Obsesja biurowych intryg
CEGŁA • dawno temuZostał podtopiony dom koleżanki z pracy. Szefowa zaproponowała zbiórkę pieniędzy. Nie było to w formie zarządzenia, tylko prośby. Pracownicy zgłaszali mailem, po ile dają. Nie były to kwoty niższe niż 50 zł. Ja nie dałam nic, bo nie starcza mi na własne potrzeby. Uważam, że pomoc powinna być udzielona z inicjatywy firmy, z funduszu na to przeznaczonego, a nie z kieszeni pracowników. Buntuję się przeciwko jawnej grze w "kto da więcej". Czuję, że jestem w mniejszości, która nie dała pieniędzy, i zostanie to odnotowane, ocenione w odpowiednim momencie.
Droga Cegło!
Moja firma ma oddziały i pododdziały w całej Polsce, także w rejonach zagrożonych powodzią. Został podtopiony dom koleżanki z pracy z odległego miasta, której oczywiście nie znam, nie widziałam jej na oczy, odkąd tu pracuję, bo my nie mamy integracji, byłyby zbyt kosztowne.
Szefowa firmy zaproponowała zbiórkę na rzecz poszkodowanej. Nie było to w formie zarządzenia, tylko ludzkiej prośby. Pracownicy zgłaszali mailem do wiadomości całego biura w Warszawie, po ile dają. Nie były to nigdy mniejsze kwoty niż 50 zł, czasem zaskakująco dla mnie duże… Ja ludziom do kieszeni nie zaglądam i zakładam, że wielkie panie i panowie handlowcy z naszej firmy, parkujący vanami i pickupami, mogą sobie na wiele rzeczy pozwolić pod względem finansowym.Wytworzyła się jednak niesympatyczna atmosfera wokół szaraków takich jak ja, którzy nie dali nic lub proponowali np. koc, pościel, ręcznik czy zapas wody mineralnej… Szefowa w ogólnych mailach dziękowała wszystkim za hojność, dodając przy tym jakieś niezrozumiałe do końca aluzje pod adresem osób, które jeszcze się nie zdeklarowały.
Jak wspomniałam, w niczyje zasoby portfela nie wnikam i nie chcę, by ktoś wnikał w moje. A wesoło nie jest. Jestem korektorem na stażu, chyba niezbyt lotnym pracownikiem w ocenie wymagających i profesjonalnych koleżanek, czego odzwierciedleniem jest też moja pensja. Z niej opłacam licencjackie studia lingwistyczne, kredyt "rodzina na swoim" i utrzymuję dziecko oraz niepracującego chwilowo męża. Biorę zlecenia do domu, śpię średnio 4 godziny na dobę, mimo tego ostatnio nie stać mnie było nawet na wymianę specjalistycznych okularów na mocniejsze… Nie uważam, by ktokolwiek miał prawo piętnować mnie, że nie wsparłam powodzianki, gdy nie starcza mi czasem na codzienne życie. Dodatkowo, nasza firma dość beztrosko gospodaruje pieniędzmi, często na przykład brakuje nam podstawowych rzeczy, jak papier do drukarki, kawa, mleko czy cukier, a tylko w jednym biurze pracuje nas ponad 40 osób! Czy dla szefowej są to istotne oszczędności? Nie wiem. Ale jestem pewna, że pomoc dla tej osoby powinna być udzielona z inicjatywy firmy i z jej ramienia, i z funduszu na to przeznaczonego, a nie z kieszeni pracowników.
Buntuję się przeciwko takiej jawnej grze w "kto da więcej", to rodzi sympatie i antypatie. Czuję, że jestem w mniejszości, która nie dała pieniędzy, i zostanie to odnotowane, ocenione w odpowiednim momencie, a to niesprawiedliwe.
harda-tessa
***
Droga Tesso!
Nie opisałaś dokładnie, jakiego rodzaju nieprzyjemności, akty bojkotu spotykają Cię w pracy z powodu tej akcji pomocowej, w której ze zrozumiałych dla mnie powodów nie mogłaś uczestniczyć. Intuicja mówi mi, że trochę te "represje" wyolbrzymiasz, za każdym rogiem biura wypatrujesz spiskujących przeciwko Tobie krytyków… Popatrz na całą sprawę realistycznie: w ruchliwym, zapracowanym tłumie ludzi jest to tylko jedna z wielu łańcuszkowych akcji typu: dziecko potrzebuje używanego komputera, kto przygarnie pieski. Wbrew temu, co Ci się wydaje, ludzie nie robią z tego sprawy numer jeden. Ot, był apel ze strony zwierzchnika, kto chciał i miał, ten dał, koniec tematu. Wpłacić pieniądze na konto poszkodowanej było zapewne prościej niż przeprowadzić zbiórkę przedmiotów oraz ich odległy transport, dlatego takie inicjatywy zostały w Twoim odczuciu "wzgardzone", tymczasem ktoś praktyczny uznał je po prostu za zbyt uciążliwe logistycznie i w związku z tym niewarte zachodu w porównaniu do ewentualnych korzyści dla koleżanki.
Rozumiem, że jesteś sfrustrowana swoją sytuacją zawodową i zwłaszcza finansową. To trudny dla Ciebie moment i myślę, że w znacznym stopniu wpływa na Twoje obecne nastawienie do świata, w tym do rzeczy dziejących się w firmie, a nawet do kolegów… Pomyśl jednak, że to się prędzej czy później zmieni: skończysz studia, znajdziesz lepszą i ciekawszą pracę, poczujesz się doceniana. Mąż też w końcu sobie poradzi i wspólnymi siłami wyjdziecie na prostą pod względem ekonomicznym. Wówczas może spojrzysz na to wszystko inaczej, bez niepotrzebnej irytacji, podejrzliwości, a nawet strachu o własną pozycję.
Naprawdę, nie jest tak, że ludzie nie zajmują się niczym innym poza knuciem przeciwko sobie i ocenianiem się nawzajem (oraz wyciąganiem wniosków czy konsekwencji z tych ocen). Większości zwyczajnie szkoda na to czasu. Zaś maile "do wszystkich" to przyjęta i wygodna forma komunikacji, a nie narzędzie tortur dla grzeszników i odszczepieńców.
Akcja pomocy koleżance jest bardzo ładna, pozytywna, w jej sytuacji liczy się na pewno każdy grosik, a zbiórka była dobrowolna. Nie wyrzucaj więc sobie tego, że się nie przyłączyłaś, ale też nie popadaj w drugą krańcowość – nie wchodź w kompetencje szefa i przede wszystkim — nie marnuj energii na złośliwe uwagi pod adresem kolegów, którym lepiej się powodzi, bo to już, wybacz, trochę małostkowe. Skup się teraz na własnych problemach, bo wierzę, że w miarę ich rozwiązywania przybędzie Ci luzu, optymizmu i życzliwości dla ludzi.
Pozdrawiam ciepło.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze