Mezalians współczesny
IZABELA O’SULLIVAN • dawno temuNiektórzy twierdzą, że plusy i minusy się przyciągają. Czy tę samą teorię można odnieść do wykształcenia… Ona co najmniej z magistrem, jej mąż, partner – po zawodówce, ewentualnie technikum. Czy dwie osoby, pochodzące z różnych sfer społecznych, mają szansę odnaleźć się w związku? I czy w ogóle dziś istnieje coś takiego jak status społeczny? A może dziś bardziej liczy się kasa albo miłość, a podziały klasowe to przeżytek...
Agnieszka (41 lat, adwokat z Poznania, w związku z Łukaszem — 40 lat, pracownikiem stacji paliw):
— Jesteśmy razem od 15 lat. Dość długo miałam wątpliwości, czy chcę być w tym związku, bo byłam świadoma tego, że – powiem brutalnie – reprezentujemy dwa różne poziomy. Dopiero po dziesięciu latach zdecydowaliśmy się na dziecko. Bałam się skomplikować sobie życie, bo ciągle nie byłam pewna, jak się wszystko między nami ułoży. Teraz mamy dwóch synów i nie żałuję. Ale im dłużej jesteśmy razem, tym więcej dostrzegam problemów.
Kiedy się zaczęliśmy spotykać, mama robiła mi dzikie awantury. Nie mogła przeboleć, że chcę się związać z kimś po zawodówce. Na kilka miesięcy przestałyśmy nawet rozmawiać, bo ja upierałam się przy swoim. Z jednej strony, rozumiałam jej obawy i argumenty, z drugiej – kochałam Łukasza i chciałam dać nam szansę.
Potem doszły komplikacje w pracy. Jestem adwokatem, obracam się w dość specyficznym środowisku. Do tej pory większość moich współpracowników nie wie, że mój mąż ma wykształcenie zawodowe. Wstydzę się tego i omijam temat. Nie uczestniczymy też w żadnych imprezach firmowych, bo wiem, że on nie pasuje do tego świata. Najbardziej chyba w naszym związku męczy mnie to, że czuję się, jakby Łukasz ciągnął mnie w dół. To nie on się nobilituje, tylko odwrotnie. Siostra ostatnio powiedziała mi, że zaczęłam dużo przeklinać. To język, jakiego używa mój mąż. Nawet nie zauważyłam, kiedy weszło mi to w nawyk. Wcześniej zwracała mi uwagę, że Łukasz się do mnie brzydko odzywa, jakby mnie nie szanował. Tego też nie zauważyłam. Ostatnio coraz częściej myślę, że gdybym miała wykształconego męża, na pewno inaczej wyglądałyby nasze relacje i że w jakiś sposób może nawet przegrałam życie. Ale mamy cudowne dzieci i mimo wszystko kocham Łukasza. Chyba nie umiałabym odejść. Zresztą, nie zrobiłabym tego ze względu na dzieci.
Małgorzata (32 lata, nauczycielka z Konina w związku z Dariuszem — 37 lat, kierowcą autobusu):
— Byłam wychowywana w domu, gdzie powtarzano, że o wartości człowieka decyduje jego charakter, a nie wykształcenie. Kiedy poznałam Darka, moi rodzice nagle jakby o tym zapomnieli. Mieli nadzieję, że będę miała męża lekarza albo prawnika. Kiedy jednak oznajmiliśmy im, że się pobieramy, postanowili zaakceptować nasz związek. Czasem mam wrażenie, że są dla Darka średnio mili albo że traktują go z góry, ale z reguły się starają, żeby nasze relacje były w miarę dobre. Zwłaszcza teraz, kiedy mamy dziecko. Większym problemem jest dla mnie praca, bo koleżanki często przechwalają się osiągnięciami swoich mężów, licytują, która ma lepszego, mądrzejszego, itd. Wiem, dziecinada, ale w takich sytuacjach źle się czuję. Zajmuję się wtedy swoimi rzeczami albo wychodzę. A one, mam wrażenie, patrzą na mnie trochę ze współczuciem, a trochę sarkastycznie.
Jestem szczęśliwa w swoim związku i wiem, że dokonałam dobrego wyboru, ale nie staram się tego nikomu udowodnić, bo ludzie nie rozumieją pewnych kwestii. Darek jest świetnym facetem, wspaniałym tatą i mamy dużo wspólnych tematów, zainteresowań. Jego średnie wykształcenie nie ma dla mnie żadnego znaczenia, doskwiera mi tylko trochę ze względu na reakcje ludzi z zewnątrz, ale staram się nimi nie przejmować. Czasem tylko mi żal, kiedy wracam o trzynastej ze szkoły, a mój mąż szykuje się na drugą zmianę do pracy i do późnego wieczora się nie widzimy.
Iwona (34 lata, lekarka z Poznania, w związku z Andrzejem — 34 lata, fryzjerem):
— Jesteśmy razem od trzech lat. Byłam klientką Andrzeja i tak się poznaliśmy. To ja zaproponowałam mu pierwsze spotkanie, bo on się chyba krępował. Wiedział, że jestem lekarką. Doszłam wtedy do wniosku, że czas przestać wybrzydzać i szukać księcia z bajki, liczy się, żebyśmy się dobrze dogadywali.
Andrzej ma dużo kasy, swój salon fryzjerski, stałych klientów. Jeździmy na wakacje, weekendy we dwoje. Stać nas na mieszkanie, ale póki co wynajmujemy, bo ja się boję poważnych decyzji. Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nasz związek ma przyszłość. Pierwszy raz czerwona lampka zapaliła mi się podczas imprezy z jego znajomymi. Siedziałam i kompletnie nie miałam z nimi o czym rozmawiać. Wtedy też zauważyłam, że Andrzej zachowuje się w ich towarzystwie zupełnie inaczej, jest bardziej wulgarny, prostacki. Przy mnie się stara być kimś innym niż jest w rzeczywistości? Od tego czasu nie chodzę na żadne imprezy z jego znajomymi. Pokłóciliśmy się o to kilka razy, ale on też źle się czuje wśród moich, więc przestał nalegać. Uważa, że moi koledzy i koleżanki to wyniosłe gbury, które każdego, kto nie ma dyplomu z medycyny, traktują jak ostatniego kmiota. Nie lubi ich, ale nie ma kompleksów na punkcie własnego wykształcenia. Zawsze mi powtarza, że zarabia więcej niż ja, więc i bez dyplomów można żyć na poziomie. Tylko ja czasem mam wrażenie, że oprócz poziomu finansowego, równie ważny, a może i ważniejszy, jest ten poziom intelektualny. A my się chyba coraz częściej rozmijamy. Tak, jakbyśmy tracili wspólny język. Nagle okazuje się, że mamy inne priorytety, różne spojrzenie na wiele spraw. I coraz mniej rozmawiamy. Czyżbyśmy już nie mieli o czym?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze