"To nie tak jak myślisz, kotku", Sławomir Kryński
DOROTA SMELA • dawno temuPolska komedia pomyłek z doborową obsadą. Rzecz o dziwacznej figurze damsko-męskiej, w ramach której trzy pary wikłają się wzajemnie w sieć intryg i zdrad. Pomyłki co do osoby przeplatają się z pomyłkami neseserów, telefonów i orientacji seksualnych, co kończy się pomieszaniem z poplątaniem. Jacek Borusiński z kabaretu Mumio wnosi do filmu własną ekspresję, stając się ogniskiem dowcipu.
Polska komedia pomyłek z doborową obsadą. Rzecz o dziwacznej figurze damsko-męskiej, w ramach której trzy pary wikłają się wzajemnie w sieć intryg i zdrad. Szanowany neurochirurg pod pozorem sympozjum naukowego serwuje sobie weekend z kochanką w Sopocie. W tym czasie jego znudzona żona Maria, nie zamierzając się bynajmniej samotnie umartwiać, także postanawia oddać się zdradzie i wraz ze swoim młodym utrzymankiem melduje się w tym samym hotelu. Nie wiedząc, co robić, neurochirurg zrzuca odpowiedzialność za utajnienie swojego romansu na niezbyt lotnego asystenta Jakuba Bazyla, który to samo zadanie otrzymuje od żony pracodawcy. Pech chce, że on także ma tu do załatwienia pewną osobistą sprawę. Nie ma wyboru — musi udawać kogoś, kim nie jest, przez co także pozostali uczestnicy spisku zmuszeni są zamienić się personaliami, a to powoduje swoisty efekt domino. Pomyłki co do osoby przeplatają się z pomyłkami neseserów, telefonów i orientacji seksualnych, co kończy się pomieszaniem z poplątaniem.
To nie tak jak myślisz, kotku ogląda się z raczej umiarkowaną przyjemnością. Obsada jest wprawdzie znakomita. Figura, Kot i Frycz to aktorzy o niezłym warsztacie i sprawdzeni w repertuarze komediowym. Jacek Borusiński — gwiazdor kabaretu Mumio — wnosi z kolei do filmu własną, wypracowaną starannie ekspresję, stając się tu ogniskiem dowcipu. Ale pomimo wysiłku wykonawców i efektownych wolt scenariuszowych obraz Kryńskiego jest przykładem sztucznego, nie mającego nic wspólnego z kinem tworu. Jego komedii dramatycznie brakuje spontaniczności i łączności z życiem. Kręcona na wzór telenowel — w trzech pokojach i na balkonie — ma więcej wspólnego z teatrem telewizji. Nie tylko zresztą za sprawą jedności czasu, miejsca i akcji. Sam tekst jest wręcz stworzony dla teatralnych desek — to przecież koncert aktorskich osobowości z użyciem rekwizytów. Nie ma tu miejsca na wyrażone milczeniem emocje ani na żywioł miasta czy reżyserię tła — wyraźnie ograniczony budżet przykroił całość do rozmiarów próby generalnej. Brak tu nie tylko plenerów, ale w ogóle zewnętrznej rzeczywistości. Irytuje telewizyjna kamera i montaż.
Polskie kino, które obchodzi właśnie swoje stulecie, zaczęło się od komedii i długo dzięki nim istniało. Mieliśmy wspaniałe musicale komediowe z Eugeniuszem Bodą i Adolfem Dymszą w międzywojniu, a w czasach PRL-u komedie polityczno-obyczajowe: Bareję, Piwowskiego, Machulskiego. Dzisiaj gatunek przeżywa kryzys. Od czasów przełomu ustrojowego właściwie tylko bezmyślnie kopiuje amerykańskie wzorce, nie ma nic do powiedzenia i pokazuje fałszywą, odrealnioną rzeczywistość.
To nie tak jak myślisz, kotku na poziomie sposobu opowiadania jest powrotem do dawnych tradycji, żeby nie powiedzieć, że jest po prostu wtórnym i dość pustym widowiskiem. Do tego pozbawionym filmowości i rozmachu inscenizacyjnego. Gdyby była to recenzja sztuki wystawianej w teatrze, nie czepiałabym się. Niestety w kinie film Kryńskiego wypada jak foka na lądzie — trochę śmiesznie, ale bardziej pokracznie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze