O śmierci różnie traktowanej
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuPolski listopad sprzyja zadumie. Przyroda odarta z kolorów przypomina o przemijaniu. Święto Zmarłych wpasowuje się w spowolniony rytm natury. Stajemy się bardziej skłonni do refleksji. Jakby więcej w nas refleksyjności.
Polski listopad sprzyja zadumie. Przyroda odarta z kolorów przypomina o przemijaniu. Święto Zmarłych wpasowuje się w spowolniony rytm natury. Stajemy się bardziej skłonni do refleksji. Jakby więcej w nas refleksyjności.
Długo nie wyobrażałam sobie 1 listopada bez wizyty na cmentarzu i zapalania zniczy na grobach zmarłych. Od najmłodszych lat, zawsze tego dnia, jak tylko zapadał zmrok przechadzałam się po cmentarnych ścieżkach.
Najpierw z rodzicami, szukając sposobności do zanurzenia palca w roztopionym wosku, podziwiałam migotliwe ognie w ciemności. Mieszkaliśmy na wzgórzu. Cmentarz znajdował się w kotlinie. Pierwszego listopada wieczorem nad cmentarzem unosiła się świetlista łuna. Czar połączony z tajemnicą. Jakby zmarli nagle wysyłali do nas sygnały.
Do tej pory bardzo cenię atmosferę tych świąt. I choć amerykańskie Halloween, natrętnie reklamowane przez supermarkety, wdziera się w umysły naszych dzieci, ja nadal wolę zapalać świece i samotnie wędrować pośród grobów.
Zdarza mi się jednak w chłodnym polskim listopadzie zatęsknić za ciepłym miejscem i pojechać gdzieś daleko np. do Meksyku. A tam dzień Wszystkich Świętych obchodzi się zupełnie inaczej. Już na 2 tygodnie wcześniej witryny sklepów zapełniają się cukrowymi czaszkami i czekoladowymi trumienkami. Masz sympatię? To podaruj jej słodki upominek z jej imieniem. W piekarniach w równych rzędach pyszni się pan de la muerte, czyli słodka chałka wypiekana specjalnie na tę okazję. Oj słodko jest w tych dniach w Meksyku.
Śmierć w kulturze meksykańskiej jest oswojona, przypomina nieco stetryczałą sąsiadkę, z której można sobie pożartować. Nie jest straszna, ani groźna. Jest śmieszna. A El Dia de los Muertos to okazja do bratania się z kostuchą.
W ostatni dzień października zmarłym stawia się ołtarze ofiarne. Chodniki, okna i patia zapełniają się stolikami z centralnie ustawionymi fotografiami zmarłych bliskich. Są świece, pomarańczowe girlandy kwiatów, są również drobiazgi, które lubił zmarły, czasami jest to gitara, czasami ulubione spodnie.
Zmarli w tym dniu zapraszani są na ucztę, a rodzina pamięta, co lubili za życia. Nie zabraknie nawet papierosów i alkoholu.
Dusze zmarłych zaczynają przybywać na ziemię już 31 października. Najpierw pojawiają się aniołki, czyli dusze zmarłych dzieci (tu meksykańskim wierzeniom bardzo blisko do słowiańskich dziadów) Kiedy kościelne dzwony wybijają godzinę 20.00, na stołach pojawiają się dziecięce frykasy. Dziecięce dusze mogą ucztować do następnego dnia. 1 listopada kościelne dzwony obwieszczają przybycie dusz zmarłych dorosłych. Na stołach oprócz chleba umarłych, czaszek z cukru, słodyczy oraz napojów gazowanych pojawia się drób w pikantnym sosie czekoladowym mole, a także tortillas i tamales lub specjalnie przygotowana wieprzowina. Dorośli ucztują do 3 listopada.
W Gwatemali we wsi Todos Santos 1 listopada urządza się wyścig ku czci zmarłych dzieci. Dorośli mężczyźni, wytypowani wiele miesięcy wcześniej przez wspólnotę, dosiadają koni, byś ścigać się w szalonym pościgu. Dlaczego szalonym? Bo żaden z jeźdźców nie jest trzeźwy. W noc poprzedzającą wyścig piją bimber w takich ilościach, że nie są w stanie samodzielnie usiąść w siodle. Pomaga im rodzina i przyjaciele. Co się stanie, jak spadną? Będzie wróżba na nowy rok.
2 listopada nad gwatemalskimi cmentarzami szybują latawce. Rodziny puszczają je zmarłym licząc na to, że ich prośby i życzenia wzlecą wysoko ku niebu, jak latawce.
Potem ustawiają na grobach puszki z colą, banany, ciastka i palą to. Dym też ulatuje do nieba. Zmarli dostaną swój pokarm.
Nie we wszystkich krajach rodziny mogą odwiedzić swoich zmarłych. W Tybecie popularny jest podniebny pochówek. Ciało zmarłego transportuje się wysoko w góry, by złożyć je w ofierze sępom. Ptaki zjadają ciało człowieka. W ten sposób życie istnieje w innej formie.
Na wyspie Bali, w Indonezji śmierć to okazja do największej imprezy rodzinnej. Ciała zmarłych poddawane są kremacji, ale zanim zapłoną na stosie, cała społeczność przygotowuje pożegnalny orszak. Im wyższą pozycję społeczną miał zmarły, tym wspanialszy ma pogrzeb. Wraz z nim w płomieniach giną specjalnie wybudowane na tę okazję platformy, stada papierowych bawołów, smoki, potwory, kosze ofiarne. Uczta pogrzebowa trwa wiele dni.
Jak widać śmierć różne przybiera oblicza i myślenie o niej również. Dlatego nie oburzajmy się na halloween, to tylko jeden sposób przypominania o świecie umarłych.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze