Weź pan tę rękę
LAURA BAKALARSKA • dawno temuI na cóż było wymyślać te widelce, noże i łyżki, skoro nawet kucharze ich nie potrzebują? Skłonna jestem sądzić, że pewien rodzaj „restauracji” jest tak popularny nie ze względu na jakość proponowanego jedzenia, tylko ze względu na to, że można w talerzu grzebać rękami. Tak, upadek cywilizacji zaczyna się od kuchni.
Jeszcze do niedawna źle znosiłam kanały typu Travel. Prezentowane tam programy głównie reklamowały tubylcze hotele oraz miejscowe żarło.Obecnie zmieniłam zdanie.
– Mędrzec mówi, co widział, głupiec opowiada o tym, co jadł – powiedział mi Nieświętej Pamięci Były Mąż, ledwo postawiłam stopę na polskiej ziemi po powrocie z Albionu.
– Opowiem ci, co widziałam do jedzenia – ja na to, bo to był etap, na którym byliśmy dla siebie milsi i milsi.
A w ogóle – kuchnia angielska jest OK. Jak coś się nazwa „pudding z hrabstwa York”, to jest be, ale jak jest ck knedlikiem, to już jest cacy? Jak jest quiche'em, to jest wytworne, ale jak jest pajem – to już nie? Hę? Jak jest pastrami, to jest pyszne i zdrowe, bo śródziemnomorskie, ale jeśli jest pieczenią wołową, to nie, bo pewnie z wściekłej krowy?!
Ostatnio na Planete obejrzałam cykl „Francja dla smakoszy i wędrowców”. Najbardziej mnie zaintrygowało, że wszyscy ci kucharze, zwykle utytułowane sławy, mają krótkie, obgryzione i brudne pazury. I że wszystko robią gołymi łapskami, z tymi szponami, co wzbudza obrzydzenie. Nawet rybę czy mięso na patelni przewracają na drugi bok, pomagając sobie rękami.
Obejrzałam jeszcze ostatnimi czasy „Kuchnię afrykańską”, „Kuchnię hinduską”, „Przyjęcia specjalne”, „Kuchnię marokańską”, „Superdietę” – i wszędzie to samo. Ciekawi mnie to od technicznej strony. Jak można sprawnie grzebać w mielonym mięsie, mając na palcach trzy pierścionki wielkie jak kastety? Czy wcześniej tymi pierścionkami kucharz tłukł kotlety? Jakim cudem wystarczy mu otarcie opuszek o ścierę? Zresztą Makłowicz postępuje tak samo. Cytrynę wyciska przez palce, dezynfekując w ten sposób ręce. Gotową strawę, jeśli tylko ma postać stałą, wybiera z gara rękami. A może to nie ręce, tylko szczypczyki (biologiczne)?
Aż tu nagle! Odpaliłam kanał Dubai – ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. I zamarłam z niedowierzania. Kucharz przygotowywał potrawę w lateksowych rękawiczkach. Zmieniał je zresztą, kiedy przechodził do kolejnego etapu kucharzenia. A kiedy nakładał na talerz jakieś ozdoby, to miał na dłoniach kolejne, świeżutkie rękawiczki. Przez to nie wiem, czy miał obgryzione pazury, ale jakoś przeżyję bez tej wiedzy.
„Widelce są bez wątpienia późniejszym wynalazkiem niż palce, ale ponieważ nie jesteśmy kanibalami, skłonny jestem mniemać, że był to dobry wynalazek” – stwierdził anonimowy autor „Habits of Good Society”. Ale i tak najpierw wynaleziono łyżkę. To połączenie czerpaka z trzonkiem znały już ludy Asyrii i Babilonii. Starożytni Egipcjanie używali łyżek do sypania kadzidła i nabierania kosmetyków. W starożytnej Grecji i Rzymie czerpano nimi wino. Rzymianie mieli również specjalne łyżki do otwierania muszli ostryg.
Łyżka w pewnym sensie stanowiła osobiste wyposażenie polskiego szlachcica. Nosił on nóż za pasem (niekoniecznie w celach kulinarnych) oraz łyżkę za cholewą. Charakterystyczną cechą polskich łyżek są napisy i są to zwykle inskrypcje polskie, co dotyczy także czasów, gdy łacina była angielskim Europy. Niektóre z nich wyszły spod pióra Mikołaja Reja, w którego pismach znajduje się „127 rymowanych dwuwierszy na łyżki albo na inne drobne rzeczy”. Inskrypcje takie zawierają zwykle jakiś morał i często się rymują. Na przykład:
O łyżkę nie prosi, kto ją z sobą nosi.
Gdy nie masz pieniędzy – przyucz się do nędzy.
Dla srebra kawalca obwieszą zuchwalca.
Widelec jest najmłodszym ze sztućców stołowych. Jeszcze pod koniec XVII wieku krytycy nowości ironizowali: od czegóż zatem mamy palce? I czy sałata – pytano – może smakować nie rozrywana palcami? Nawet Anna Austriaczka i jej syn Król Słońce jedli palcami.Tymczasem ta „nowość” musiała być znana już w X wieku. Oto bowiem w roku 996 doża wenecki Pietro Orseolo poślubił księżniczkę grecką Argillo, pochodzącą z Bizancjum. W pałacu swojego małżonka księżniczka „podnosiła do ust kęsy za pomocą małych widełek o dwóch zębach”. Szpanerstwo i sybarytyzm księżniczki wywołały niesamowity skandal, a dogaressa została ostro skarcona przez księży. Niedługo potem ciężko zachorowała, a święty Bonawentura bez wahania orzekł, że była to kara boża.
W Polsce pierwsza wzmianka o widelcu ma zadziwiająco dokładną datę. 15 marca 1502 roku pewien krakowski rzemieślnik zapisał, że naprawił trzy pozłacane „wydelki” dla królewicza Zygmunta Jagiellończyka. „Wydelki” służyły najpierw do nadziewania na nie owoców (osobliwie gruszek), a także do opiekania grzanek z serem nad płomieniem świec lub ogniem pochodni woskowych.
W inwentarzu spadku po Erazmie z Rotterdamu, arbitrze ówczesnego savoir-vivre’u, natykamy się na zdumiewająco dużą liczbę chustek do nosa, ale za to tylko dwa widelce: złoty i srebrny. Żeby było śmieszniej, któryś z tych przyborów ma polskie pochodzenie. Bo oto w 1555 roku opat cystersów w Mogile posyła Erazmowi w darze luksusowy nóż i widelec jako złośliwą szpilę a propos dzieła Erazma De civilitate morum puerilium, w którym Erazm dużo rozprawia o posługiwaniu się przy stole łyżką i nożem, ale ani słowem ten najkulturalniejszy człowiek Europy nie wspomina o widelcu. Widać i on uprawiał dyscyplinę „palce lizać”.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze