Videoblog zamiast spowiedzi
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuDrewniany konfesjonał może się wydawać archaicznym rozwiązaniem. Spowiedź przed kimś, kto nie zdradzi naszych grzechów i przewinień, nie ma w sobie za grosz pikanterii. Bo dziś, jeśli już grzeszymy, to chcielibyśmy, aby cały świat się o tym dowiedział. Życie zgodne z zasadami jest przecież nudne. Tylko ten, kto nagina granice, jest atrakcyjny i wzbudza fascynację innych. Cóż więc ma zrobić grzesznik, który chce być popularny? Jeśli pisać nie lubi lub nie potrafi, nie powinien brać się za prowadzenie klasycznego bloga. Dziś nie rozważania intelektualne są seksi, lecz wygląd. Jeśli więc potrzebujemy wyspowiadać się na głos, przed całym światem, nakręćmy videoblog.
Kim jest współczesny celebryta? Nie jest nim na pewno powieściopisarz, publicysta lub poeta. Popularność to prawie wyłącznie domena sportowców, aktorów filmowych i prezenterów – w skrócie osób pojawiających się na ekranie telewizora. Nic więc dziwnego, że dziesiątki milionów internautów właśnie teraz kręcą w domowym zaciszu swój videoblog, licząc po cichu na sukces. Liczy się nie tylko ilość odsłon, ale i fakt, że może kiedyś jakiś producent filmowy, szukając ciekawej twarzy lub niebanalnego gawędziarza, zajrzy do Youtube lub Vimeo i tam właśnie odkryje nas, z wytęsknieniem czekających na swoje pięć minut sławy. Koszt realizacji takiego filmiku jest prawie zerowy. Można oczywiście kupić sobie wypasioną kamerę i nagrywać obraz w rozdzielczości HD, ale przemyślnym internautom wystarczy prosta kamerka internetowa, zamontowana fabrycznie w laptopie. A jeśli ktoś ma większe ambicje, może swoje nagranie poddać obróbce, korzystając z drogiego programu do montażu telewizyjnego lub ze zwyczajnego bezpłatnego movie makera. W tym przypadku liczy się wyłącznie pomysł na to, co chcemy pokazać i powiedzieć w videoblogu.
Bo popularność może przyjść niespodziewanie. Zanim powiemy o videoblogach, warto wspomnieć o fenomenie Gotye, którego piosenkę Somebody That I Used to Know obejrzało na YouTube ponad 282 miliony osób. I to one zadecydowały, że wokalista z Australii zaczął robić światową karierę. A Honorata Skarbek? Gdyby nie jej blog (który od czasu powstania, czyli od 2009 roku, odnotował 90 milionów wyświetleń) nikt by o niej nie słyszał. Wszyscy doskonale wiedzą, że przebicie się do ogólnopolskiej rozgłośni nawet z bardzo dobrą piosenką graniczy z cudem. Tu potrzebna jest olbrzymia machina marketingowa, pieniądze oraz kontakty. Więc taki YouTube, Vimeo czy Daily Motion to jedyny ratunek dla zagubionego w medialnym chaosie początkującego artysty.
No więc wróćmy do videobloga. Miesięcznik Press w marcowym wydaniu z bieżącego roku zaproponował swoim czytelnikom pierwszy ranking videoblogów. Autorzy zestawienia brali pod uwagę między innymi następujące kryteria: pomysł na vloga, merytoryka programu, oprawa wizualna i social media. Dobry videoblog według Pressa musi mieć przyciągającą tematykę i właściwą zawartość. Musi spełniać wymagania techniczne (przynajmniej minimalne) oraz być widocznym w mediach społecznościowych. Najwięcej punktów otrzymał videoblog Lekko stronniczy, w którym znajdziemy lekkość i dowcip, a prowadzący poruszają różne życiowe tematy i komentują to, o czym się mówi. W zestawieniu znalazł się także videoblog kulinarny Kotlet.tv, Niekryty krytyk, Vlog o Życiu w USA, Zdjęte z Anteny i Rock. Trudno było autorom rankingu ominąć videobloga słynnej Pani Basi, nazywanej przez Press bezkonkurencyjną i niekwestionowaną królową Internetu. Cóż, ten ostatni blog powstał przy wsparciu produkcyjnym profesjonalnej ekipy A2 Multimedia, więc jest to dowód na to, że nawet wulgarny język nie zraża profesjonalistów, zainteresowanych najbardziej kontrowersyjnymi gwiazdami polskiej cyberprzestrzeni.
Fenomenem są blogi poświęcone kosmetykom. Młode dziewczyny z cierpliwością benedyktyńskiego mnicha wyjaśniają swoim wirtualnym koleżankom, w jaki sposób zrobić dobry makijaż lub jakiego koloru lakieru do paznokci użyć, przygotowując sylwestrową kreację. Mężczyźnie ciężko to zrozumieć, ale tego typu porady w internecie mają dziesiątki tysięcy odsłon, a autorki filmików stają się ekspertkami, znacznie bardziej cenionymi niż profesjonalne kosmetyczki czy wizażystki (patrz: videoblog Moje ulubione kosmetyki roku 2011, autorka: nieesia25, wyświetleń prawie 64 tysiące; Kosmetyki, których więcej NIE KUPIĘ!, autorka: callmeblondieee, wyświetleń: ponad 132 tysiące). Powód jest banalnie prosty: bardziej ufamy twórcy videobloga niż osobie, za którą stoi konkretna marka. Zwyczajny człowiek po prostu testuje produkty i mówi, który według niego jest lepszy. A za profesjonalistą na pewno czają się pieniądze i sztab marketingowców. Cóż, i tu tkwi pułapka, bo firmy dawno już wzięły na celownik blogerów i videoblogerów, podrzucając im produkty do testowania. Autor videobloga może zachować obiektywizm i pochwalić lub skrytykować produkt. Ale znajdą się oczywiście tacy, którzy zaczną chwalić, licząc na dodatkowe przesyłki lub pieniądze. Uważni widzowie, nawet odrobinę orientujący się w temacie, na pewno wychwycą „ściemę”. Mimo wszystko znajdą się też tacy, którzy uwierzą blogerowi i pójdą do sklepu. Taka jest prawda o współczesnych mediach, tych profesjonalnych i amatorskich: trzeba je oglądać z rozwagą i uwagą, aby nie dać się wystrychnąć na dudka. Niektóre mechanizmy są proste i czytelne: audycja z lokowaniem produktu lub reklama pojawiająca się obok tekstu gazetowego (gwiazda używa określonej marki telefonu, a obok publikowana jest reklama z tym właśnie modelem). Blog i videoblog pozwalają obejść te mechanizmy, ukrywając przekaz reklamowy najgłębiej jak się da. Dlatego powinniśmy być ostrożni. Oczywiście są w blogosferze tacy autorzy, którym po prostu chodzi o szczerość wypowiedzi, o podzielenie się swoimi przemyśleniami. Nic w tym dziwnego, skoro normalny człowiek lubi gadać i brylować w towarzystwie.
Bez wątpienia najwięcej uroku osobistego mają ci autorzy videoblogów, którzy nie sięgają do marek, produktów itp., tylko chcą opowiedzieć o tym, co ich akurat interesuje lub dręczy. Takie produkcje – mam nadzieję – zastąpią stronnicze i podporządkowane określonej polityce blogi dziennikarzy, którym gwiazdorskie kontrakty zbyt mocno uderzyły do głowy, więc zapomnieli, co to rzetelność i dziennikarski obiektywizm. Znacznie przyjemniej słucha się opinii o polityce przeciętnego zjadacza chleba, który w nosie ma zmiany na ogólnoświatowych rynkach, bo interesuje go cena chleba, mleka i paliwa na stacjach. Jakie znacznie ma fakt, że baryłka ropy staniała po podpisaniu jakiegoś porozumienia w krajach arabskich, skoro polski rząd światową gospodarkę ma w nosie i próbuje – kosztem swoich obywateli – łatać budżet. Ekonomia – ekonomią, a życie – życiem. Niech polscy blogerzy nigdy o tym nie zapominają.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze