„Kolonie miłości”, Elke Heidenreich
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuPowieść wnosi powiew świeżości do naszych codziennych rozważań o budującej i niszczącej sile ludzkich uczuć. Heidenreich pisze o zwyczajnych ludziach i prostych uczuciach, które łączą nas bądź dzielą. Te historie zdarzają się codziennie, w każdym mieście. I możemy podpisać się pod nimi obiema rękoma. Bo są uczciwe. Nie znajdziemy w nich sztucznego romantyzmu i patosu, którym nasączone są serialowe produkcje dla niespełnionych kobiet.
Kolejna książka o miłości? Czy to nie przesada? Nie szkoda papieru i farby drukarskiej? W tym przypadku na pewno nie. Bo powieść Elke Heidenreich wnosi powiew świeżości do naszych codziennych rozważań o budującej i niszczącej sile ludzkich uczuć. Zanim opowiemy o zawartości tej niewielkiej książki, kilka słów o jej autorce. Otóż pisarka i publicystka Elke Heidenreich w 2008 roku uznana została przez jeden z magazynów za najbardziej wpływową niemiecką intelektualistkę. Otrzymała również odpowiednik polskich Wiktorów za promowanie publicystki i pedagogiki medialnej. Co ważne w dzisiejszych czasach, nazywana jest wiarygodną ambasadorką sztuki i kultury. Skąd te tytuły i zaszczyty? Powód jest prosty: Heidenreich pisze o zwyczajnych ludziach i prostych uczuciach, które łączą nas bądź dzielą. Historie przedstawione w Koloniach miłości zdarzają się codziennie, w każdym mieście, co minutę lub sekundę. I możemy podpisać się pod nimi obiema rękoma. Bo są po prostu uczciwe. Nie znajdziemy w nich sztucznego romantyzmu i patosu, którym nasączone są serialowe produkcje dla niespełnionych kobiet, marzących o rycerzu na białym koniu. Heidenreich interesuje coś innego.
Bohaterką opowiadania Miłość jest Sonja, młodziutka dziewczyna, która wraca wspomnieniami do czasów, kiedy razem ze swoją najlepszą przyjaciółką przeżywała nastoletnie miłości. Pojawiają się w nich sympatyczni chłopcy z sąsiedztwa, w których Sonja zakochuje się na moment i rzuca ich po kilku, kilkunastu dniach. To typowe nastoletnie, „szczenięce” miłości. Ale później Sonja i Irma odkrywają kolorowy świat gwiazdorów filmowych, pojawiających się w takich produkcjach jak Na wschód od Edenu, Przeminęło z wiatrem oraz Buntownik bez powodu i Olbrzym. W tych dwóch ostatnich zagrał James Dean. I to w nim zakochują się bohaterki opowiadania Elke Heidenreich. Sonja i Irma żyją jakby w amoku, z perspektywy swojej niespełnionej miłości patrząc na świat, na swoją rodzinę, na relacje z rówieśnikami. To wszystko! Może czyjeś literackie oczekiwania pozostaną niezaspokojone, ale na tym polegał pomysł na opowiadanie. Heidenreich bohaterką swojego tekstu czyni zwyczajną dziewczynę, która – jak miliony nastolatek na świecie – zakochuje się bez wzajemności w kimś, kogo prawdopodobnie nigdy nie zobaczy na oczy. I nie wynika z tego żadna namiętna opowieść. Nawet po samobójczej śmierci Irmy, Sonja (po wyjściu z kina, gdzie obejrzała Buntownika bez powodu) stwierdza: […] niczego dokładnie nie wiedziałam, tylko czułam: wszystko układa się źle, życie kroczy wraz ze mną drogą, którą ja nie chcę iść.
W podobnym stylu napisany został tekst Pies będzie zastrzelony. To opowieść o kilkuosobowej rodzinie, której historię poznajemy z ust jednej z trzech córek, Huberty. Mamy więc typowe niesnaski między dziewczynkami, które próbują, jak to dzieci, utrudnić sobie życie do granic możliwości. Jest też tak, że ojciec bardziej wstawia się za Hubertą i Gertrudą, a matka częściej przebywa z Bellą, najstarszą córką, dziewczynką z naprawdę trudnym charakterem. Ale i między rodzicami nie układa się zbyt dobrze, skoro pewnego dnia małżeństwo decyduje się na rozwód. Dla bohaterek to mała rewolucja, z której najbardziej zadowolona jest Gertruda i Huberta. Na szczęście po kilkunastu dniach rozłąki małżonkowie do siebie wracają. A w domu znów zapanują stare porządki. Oczywiście i w tym opowiadaniu pojawia się miłość, bo Berta drobiazgowo przygląda się chłopakom starszej siostry, no i zastanawia się nad uczuciem, które łączy ich rodziców. Powstaje z tego ciekawa, zabawna opowieść o typowej rodzinie, w której jest miejsce na miłość, gniew, uśmiech i łzy. Może dlatego z przyjemnością oddajemy się lekturze, dochodząc do wniosku, że niektóre z tych historii są właśnie o nas.
Na okładce książki pojawiły się ważne zdania, z którymi nie sposób się nie zgodzić: Elke Heidenreich wiedzie nas po zakamarkach duszy, wciągając czytelnika w życie innych, zaglądając do domów, pociągów i barów w poszukiwaniu śladów bliskości. Nie krytykuje, a opowiada i znajduje odpowiedni ton dla tak trudnych do zdefiniowania zjawisk jak miłość, czułość i sympatia. Wielu autorów mogłoby się od Heidenreich uczyć.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze