Oziębłość kredytowa
CEGŁA • dawno temuRozejrzałam się po naszym życiu. Dwa pokoje z kuchnią w aneksie. Cztery kredyty: mieszkanie i urządzenie go, samochód, dwa rowery. Od pół roku nie kochamy się ze sobą. Co my ze sobą razem robimy? Spłacamy zadłużenie? Mamy staż czteroletni i trzydziestka dopiero przed nami. A uczucie zramolało, nie ma tej iskry, żadne z nas o nią nie walczy. Przeraża mnie myśl, że mamy tak jeszcze przez iks lat leżeć obok siebie, a rano iść do pracy i spłacać te kredyty. Czy powinnam iść do seksuologa? Nie chce mi się nawet tego.
Droga Cegło!
Weszłam do sklepu kupić kilka par skarpetek do biegania – stare nam już się wydarły. Popatrzyłam po wieszakach z bielizną, na nich okropne męskie majty – w miejscu zasłaniającym penisa: diabły, wilki, krokodyle, orły, prosiaki, a na biodrach ohydna siateczka… Zaraz, zaraz, pomyślałam, ostatnio to było chyba w sylwestra mocno zakrapianego, a teraz jest przecież 25 stopni na plusie.
Rozejrzałam się też po swoim, pardon, naszym życiu. Dwa pokoje z kuchnią w aneksie. Cztery kredyty: on mieszkanie i urządzenie go, ja samochód i dwa rowery. Związek też na kartę rowerową, bez aneksu seksualnego. Jak mogłam nie zauważyć? Co my w zasadzie ze sobą razem robimy? Spłacamy zadłużenie? A za jakie grzechy, skoro grzechu brak?
Tak, tak, tak, obwiniam siebie. On próbował chyba parę razy, odsuwałam się. Nie umiem powiedzieć, dlaczego. Czy z powodu tego, że robi sobie kanapki na blacie dębowym i zjada je na stojąco jak koń siano, bez talerzyka? Zostawia otwarty szampon i do butelki wlewa się woda z prysznica? Musi siedzieć w kiblu 45 minut z kawą i laptopem? Nigdy nie ma do mnie o nic pretensji?
Rozmawiałam z przyjaciółką, mężatką. Wzruszyła ramionami, kazała dorosnąć albo zbadać sobie hormony. Dla niej to nienormalne pół roku bez seksu, po co w ogóle być ze sobą. Cóż, dla mnie to też była nowość, że małżeństwo jest według niej dla seksu, ale mniejsza o to.
Z nim nie mogę za bardzo o tym mówić, próbowałam, przyjmuje postawę - Ja jestem zadowolony, wszystko jest w porządku, rozumiem, nie chcę cię do niczego zmuszać, może masz taki czas. Uważam, że to nie jest w porządku. Jesteśmy kumplami, kładziemy się do łóżka, każde czyta swoją książkę, czasami rozmawiamy o różnych ogólnych lub praktycznych sprawach, generalnie jak stare małżeństwo po dwudziestu latach, które już pewnych rzeczy nie chce lub nie potrzebuje. Tylko że my mamy staż czteroletni i trzydziestka dopiero przed nami. A uczucie zramolało, nie ma tej iskry, żadne z nas zresztą o to nie walczy.
Przeraża mnie myśl, że mamy tak jeszcze przez iks lat leżeć obok siebie, a rano iść do pracy tylko po to, żeby spłacać te kredyty, przecież to jakaś totalna porażka. Czy powinnam Twoim zdaniem iść do seksuologa? Szczerze mówiąc, wcale mi się nie chce. Nawet tego nie.
Lidzioch
***
Droga Lidko!
Musicie oboje dojrzeć do poważnej rozmowy na temat tego, co wyeliminowało z Waszej relacji intymność. Według mnie nie jesteście zniechęceni sobą i swoimi drobnymi dziwactwami, lecz stresującą, przymusową sytuacją, w jakiej się znaleźliście. Stres zabija libido – nie powiem tu nic nowego. A przyjaciółkę chyba zrozumiałaś opacznie. Ona próbowała Ci przekazać, że brak seksu osłabia więź i że w swojej argumentacji skupiasz się za bardzo na drobiazgach, głupotkach, uciekając od sedna problemu. Bo kiedy zasypia się co noc w objęciach ukochanej osoby, okruszki na blacie są co najwyżej powodem do śmiechu, wybacz truizmy.
Bywa często tak, że po dwudziestu latach bycia razem ludziom chce się więcej, niż dotychczas, bo wreszcie mogą poświęcić się sobie… Nie w stażu zatem problem, gdy idzie o seks lub jego brak. Zawsze to specyfika konkretnej pary, a w dzisiejszych czasach o życiu emocjonalnym i erotycznym decyduje z reguły to, jak ta para ustawia sobie priorytety i czy na pewno są one wspólne. Na pewno czytałaś nie raz diagnozy społeczne na temat zaskakujących modeli życia, praktykowanych przez współczesnych, młodych, zapracowanych ludzi: samotność, celibat, białe związki… Z wyboru, z wygody, ze zmęczenia. Podejrzewam, że w ten czy inny sposób wpisujecie się w tę diagnozę.
W Waszym wypadku brak ślubu wydaje mi się sprawą marginalną, ponieważ Wasze decyzje i podjęte zobowiązania są i tak charakterystyczne dla ludzi szukających stabilizacji. A czy były to decyzje stuprocentowo świadome i przemyślane? Raczej spontaniczne. Instynktownie popłynęliście z nurtem, nie pod prąd. Schemat praca-kredyt-mieszkanie nie jest czymś, co chciałabym tu wartościować. Według niego żyje i posuwa się do przodu większość ludzi. I dla większości z nich to się sprawdza.
Jest jednak określona cena do zapłacenia, jak słusznie zauważyłaś. Co mają zrobić ci, u których rodzą się niewygodne refleksje – w momencie, gdy wszystko wydawało się już ładnie wytyczone i zaklepane? Muszą zerknąć wstecz i odnaleźć punkt, w którym instynkt stadny zatriumfował nad indywidualnymi potrzebami, ideałami… To się dzieje niepostrzeżenie. Wybieramy drogę wiodącą prosto do celu, a potem przyłapujemy się na wypaleniu. Fazy pośredniej jakby nie było, gdzieś umknęła.
Takiego spojrzenia w przeszłość i w głąb siebie nie należy się bać. Nie idzie o to, by się obwiniać, do czego masz tendencję. Raczej o uświadomienie sobie, kiedy i po co się uwikłaliśmy w pewne rzeczy, oraz – na ile są one dla nas ważne. Bo nie ma sytuacji nieodwracalnych – przy czym coś zawsze trzeba będzie poświęcić. Na przykład ową złudną stabilizację, pełną lęków o następny miesiąc rat i utrzymanie pracy. A może odważna konkluzja — nie ma czego żałować?
Nie lekceważ sygnałów, jakie daje Ci Twój chłopak – to znaczy, nie bierz dosłownie tego, co mówi, bo we własnych oczach robisz z Niego osobę nierozgarniętą. On nie jest wcale zadowolony. Po prostu wie, w co oboje zabrnęliście, i nie chce Ci przysparzać dodatkowych stresów. Prawdopodobnie realia rozczarowują Go i przygnębiają tak samo, jak Ciebie, tylko stara się uniknąć konfrontacji. W Waszej sytuacji jest to rozwiązanie zachowawcze, acz nie pozbawione sensu.
Powrót do chwili, gdy postanowiliście być razem, nie jest prosty i nie można tego rozegrać rewolucyjnie. Porozmawiajcie zwyczajnie, bez zadęcia „co dalej zrobić z naszym związkiem” - o swoich dawnych marzeniach. Czy choć trochę mają się ku spełnieniu? Może z jakichś powodów, przez chwilę, udawaliście coś nawzajem przed sobą, a potem już „poszło” i wymknęło się spod kontroli? Nie bójcie się ostrych pytań: być czy mieć? Konsumpcjonizm i konformizm to droga dla prawdziwych twardzieli. Jeśli nie ma między Wami jawnego konfliktu, tylko zgodnie leżycie w pościeli i unikacie tematu – to może oboje jesteście przytłoczeni tym samym jarzmem i pora je zrzucić? Rowery, bajery…
Trzymam kciuki za konstruktywną rozmowę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze