Przezroczyści staruszkowie
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuLudzie będący ważnymi świadkami ważnych zdarzeń z przeszłości znikają jeden po drugim. Po cichu. Umierają, zabierając ze sobą mądrość. Śmiem twierdzić, że z tej mądrości nie korzystamy. Na skalę globalną. Jeśli korzystamy, to na własną rękę, też po cichu. Profesor Kołakowski mówił, że najważniejsze dla dobrego życia jest porzucenie kultu młodości. Tylko jak to zrobić, kiedy wyparliśmy starość z naszej świadomości zbiorowej?
Zacznijmy od telewizji. Nie ma tam starych ludzi. Ledwie toleruje się starszych. Jedna z jurorek w popularnym programie nazywana jest na internetowych forach pogardliwie „truchłem”, choć to piękna kobieta; inna znakomita aktorka w popularnym serialu cały czas tylko stoi przy garach, karmi czeredę wnuków albo robi przetwory: Matka-Polska, a raczej Babka-Polka, w nylonowym fartuchu zapewne straszliwie przesiąkniętym kuchennymi woniami, wygłasza swoje matczyne okrągłe zdania, z rękami wciąż ubabranymi jakimiś artykułami spożywczymi. Czy po sześćdziesiątce można grać już tylko babkę i kuchtę, do znudzenia powielając stereotyp Matki-Polki?
W amerykańskich filmach nie ma ról dla kobiet po czterdziestce, mówiła Diane English, reżyserka filmu Kobiety. W polskich filmach też nie ma ról dla dojrzałych i starych kobiet, jeśli już, to są to role matek, babek i matron. Zastanawiam się, co czują niegdysiejsze boginie i ikony seksu, za którymi niedawno jeszcze szaleli mężczyźni? Zdaje się, że część z nich usiłuje wygrać z czasem i pokonać grawitację, poddając się operacjom i innym odmładzającym zabiegom. Część wycofuje się, znika, odcina od przeszłości. Tyle wiemy z zewnątrz. Wiele bym dała, żeby dowiedzieć się, co czują w środku.
Na okładkach czasopism występują młode aktorki. W obszernych wywiadach opowiadają o swoim życiu i dają rady, jak żyć. Śmiać mi się chce, kiedy to widzę. Jak taki zalążek człowieka (bez obrazy) śmie rościć sobie prawo do ogłaszania prawd objawionych tonem nieznoszącym sprzeciwu? Gdzie są mądre, stare kobiety? Co trzeba zrobić, żeby dać im prawo głosu (i nie chodzi mi wcale o głosowanie w konkursie)? Przecież tyle można się od nich dowiedzieć. Czego? A choćby tego, jak żyć, żeby potem niczego nie żałować?
Ja szukam na własną rękę. Kiedy mogę, pytam wprost różne stare kobiety, co jest w życiu ważne? Jak żyć? Jak wykorzystać życie do cna?
Raz u kosmetyczki spotkałam pewną damę. Szybko pochwaliła się, że ma osiemdziesiąt pięć lat i co tydzień przychodzi obcinać i malować paznokcie. Strojna w gustowne żaboty i rodzinne klejnoty odpowiadała na moje pytania z błyskiem w oku i śmiała się srebrzyście.
— Niech pani zapamięta jedną jedyną rzecz! Bardzo ważną rzecz! - nachyliła się konspiracyjnie w moją stronę — Niech pani zawsze daje mężowi, czy jest pani zmęczona, czy chora, niech mu pani daje zawsze! Wtedy będzie taki wyczerpany, że do innej nie pójdzie! - staruszka uśmiechnęła się, a jej twarz pokryła się siateczką drobnych zmarszczek — Wiem, bo przeżyłam trzech mężów!
Miałam sąsiada, pana Janka. Z racji ogromnego podobieństwa do Karola Wojtyły nazwaliśmy go z bratem papieżem. Papież był zapalonym działkowcem. Każdego lata przynosił nam w prezencie różne wspaniałości ze swojego ogrodu. Miał najlepsze pomidory na świecie. Kilka miesięcy temu umarł, znękany wiekiem i zapaleniem płuc. Dobry, poczciwy pan Janek, nasz papież pomidorowy, bez niego kamienica już nigdy nie będzie taka sama, jak przedtem.
Na pogrzebie dowiedzieliśmy się, że pan Janek był porucznikiem Wojska Polskiego i przeszedł cały szlak bojowy od Lenino do Berlina. Już nie pan Janek, nie papież, ale porucznik Jan S. Kiedy się o tym dowiedziałam, miałam ochotę zasalutować.Ile nieopowiedzianych historii znikło z porucznikiem Janem S.?
Dlaczego tak często zapomina się, że poczciwe babcie i dziadkowie mają w sobie niewyczerpane źródło opowieści, że są ostatnim mostem łączącym z historią wojennej zawieruchy i mają ważną perspektywę, na którą warto spojrzeć, by uniknąć głupich błędów?
Znów myślę o starych mężczyznach z perspektywy tego, że jeszcze niedawno byli młodzi, sprawni, silni, być może władczy i wpływowi. Czasami piękni. Teraz są poszturchiwani na ulicy przez młodych zaaferowanych wilczków, spieszących do swoich karier. Hodują tulipany i opiekują się grobami zmarłych żon. Rehabilitują ciało, które coraz częściej odmawia posłuszeństwa. Jak oni godzą się ze swoim starzeniem?
Odpowiedzi udzielił mi wiersz Miłosza. Tytuł wiersza: Uczciwe opisanie samego siebie nad szklanką whisky na lotnisku, dajmy na to w Minneapolis.
Moje uszy coraz mniej słyszą z rozmów, moje oczy słabną, ale dalej są nienasycone.
Widzę ich nogi w minispódniczkach, spodniach albo powiewnych tkaninach.
Każdą podglądam osobno, ich tyłki i uda, zamyślony, kołysany marzeniami porno.
Stary lubieżny dziadu, pora tobie do grobu, nie na gry i zabawy młodości.
Nieprawda, robię to tylko, co zawsze robiłem, układając sceny tej ziemi z rozkazu erotycznej wyobraźni.
Nie pożądam tych właśnie stworzeń, pożądam wszystkiego, a one są jak znak ekstatycznego obcowania.
Nie moja wina, że jesteśmy tak ulepieni, w połowie z bezinteresownej kontemplacji, i w połowie z apetytu.
Jeżeli po śmierci dostanę się do Nieba, musi tam być jak tutaj, tyle że pozbędę się tępych zmysłów i ociężałych kości.
Zmieniony w samo patrzenie, będę dalej pochłaniał proporcje ludzkiego ciała, kolor irysów, paryską ulicę w czerwcu o świcie, całą niepojętą, niepojętą mnogość widzialnych rzeczy.
Po lekturze tego wiersza zrobiłam doświadczenie. Patrzyłam głęboko w oczy mijanym na ulicy starszym panom. Odpowiadały mi spojrzenia młodych mężczyzn, prowadzących wzrokową grę z kobietami, spojrzenia uwodzicielskie i pełne niedowierzania. Olśniło mnie: w tych starych mężczyznach rzeczywiście wciąż siedzą chłopcy, którzy pragną miłości, którzy lubią dziewczęta i młode kobiety. Są tak samo jak przed laty skorzy do flirtu. Postarzały się tylko ich ciała, nie dusze.
Od czasów tamtego odkrycia zdarza mi się spojrzeć na interesującego starca okiem pełnym zainteresowania. Patrzę wtedy na mężczyznę, którym jest w środku. Dzielę się ze starymi mężczyznami moją młodością. I czuję, że to dla nich ważne. Przeczuwam, że ze starością jest tak, jak pisał Oscar Wilde w Portrecie Doriana Graya: Tragedią starości nie jest to, że człowiek się starzeje, lecz to, że pozostaje młodym.
Mijam na ulicy starych ludzi i myślę sobie: czy dla starych mężczyzn są zajęcia inne, niż tylko hodowla pomidorów, tulipanów i pielęgnacja kwiatów na grobach? (Interesujący urząd to papieski tron, ale to, zdaje się, fucha dla nielicznych). I czy obecność starych kobiet mogłaby się objawiać inaczej, niż za sprawą drożdżowych rogalików, pożywnych zup i milczenia w kolejkach do lekarza? Wy, wszystkie mądre, oświecone karmicielki bezdomnych kotów, wszyscy doświadczeni hodowcy gołębi – jak z was wydobyć waszą mądrość i historie waszych żyć?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze