"Panika", Jeff Abbott
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuZwraca uwagę sprawność, z jaką Abbott żongluje konwencjami – „Panika” reklamowana jest jako thriller, choć skłania się w stronę powieści szpiegowskiej, do tego dochodzi intensywny wątek miłosny, wreszcie - odrobina poczucia humoru generowanego przez piętrzące się nieprawdopodobieństwa.
Harlan Coben namaścił Abbotta na nowego mistrza thrillera i wybór nie jest chyba przypadkowy – „Panikę” skrojono w podobny sposób co powieści autora „Błękitnej krwi”. Abbott jest wyraźnie młodszym autorem, musi się wystrzelać, poszaleć, ale również uwielbia konstruować wielopoziomowe intrygi, zaludniać karty książki niejednoznacznymi postaciami, a także unikać wszystkiego, co przypadkiem mogłoby akcję spowolnić – ten zabieg jest zresztą właściwy dla większości współczesnych mistrzów thrillera. Niektórym to przeszkadza, innym niekoniecznie.
Evan Crasher jest wschodzącą gwiazdą filmu dokumentalnego i wiedzie mu się tak świetnie, że pozazdrościć – kupa forsy, piękna dziewczyna, koledzy. Rozpaczliwy telefon od matki zapowiada katastrofę. Evan pędzi na łeb na szyję, ale spóźnia się fatalnie, znajduje matkę martwą i sam ledwo uchodzi z życiem. Czy Gabriel, człowiek, który mu pomógł, naprawdę jest przyjacielem? Evan z przerażeniem odkrywa, że całe jego życie zbudowano na fikcji: rodzice pracowali dla organizacji tyle tajniej co tajemniczej, a na domiar złego ukochana okazuje się podstawiona. Evan nie ma więc zbyt wesoło – rozpaczliwie walczy o życie, a nim pozna prawdę, będzie musiał się nastrzelać, nabiegać, prawie wylecieć w powietrze i dowiedzieć się, że miłość to jednak poważna sprawa.
Ktoś mógłby złośliwie skomentować, że celem takiego zabiegu jest sprofilowanie książki pod oczekiwania jak największej grupy czytelników. Losy Evana cudem unikającego kolejnych pułapek, przepychającego się z wrogiem, łapiącego w locie co to cynizm i gra o życie mają niemal bondowski posmak.
I tu pojawia się kłopot, bo naprawdę nie wiem, czy „Panika” jest książką na serio. To niewątpliwie produkt, może zbyt syntetyczny, żeby wywołać głębsze emocje, skrojony jednak wystarczająco poprawnie i tak naładowany energią, by lektura była czystą frajdą. Pewne uproszczenia, nieprawdopodobieństwa postaci i zdarzeń – ze wskazaniem na łatwość, z jaką Evan przejmuje inicjatywę – każą się zastanawiać, czy Abbott mruga do nas okiem, czy też nie. Skłaniam się ku tej drugiej wersji, wszak sam autor przyznaje, że nie przedstawia realiów prawdziwego świata. Niestety, fikcyjność szpiegowskich historii sprawia, że i cierpienie Evana, faceta, który przecież stracił swoje dotychczasowe życie, wydaje się nieautentyczne.
Analogicznie, niejednoznaczność postaci, na której Abbott buduje napięcie, udała się tylko częściowo – bohaterowie są tajemniczy dla nas jedynie dlatego, że nie wiemy, dla kogo właściwie pracują, tymczasem ich motywy są jasne i klarowne. Jeśli grasz po jakiejś stronie, to do końca i bez żadnych wątpliwości. Tylko dziewczyna Evana szamocze się między uczuciem a obowiązkiem, choć nikt nie ma wątpliwości, jakiego wyboru dokona. Cieszy za to zapowiadana możliwość ekranizacji „Paniki” – powieść jest właściwie gotowym scenariuszem dynamicznego filmu sensacyjnego, jednego z takich, w których grywa Bruce Willis.
Można więc wieszać psy na Abbotcie, że żaden to mistrz, ale rzemieślnik z lekkim piórem, że „Panika” to produkt skrojony pod gusta masowego odbiorcy i bardzo naiwny, ale właściwie co z tego? Mamy wakacje, pociągi i słońce, a nie każda książka ma obowiązek być arcydziełem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze