Psy czy koty?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPodobno pies z kotem nie umie się dogadać. Praktyka temu przeczy: przeglądam dziesiątki zdjęć, na których te zwierzęta tulą się do siebie. Za to właściciele kłócą się zawzięcie. Jestem zwolennikiem kotów. Spór o to, co lepsze, pies czy kot, jeszcze niedawno nie miał racji bytu...
Podobno pies z kotem nie umie się dogadać. Praktyka temu przeczy: przeglądam dziesiątki zdjęć, na których te zwierzęta tulą się do siebie. Za to właściciele kłócą się zawzięcie.
Wypadałoby, abym od razu zdefiniował swoje stanowisko. Dla kogokolwiek, kto zetknął się ze mną, nie będzie ono zaskoczeniem. Jestem zwolennikiem kotów. Ta skłonność poniekąd wynika z wykonywanego zawodu. Jestem pisarzem, a pisarze mają koty, koniec kropka, tak właśnie jest. Znam wielu kolegów po piórze i większość z nich również koty posiada. Wyjątek stanowią ci, zamieszkujący domy wolnostojące, gdzie pies jest mniej lub bardziej palącą koniecznością. Jako ludzie niesłychanie sentymentalni, piszemy nawet książki o naszych kotach (sam popełniłem dwie), bierzemy udział w kocich antologiach i owładnięci niemocą twórczą szukamy weny w oczach wyraźnie zdziwionych tym faktem czworonogów. Jeden pisarz z mojego podwórka przerażony tą kociomanią usiłował lansować psy, lecz przepadł marnie i tuła się samotny, gdzieś tam na szczycie list bestsellerów.
To oczywiście nie jest przypadek. Kot nie jest przecież szczególnie magicznym zwierzęciem, a kłaki, które pozostawia wszędzie, nijak się mają do weny twórczej. Oszczane spodnie, potarganą kapę i opętańczy miaukot głodomora, gdzieś o świcie również trudno uznać za inspirujące. Pisarz pracuje w domu, kot jest również zwierzęciem domowym i potrafi ubarwić monotonię wyszukiwania słów swoją nienachalną obecnością. Nie trzeba go wyprowadzać. To dopiero ważna sprawa! Nie obchodzi mnie deszcz i śnieg, grad niech wali do woli, niech nastąpi oberwanie chmury i siedem plag egipskich – nic mnie to ani moich kotów nie obchodzi. Praca twórcy łączy się również z wyjazdami. Artycha wyróżnia się szczególnie intensywnym głodem szmalu i jest skłonny pomknąć na drugi koniec Polski za parę stówek. Tu pies znów stanowi kłopot – kto będzie go wyprowadzał? Kotom można nasypać żarcia i dzień, dwa, przeżyją, gdy wrócę, będą obrażone. Jak fajnie będziemy się przepraszali!
Istnieje możliwość, że moje stanowisko w kocio-psim sporze wynika z doświadczenia. Miałem również psa. Było to dość życzliwe zwierzę rasy cocker spaniel i nie ulega wątpliwości, że lubiłem go jako dziecko. Niestety, posiadał dość szczególne gusta konsumpcyjne, mianowicie ze wszystkich dostępnych psu potraw, od kaszany przez wątróbkę po kotleta, najbardziej upodobał sobie kał. Osobliwy gust kulinarny nie zdołał zmienić mojej sympatii do tego gównojada, ale wyraźnie obniżył moją pozycję w środowisku rówieśniczym. Na spacerze wyglądaliśmy dość dziwacznie, zapach roznosił się niezbyt przyjemny, a na domiar złego koledzy wyciągali złośliwe wnioski z prostego zabobonu, że psy upodabniają się do swoich właścicieli.
Pokutuje i inny zabobon. Psy i koty mają być zwierzętami szczególnego rodzaju, w każdym razie ich status ma wyraźnie różnić się od tego, którym cieszy się owca albo diabeł tasmański. Wyrazem tego szczególnego charakteru jest zawłaszczanie obszarów zarezerwowanych dotąd dla ludzi. Kiedy byłem dzieckiem i miałem cocker spaniela, zwierzęta brało się ze schroniska. Dziś się je adoptuje, co w porządku językowym oznacza zrównanie psa i kota z człowiekiem. Mieszkając w Stanach Zjednoczonych widziałem cmentarze dla zwierząt i wiem, że w Polsce też już jakieś są. Oznacza to, że psom i kotom przysługuje pamięć jak po człowieku i być może mają dusze.
Otóż nie. Zwierzęta są tylko zwierzętami, wyjątkowo sympatycznie ułożonym genotypem, futrzaną kulką neuronów. Wielkie cywilizacyjne zwycięstwo psów i kotów wynika ze szczególnych zdolności przystosowawczych. Jak wiemy ze szkoły, każde zwierzę przystosowuje się do otoczenia. Rekin ma mały mózg i wielkie zębiska, zaś mrówek jest od groma. Zdolność kotów w tym zakresie jest bardzo szczególna, mianowicie wykształciły zespół zachowań sugerujących, że nie są tylko zwierzętami, że rozumieją nasze słowa i są zdolne wniknąć w skomplikowane mechanizmy ludzkiej duszy. To piękna iluzja i wielkie ich zwycięstwo. Sam, gdy patrzę na moje dwa koty (Kot Prezes mruczy akurat koło mnie, a kotka Kreska, cokolwiek skretyniała z natury, usiadła w kącie i z zapałem obserwuje ścianę) nie mogę uwierzyć, że są tym, czym są: głupimi stworzeniami, których wszystkie zdolności skoncentrowały się na wkradaniu w łaski człowieka. Z pomocą przychodzi niezawodna wyobraźnia. Unaoczniam sobie, co kot Prezes z kotką Kreską wykonałyby z moją skromną osobą, gdyby powiększyć je dziesięciokrotnie.
Musimy zdać sobie sprawę, że nasz stosunek do zwierząt domowych jest czymś niezwykłym w skali świata. Mój ojciec – rocznik czterdziesty – opowiadał mi taką historię z młodości. Na wakacjach on i bezimienny kolega zawarli przyjemną znajomość z psem o imieniu, powiedzmy, Puszek. Puszek wiódł wesołe życie na krótkim łańcuchu i odznaczał się daleko posuniętą życzliwością względem dzieci. Pewnego dnia, mój tato z kolegą znaleźli psie szczenię w zaroślach. Takie urocze, kudłate maleństwo, zdolne rozmrozić najtwardsze nawet serce. Nie wiedząc co robić z tą czworonożną niespodzianką, udali się do właściciela Puszka, miejscowego chłopa, aby zwierzątko przygarnął. Facet rzeczywiście się rozczulił i obiecał, że zadba o szczeniaczka. Mój tato postanowił jednak sprawdzić, jakie będą losy zwierzęcia i obserwował z ukrycia poczynania nowego właściciela. Ten, nieustannie głaszcząc puchatą kulkę, udał się do budy, którą zamieszkiwał Puszek, chwycił drąga, walnął Puszka w kark, zaś truchło cisnął za płot. Następnie założył łańcuch świeżo zdobytemu szczeniakowi i poszedł w swoją stronę. Tak, wiem. To dość makabryczna historia. Ale do dzisiaj na wsiach topi się całe worki kotów, a teraz, u zarania lata gazety donoszą o czworonogach przywiązywanych do drzew w lesie, na dobry początek urlopu.
Przez tysiące lat właśnie takie zachowanie – a nie „adopcje” ze schroniska, psi fryzjerzy i kocie hotele – były obowiązującą normą. Nasza cywilizacja przyniosła istotną zmianę w tym zakresie i jestem pewien, że istnieją dziesiątki tysięcy domów, gdzie czworonogi wsuwają lepsze jedzenie niż ich właściciele. Spór o to, co lepsze, pies czy kot, jeszcze niedawno nie miał racji bytu, jest luksusem wynikłym z niesłychanego spokoju, w jakim mamy szczęście żyć. Z tego też powodu mam nadzieję, że jeszcze trochę pociągnie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze