Bez telewizora. Da się żyć?
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuNależę do mniejszości, która nie posiada telewizora, nie mam go w domu od lat, ale dopiero niedawno okazało się, że muszę się z tego tłumaczyć. Rodzina jest autentycznie zdziwiona, no jak to tak – wydawać kasę na wyjazdy, włóczenie się po Polsce, knajpy i tak dalej, a telewizora nie mieć? Toż to tragedia, co tu w domu robić po pracy? Czym się zająć przy niedzielnym obiedzie? Przy czym odpoczywać, kiedy mamy wolny dzień?
Oczywiście nie jest tak, że Polacy zajmują się jedynie siedzeniem przed telewizorem. Gdyby tak było, to knajpy, sale bilardowe, kręgielnie, kluby fitness i biura podróży już dawno by zbankrutowały, mimo to rozwój elektroniki radykalnie zmienił sposób spędzania wolnego czasu.
Jeśli obejrzeć zdjęcia z początków dwudziestego wieku, zwykłe rodzinne zdjęcia, robione przeważnie słabej jakości aparatami, można zadziwić się jak wiele rozrywek potrafili organizować sobie nasi przodkowie. W młodości uprawiano cały wachlarz sportów, od tych które były wyznacznikiem przynależności do wyższych sfer jak jazda konna, przez wspólne dla wielu klas społecznych jak wioślarstwo (a przede wszystkim zabójczo popularne w okresie międzywojennym kajakarstwo), aż do „festynowych” rozrywek w rodzaju przeciągania liny czy ludowej w zamyśle piłki nożnej.
Również organizacja rozrywek takich jak kochany przez wszystkich taniec była działaniem powszechnym. To swoją drogą paradoks – dyskotek przecież nie było, a tańczyli wszyscy – chłopi w szynkach, lud miejski w salach tanecznych, a klasy wyższe na balach i organizowanych w domach potańcówkach. Właśnie domowe potańcówki. Proszę spróbować sobie wyobrazić, ile zachodu pociągało za sobą zorganizowanie takiej rozrywki w czasach sprzed powstania sprzętu grającego i tańców dyskotekowych. Trzeba było wynająć niewielką orkiestrę lub przynajmniej zorganizować pianino i osobę akompaniującą, odpowiednią ilość tancerzy i tancerek potrafiących się towarzysko „zachować”, ponadto przygotowanie kotylionów, przekąsek i napoi dla tancerzy, rozwiezienie towarzystwa do domów itp. itd. Dziś nie rozumiemy tych wszystkich problemów, bo w końcu w każdej większej miejscowości można znaleźć dyskotekę, a zorganizowanie „domówki” wymaga jedynie komputera z odtwarzaczem mp3 i sporych ilości powszechnie dostępnych przekąsek. Napoje przeważnie organizuje się w końcu we własnym zakresie.
To że telewizor „rządzi” większością wolnego czasu Polaków (i innych nacji też) wynika również z tego, że spora część naszego życia zostaje zorganizowana przez wyspecjalizowane osoby. Choćby taka restauracja. Kiedyś, przed pojawieniem się dziewiętnastowiecznych restauracji, kiedy chciało się zjeść naprawdę wykwintny obiad, trzeba było ponieść wydatki dużo poważniejsze niż współcześnie – przede wszystkim posiadać własnego kucharza, dostawcę trudno dostępnych produktów, specjalnie przystosowaną do wykwintnego gotowania kuchnię. Mimo że w porządnej restauracji można zapłacić za kolację naprawdę duże pieniądze (a jeśli z winem to cena rośnie do rozmiarów właściwie dowolnych) to i tak jest to nic w porównaniu z tym, ile musielibyśmy wydać na prowadzenie kuchni z klasyczną dziewiętnastowieczną kucharką, nie wspominając już o wyrafinowanej kuchni z zatrudnianym specjalnie dla dopieszczania nas mistrzem kucharskim. Dość powiedzieć, że kuchmistrz króla Stanisława Augusta Poniatowskiego – Tremo – należał do osób pobierających jedną z największych pensji w całej Rzeczypospolitej.
Również podróże były dużo droższe i trudniej osiągalne, dziś każdy może zwiedzać ciepłe kraje korzystając z last minute (wiadomo – najtaniej), lub szerokiej oferty biur podróży proponującej nam cały wachlarz możliwości: od normalnych wyjazdów związanych z plażowaniem, aż do najbardziej wyrafinowane propozycje turystyki ekstremalnej z wysokogórskim trekkingiem, czy czego tam jeszcze sobie ktoś zamarzy.
Ale mimo tych wszystkich trudności wydaje się, że ludzie przykładali dużo większą dbałość o planowanie zabaw, zajęć i rozrywek w czasie wolnym, o czym może świadczyć dawna popularność wszelakich stowarzyszeń i organizacji, w których niejako z musu (wynikającego z zasad życia towarzyskiego i tego co komu wypada) działali nasi przodkowie. Zaś życie wiejskie oferowało bogatą kulturę ludową z obyczajami i obrzędami, o których dzisiaj możemy tylko pomarzyć, dla szlachcica natomiast pozostawiało cały szereg rozrywek klasy wyższej od kuligów, wizyt sąsiedzkich przeradzających się niejednokrotnie w wielodniowe zabawy, aż po polowania.
Dochodzimy więc do pewnego paradoksu, z jednej strony niby dużo łatwiej zabawić się dziś niż kiedyś, a z drugiej coraz częściej siedzimy w domu, właśnie przed telewizorem, który staje się naszym oknem na świat i głównym tematem rodzinnych rozmów. Ma to oczywiście swe dobre strony, bo przynajmniej wszyscy mają o czym rozmawiać (w końcu większość ogląda te same programy), ale czy o to chodzi, abyśmy wszyscy myśleli o tym samym? Może warto więc zorganizować domowy wieczorek taneczny? Nie trzeba zapraszać orkiestry, wystarczy porządna „wieża”, oraz trochę wina i wody mineralnej. A jeśli ktoś nie umie tańczyć, to taki wieczorek może być okazją do nadrobienia tych zaległości. Wstańmy sprzed telewizora, naprawdę warto.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze