeba odwiedzić alergologa?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze