Marketing polityczek
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuOstatnia kampania wyborcza pokazuje, jak używa się w niej kobiet. Albo raczej – jak w kampanii wyborczej kobiety używają siebie. Jestem zażenowana, drogie siostry. Nie wiem, która z was zrobiła na mnie gorsze wrażenie: pani, pani Magdaleno Żuraw z PiS, czy pani, pani Katarzyno Lenart z SLD. Żeby było sprawiedliwie, zacznę od pani Lenart: obowiązuje kolejność alfabetyczna.
Katarzyna Lenart tak przedstawia się na Facebooku:
Mam 23 lata, jestem absolwentką Wyższej Szkoły Ekonomii i Innowacji na kierunku stosunki międzynarodowe, obecnie studiuję na II roku politologii studiów uzupełniających magisterskich na specjalności doradztwo polityczne i medialne na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
Nie wiem, czy na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie nauczono panią Lenart takich zabiegów marketingowych, czy też sama wpadła na pomysł, żeby reklamować się striptizem? W spocie kobieta, nawiązując do słynnej sceny z Nagiego instynktu, posyła w stronę kamery powłóczyste spojrzenia, jednocześnie zdejmując ubrania. Gdy już krawat, marynarka i biała koszula lądują na podłodze, naszym oczom ukazuje się czerwony biustonosz. I on zostaje zdjęty, tyle, że zamiast piersi widzimy napis: ocenzurowano. I dalej: Chcesz więcej? Głosuj na SLD! Tylko my możemy zrobić więcej.
Ale co więcej, pytam? Więcej striptizów? Czy to obietnica, że Grzegorz Napieralski pokaże się bez majtek? Czy może pani Lenart pokaże swoje pudenda? Może chodzi o więcej nagich piersi w parlamencie? A może stosunki międzynarodowe, których jest absolwentką, nabierają w świetle jej obietnic zupełnie innego znaczenia?
W wywiadzie z Katarzyną Lenart, w lokalnej prasie, czytamy:
— Jestem osobą, która nie boi się wyzwań i konsekwentnie dąży do realizacji swoich celów. Jednym z nich jest bycie dobrym politykiem, który z poświęceniem i odpowiedzialnością będzie działał w interesie obywateli i dobra naszego kraju.
O jakie poświęcenie chodzi?
Może dla dobra naszego kraju zmarzła w sutki przed kamerą?
Poza tym, jeśli chce być politykiem, a nie polityczką, powinna sobie chyba te piersi amputować.
Właśnie, może o to chodziło?
Pani Lenart wyjaśnia, że chciała sobą zainteresować media, dzięki czemu potencjalni wyborcy mogliby zechcieć poznać lepiej jej program. Mówi też o swojej odwadze.
W filmie jednak o programie nie ma ani słowa.
Wyjaśnia, że spot z programem miał powstać później.
Jeśli zaś chodzi o odwagę – idąc jej tokiem myślenia, najodważniejszymi kobietami w kraju są striptizerki, tak? Te dopiero mają odwagę! Pokazują swoje wdzięki bez czarnych pasków. (Chyba, że z paskami z włosów łonowych – ale nie te miałam na myśli).
Nie muszę chyba wyjaśniać, dlaczego ów spot obejrzałam z zażenowaniem. Używanie swoich wdzięków w kontekście seksualnym po to, żeby zainteresować sobą wyborców, jest wbrew wszystkiemu, o co walczą mądre kobiety: o nietraktowanie ich jak obiektów seksualnych, o nieodwoływanie się do kwestii płci, o widzenie w drugim człowieku człowieka, a nie kobiety czy mężczyzny, o niekierowanie się stereotypami. Polityczka może pokazywać swój intelekt, chwalić się osiągnięciami, ale nie piersiami, u licha!
Jeśli miał to być dowcip, wyszedł dość czerstwy.
Magdalena Żuraw i deklaracje, które publikuje na blogu, dowcipem chyba nie są. A tak bardzo chciałabym, żeby były! Właściwie raz po raz czytam to, co napisała, i wciąż trudno mi uwierzyć, że w XXI wieku ktoś może mieć takie poglądy.
A jednak.
Cytaty z bloga pani Żuraw przytacza Fakt. Możemy w nim przeczytać, że: Kobieta zbrojnego księcia musi się zastanowić, czy godzi się na czyszczenie zbroi i tęskne machanie chusteczką, gdy ten wyrusza na wojnę. Te z kobiet, które wybierają księciów, siłą rzeczy powinny uznać ich wyższość i przewodnictwo.(…) Mądry, wartościowy mężczyzna jest chlubą kobiety. Zaś jego wyższość intelektualna przyozdabia ją pełnym blaskiem. Jak pięknie jest, gdy kobieta nie wie, o czym mówi jej mężczyzna, a podziwia sposób, w jaki mówi! Jak pięknie, gdy w pełnym zaufaniu i braku lęku przed ośmieszeniem może go zapytać, na jakiej zasadzie działa internet.
Magdalena Żuraw jest wykształcona – to absolwentka wydziału filozofii na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, publicystka i dziennikarka.
Doprawdy nie wiem, jak sobie radzi w pracy, skoro uważa, że pięknie jest, gdy kobieta nie wie, o czym mówi jej mężczyzna, a podziwia sposób, w jaki mówi!
Może nie rozumie tylko swojego mężczyzny, a innych rozumie?
A może przeprowadza wywiady tylko z kobietami i dziećmi?
Jeśli nie wie, jak działa Internet, to pewnie nie umiała sprawdzić w słowniku odmiany wyrazu „książę” – użyła przecież formy „księciów”.
(Pocieszę panią – może pani korzystać z analogowych, papierowych słowników. Jeśli nie wie pani, jak ich używać, może pani poprosić jakiegoś mężczyznę, żeby pani wyjaśnił. Tylko niech mu pani powie, żeby mówił powoli. Może pani zrozumie?)
Chyba że pani Żuraw miała na myśli „księdza”? To by się właściwie zgadzało, zważywszy na jej pogląd na Kongres Kobiet. Posłuchajcie:
Tegoroczna impreza rozpocznie się od debaty o „wyzwaniach dla współczesnej Europejki”. Dyskusję poprowadzi Henryka Bochniarz — od 1978 r. działaczka „współczesnej” i „europejskiej” PZPR. Co prawda odsetek kobiet w ówczesnym Biurze Politycznym partii komunistycznej wynosił 0 proc., a mimo to pani Henryka nie widziała wtedy konieczności zwoływania Kongresu Kobiet — ale to przecież detal.
Po Henryce Bochniarz wystąpi równie zasłużona Magdalena Środa, która — jak sama twierdzi – „nieraz ma ochotę podrzeć Biblię za pełne agresywnych i nawołujących do przemocy treści”. Środa — wraz z Agnieszką Graff (badaczką związków między homofobią a antysemityzmem), Danutą Hubner (17-letni staż w partii komunistycznej), Wandą Nowicką (niestrudzoną bojowniczką o prawo do uśmiercania „płodów”) - poruszą tematy "mechanizmów równościowych" i "budowania solidarności".
Następnego dnia ma być jeszcze ciekawiej. I tak: uczestnikiem panelu „Jak wygrywać kampanie polityczne” będzie — to nie żart! — Joanna Kluzik-Rostkowska. O tym, dlaczego jedni mają więcej praw niż inni, opowie z kolei niejaka Yga Kostrzewa, współorganizatorka warszawskich Parad Równości i „manif”. Natomiast frapującą miliony Polek kwestię „Dokąd zmierza światowy feminizm?” omówi Anna Switon, amerykańska zwolenniczka pornografii (tyle że alternatywnej i feministycznej).
Na ostre porno nie będzie jednak czasu, bo zaraz potem rozpocznie się panel „Opowieści kobiet”, którego gwiazdami będą Kazimiera Szczuka i Henryka Krzywonos. Pierwsza jest legendą feminizmu, druga — od niedawna — legendą „Solidarności”. Jeszcze bardziej intrygująco zapowiada się dyskusja zatytułowana „Do wojska panny sznurem” - prowadzona przez towarzyszkę Danutę Waniek, która do Partii wstępowała w czasie, gdy reżim „sznurem” wyprowadzał z wojska Żydów.
Nie zabraknie dodatkowych atrakcji: będzie i pogawędka o feministycznej ekonomii (tow. Danuta Hubner), i debata reprezentantek ugrupowań politycznych (moderowana przez tow. Janinę Paradowską), i Park Kobiet z Moniką Richardson w roli głównej, a także koncert Maryli Rodowicz oraz lampka wina.
Dlaczego nie zarejestrowałam się na Kongresie, chociaż wstęp był bezpłatny?
Po pierwsze: szkoda czasu, a wino lepiej wypić z mężczyzną.
Po drugie: nie wypada. Współorganizatorami tego feministycznego sabatu są bowiem Ministerstwo Pracy oraz Ministerstwo Nauki, a na funkcjonowanie obu tych resortów, w tym na pensje obu pań minister, zrzucają się wszystkie pracujące Polki — mające na co dzień inne zmartwienia i problemy niż panie Środa czy Szczuka.
Dlatego każdy, komu zależy na interesach zwykłych kobiet, a nie kawiorowych feministek, powinien powiedzieć głośne „nie” współorganizacji tego rodzaju zlotów za pieniądze ciężko zarobione przez podatników. Inaczej kongresowe towarzyszki zaczną tak dbać o nasze dobro, że już wkrótce nic nam z niego nie zostanie.
Nie wiem, od czego zacząć. Zdaje się, że tu nie trzeba żadnego komentarza, wystarczy parę sugestii.
Może pani Żuraw powinna zorganizować swój własny kongres? Niech zaprosi panią Sobecką, Kempę, Szczypińską, Wróbel i Rokitę.
Albo poczyta coś o historii feminizmu? Wtedy zrozumie, że dzięki feministkom właśnie może nie tylko głosować, ale nawet kandydować w wyborach. Dzięki nim też mogła skończyć szkołę.
Tylko czy to coś da? Sądząc z jej wypowiedzi, uważa się za wielki autorytet moralny – mimo młodego wieku, skromnego dorobku i zapewne niewielkiego doświadczenia życiowego. Ocenia przecież starsze i doświadczone kobiety – wszak dla niej Henryka Krzywonos jest jedynie „od niedawna” legendą „Solidarności”, a jedynym dorobkiem profesor Magdaleny Środy jest wypowiedź na temat Biblii. (Trzeba przyznać, że wiedza pani Żuraw z zakresu historii Polski jest przynajmniej niepełna).
Trudno się spodziewać, żeby ktoś tak kategoryczny zdobył się na choćby próbę spojrzenia na rzeczywistość nieco inaczej, niż patrzył do tej pory.
Nie rozumiem też wtrętu o tym, że pani Żuraw woli pić wino z mężczyzną. Jeśli to ten sam, którego nie rozumie, kiedy do niej mówi, picie wina z nim musi być doznaniem czysto estetycznym?
Ale ja jestem przecież tylko kobietą i w ogóle niewiele rozumiem. Lecę gotować mojemu księciu obiad. Jak będzie chciał po zupie więcej, czyli drugie, będzie musiał zdjąć majtki, albo przynajmniej pokazać włosy na klacie. Ja mu za to wypastuję buty, bo zbroi nie nosi.
A jeśli wszystko pójdzie dobrze, może mój książę wyjaśni mi, jak działa kiełkownica?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze