Mój przyjaciel ubezpieczyciel
URSZULA • dawno temuPewnego zimowego dnia, kiedy jak zwykle siedziałam samotnie w domu i zastanawiałam się nad sensem życia, postanowiłam po raz pierwszy nie tylko napić się z tego powodu wódki, ale również zrobić coś rozsądnego z myślą o przyszłości i zacząć oszczędzać pieniądze na stare lata. Chwyciłam słuchawkę, aby zadzwonić do pierwszego lepszego towarzystwa ubezpieczeniowego i dowiedzieć się, co muszę zrobić. Nie przypuszczałam, jak poważne mogą być skutki tego kroku.
Pewnego zdołowanego zimowego dnia, kiedy jak zwykle siedziałam samotnie w domu i zastanawiałam się nad sensem życia i przemijaniem, postanowiłam po raz pierwszy nie tylko napić się z tego powodu wódki, ale również zrobić coś rozsądnego z myślą o przyszłości i zacząć oszczędzać pieniądze na stare lata.
Do tej pory takie myśli absolutnie nie zaprzątały mi głowy, ale w ten oto zimowy wieczór opanowała mnie wizja siebie jako staruszki bez dzieci oraz jakichkolwiek pieniędzy, która ginie niechybną śmiercią z powodu zjedzenia przez koty albo ewentualnie śmiercią z obrzydzenia w jakiejś smętnej instytucji, do której nieodpowiedzialni ludzie idą na starość. Powodowana tą wizją chwyciłam słuchawkę, aby zadzwonić do pierwszego lepszego towarzystwa ubezpieczeniowego i dowiedzieć się, co muszę zrobić, żeby zacząć oszczędzać pieniądze na stare lata. Nawet nie przypuszczałam, jak poważne mogą być skutki tego kroku.
— Witam – zagadnęłam panią, która odebrała. – Chciałabym zacząć oszczędzać na emeryturę. Ile pieniędzy musiałabym płacić co miesiąc? – zadałam proste w moim mniemaniu pytanie.
— Czy mogłabym prosić o numer kontaktowy do pani? – odpowiedziała kobieta. – Oddzwonię.
— Ale ja chciałam tylko zadać jedno pytanie… — próbowałam się wykręcić, lecz pani była nieugięta. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że rola tej pani polega właśnie na pobieraniu numerów od niczego się nie domyślających osób.
Faktycznie, następnego dnia zadzwonił telefon. Dzwoniła zupełnie inna pani.
— Pani Urszulo – zaczęła przymilnym głosem. – Kiedy możemy się spotkać?
— Yyy… — nie kryłam zaskoczenia. – Ale ja chcę tylko, żeby pani odpowiedziała na jedno pytanie. Może być przez telefon.
— Zdaje się, że się nie rozumiemy – głos pani stał się nieco chłodniejszy. – Emerytura to bardzo poważna sprawa. Są różne opcje, możliwości. Absolutnie nie da się tego opowiedzieć przez telefon. A więc?
Skołowana podałam jakiś termin spotkania. Szybko jednak otrzeźwiałam i uznałam, że w żaden sposób nie chcę marnować czasu na spotkanie z agentką ubezpieczeniową. Wysłałam jej więc SMS-a, w którym napisałam krótko i zwięźle, że mi coś wypadło i spotkanie nie odbędzie się. Jej SMS miał chyba tysiąc znaków. Wyrażała swoje wielkie rozczarowanie z powodu odwołanego spotkania, jeszcze raz tłumaczyła mi, dlaczego koniecznie musimy się zobaczyć i porozmawiać w cztery oczy, a na koniec wręcz żądała, żebym podała jej termin kolejnego spotkania. Cóż za upierdliwa baba — pomyślałam i oczywiście pognałam do konkurencji. Tym razem jednak postanowiłam być bardziej asertywna. Osobiście udałam się do najbliższej siedziby towarzystwa ubezpieczeniowego z żelaznym zamiarem wymuszenia na pierwszym lepszym napotkanym pracowniku informacji o wysokości opłat.
— Zaraz skieruję panią do kogoś kompetentnego – tak na moje pytanie odpowiedział miły pan, który siedział za biurkiem przy wejściu. Zanim zdążyłam otworzyć usta, ze schodów zbiegł starszy pan w garniturze i wciągnął mnie do swojego gabinetu.
— Emerytura – pan w garniturze z emfazą podrapał się po brodzie. – Niech pani pozwoli, że zadam jej pytanie – czy 800 złotych to dla pani dużo? – jego głos powoli stawał się nawiedzony.
Po tym uroczym wstępie dowiedziałam się przy pomocy szczegółowego wykresu, który pan rozrysowywał na tablicy, że przeciętny emeryt dostaje od państwa jakieś śmiesznie małe pieniądze i po tym, jak opłaci wszystkie rachunki, kupi lekarstwa, starcza mu już tylko na bułkę z błotem. Potem nastąpił długi wykład o systemie emerytalnym w Polsce, na którym trochę przysnęłam, ale akurat wtedy pan przeszedł do pytań: Czym się zajmuję? Gdzie pracuję? Czy mam męża? A może dzieci? Ile zarabiam? Czy uprawiam sporty ekstremalne? Zaczęłam mieć tego serdecznie dosyć.
— Przepraszam - powiedziałam nawet nie siląc się już na grzeczność. – Czy mógłby pan po prostu powiedzieć, ile musiałabym płacić miesięcznie?
— Mam coś, co się pani spodoba! - wykrzyknął pan z entuzjazmem, który zaczął mnie powoli przerażać, i podszedł do komputera. Uruchomił jakiś program, za pomocą którego długo pokazywał, ile będę miała emerytury, jeżeli będę płacić kolejno 100, 120, 150 zł. Po dwóch godzinach wykładu zmusiłam wręcz pana, żeby w końcu przeszedł do podpisania umowy i żeby opiewała ona na najniższą możliwą kwotę, po czym wymknęłam się z biura ignorując pozornie niewinne pytania, czy jeżdżę na nartach i jaki mam samochód, które tak naprawdę były wstępem do kolejnej przemowy o dostępnych ubezpieczeniach. W swej naiwności myślałam, że to koniec. Niestety, pan w garniturze miał mój numer telefonu.
Pierwszy raz zadzwonił w najbliższą sobotę o 10.00 rano, Dowiedziałam się, że koniecznie musimy się spotkać, gdyż ma za zadanie przekazać mi polisę. Kiedy już ustaliliśmy datę, zaczął opowiadać mi o tym, że jest bardzo zajętym człowiekiem, ale znajduje czas, żeby zawozić dziecko do przedszkola, pytał się, do której pracuję i czy nie jestem zmęczona pod koniec dnia, potem podjął temat roli sportu jako sposobu radzenia sobie ze stresem. Musiałam na siłę zakończyć tę rozmowę. Kiedy spotkaliśmy się na przekazanie polisy, pan ubezpieczyciel z kolei poprosił, żebym jako osoba obyta w świecie kultury poleciła mu jakiś film. Kiedy rzuciłam pierwszy lepszy tytuł, chciał kontynuować rozmowę o kinie, więc rzuciłam się do ucieczki.
Od tej pory nie odbieram telefonów od pana ubezpieczyciela. Zaczął już nawet dzwonić z innych numerów. Z przerażeniem myślę o tym, że zna jeszcze mój adres. Nareszcie zrozumiałam, co oznacza żart o ludziach tak samotnych i zdesperowanych, że wychodzą na drinka tylko z panem od ubezpieczeń.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze