„Wrong”, Quentin Dupieux
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuUznany za sensację tegorocznego festiwalu w Sundance Wrong to film, który bez wątpienia podzieli każdą publiczność. Dla wielbicieli absurdu i wszelkiej maści ekranowych odlotów będzie prawdziwym odkryciem. Zwolennikom tradycyjnie prowadzonej narracji wyda się pewnie pozbawioną sensu bzdurą. Co ciekawe: obie grupy będą miały sporo racji.
Uznany za sensację tegorocznego festiwalu w Sundance Wrong to film, który bez wątpienia podzieli każdą publiczność. Dla wielbicieli absurdu i wszelkiej maści ekranowych odlotów będzie prawdziwym odkryciem. Zwolennikom tradycyjnie prowadzonej narracji wyda się pewnie pozbawioną sensu bzdurą. Co ciekawe: obie grupy będą miały sporo racji.
W pierwszych scenach poznajemy bohatera, fajtłapowatego Dolpha Springera (Jack Plotnick), który odkrywa, że zaginął jego ukochany pies, Paul. I w tym miejscu kończy się fabuła, którą dałoby się łatwo i czytelnie streścić. Dalej dowiadujemy się m.in., że rosnąca w ogrodzie Dolpha palma w ciągu jednej nocy zamieniła się w świerk, a wewnątrz biura, w którym pracuje (pomimo pięknej pogody na zewnątrz) zawsze pada ulewny deszcz. Jak się niebawem okaże zniknięcie Paula to część większego spisku, za który odpowiada zakochany w czworonogach, filozofujący Mistrz Czang (William Fichtner). Dalej będzie jeszcze dziwniej, ale ostatecznie czego innego możemy oczekiwać od świata, w którym zegary minutę po 7:59 wskazują godzinę 7:60?
Amerykańscy krytycy bardzo wysoko ocenili Wrong. Pisano o kinie, w którym bohaterowie braci Coen zwiedzają świat Zagubionej autostrady Lyncha, mówiono o francuskiej syntezie Tima Burtona i Zacka Snydera. Mnie całe to zamieszanie przywodziło na myśl Pythonów zagubionych w jednym z filmów Wesa Andersona. Podobne zestawienia można mnożyć, ale ostatecznie wszystkie one wprowadzą widza w błąd. Bo z jednej strony jeśli czegoś nie sposób Dupieux’owi odmówić, to oryginalności. Z drugiej: Wrong to sympatyczny wygłup, ale poziomu kojarzonego z twórczością wyżej wymienionych reżyserów osiągnąć się tu niestety nie udało.
Wrong broni się przede wszystkim bezpretensjonalnością. Gdyby Dupieux próbował wmówić nam, że jego film to pełna ukrytych znaczeń (i do tego ważka) metafora, całość prawdopodobnie okazałaby się nieznośna. Ale nic z tych rzeczy! Wszechobecny absurd służy tu jedynie sprowokowaniu jak największej ilości komicznych sytuacji. I faktycznie: jest śmiesznie. Chwilami nawet bardzo. Dupieux odrzuca wszelkie ambicje, zgrywa się na całego, gładko lekceważy zasadę, w myśl której w filmie powinno „o coś chodzić”. Pomaga temu sprawna realizacja, nieco eteryczny nastrój, ale przede wszystkim aktorzy, którzy największe bzdury wypowiadają nie tylko bez mrugnięcia okiem, ale nawet z przysłowiową pokerową miną. Ta metoda ma też swoją słabość: po mniej więcej godzinie Wrong gubi swoją (wcześniej ujmującą) spontaniczność, kolejne dziwactwa już nie zaskakują. Wrażenie to z kolei rozprasza ze wszech miar sympatyczne (i typowe dla kina nagradzanego w Sundance) przekornie optymistyczne zakończenie.
Najtrudniej tu o jednoznaczny werdykt, wszystko zależy od tzw. poczucia humoru. Na pokazie przedpremierowym połowa publiczności rechotała bez ustanku, pozostali widzowie byli cokolwiek zdezorientowani, a byli i tacy, którzy opuścili salę po kwadransie projekcji. Ja, chociaż zachwyty amerykańskiej krytyki uważam za przesadzone, przyznaję: bawiłem się dobrze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze