Natura obdarzyła mnie niezbyt atrakcyjnym kolorem włosów - mysim blondem. Przez parę dobrych lat nieustannie walczę o nieskazitelny odcień jasnego blondu, który uzyskiwany rozmaitymi specyfikami, wychodził różnie: od wściekle rudego u fryzjera, po żółtą sieczkę przy domowym farbowaniu jedną z farb, aż do włosów ze względnym kolorem, ale o strukturze gumki recepturki i poparzonej skórze głowy drogeryjnym rozjaśniaczem. Po niemiłym doświadczeniu z fryzjerem postanowiłam na własną rękę odnaleźć produkt, który mnie naprawdę zadowoli. Postanowiłam poszperać przy fryzjerskich rozjaśniaczach i zainteresował mnie rozjaśniacz bezpyłowy włoskiej firmy Alfaparf.
Opakowanie nie było zbyt atrakcyjne - niebieska torebka, w której mieścił się równie niebieski proszek oraz biała buteleczka z utleniaczem. Rozjaśniacz ten miesza się w proporcjach 1:2, czyli np. dwie łyżeczki utleniacza plus jedna łyżeczka proszku rozjaśniającego. Rozjaśniacz jest łatwy do nakładania, nie spływa z włosów. Ku mojemu zdziwieniu nie parzy w skore głowy ani nie powoduje żadnych uczuleń, ranek czy krostek jak to robiły te drogeryjne.
Efekt końcowy - bardzo jasny blond, bez żółci ani rudości, a włosy bez efektu rozciągliwych gumek.
Oczywiście w porównaniu z tymi drogeryjnymi rozjaśniacz ten trochę kosztuje, ale wart jest swojej ceny.