Poczuj się jak ikona stylu
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuSztuka ubierania się to nie tylko nadążanie za lansowaną właśnie modą. To umiejętność ubrania się odpowiednio do okazji, figury, a przede wszystkim dar zestawiania elementów garderoby tak, aby tworzyły harmonijną całość. Nie jest to łatwe. Czasem lepiej wzorować się na osobie, która przed nami przemyśli swój wygląd. Chęć wzorowania się na kimś, kto świetnie wygląda, rozkwitła w pełni wraz z nastaniem epoki środków masowego przekazu.
W końcu nic tak nie ułatwia kopiowania jak możliwość obejrzenia swego ideału w kolorowych magazynach, telewizji czy Internecie.
Dawniej ideały dobierane były spośród osób należących do grup, których życie uznawano za wzór do naśladowania. Do najbardziej eksponowanych kobiet czasów monarchii należały rzecz jasna małżonki władców, ale one, związane sztywną etykietą, nie mogły stanąć w pierwszym szeregu, mody, nieraz bardzo frywolnej. Na pierwszą linię ikon mody przedzierały się więc królewskie kochanki – metresy – spełniające niejednokrotnie rolę „drugich żon”. Wpływ kochanek królewskich na modę był tak wielki, że nazwiska niektórych z nich, jak legendarnej Markizy de Pompadour, kochanki króla Francji Ludwika XIV, trafiły do podręczników historii sztuki.
Trudno znaleźć w historii (może poza Coco Chanel) kobietę, która miała równy wpływ na sztukę czy wygląd swoich czasów jak właśnie pani de Pompadour, wielka mecenaska artystów, promotorka delikatnego i jak byśmy dzisiaj powiedzieli „campowego” rokoka. Jej potrzeby były tak wielkie, że dla wyposażenia swych licznych posiadłości i zarobku koniecznego dla prawdziwie eleganckiego życia (kto jak kto, ale ona mogła się przekonać, że miłość królewska na pstrym koniu jedzie), założyła fabrykę porcelany. Cóż, wykwint kosztuje, a my do dzisiaj możemy podziwiać markizę, kreatorkę rokokowej delikatności i kameralności, na portretach stworzonych przez François Bouche’a.
Arystokracja była oczywistym wzorem dla naśladowania i w sumie można stwierdzić, że jest tak do dzisiaj, jeśli popatrzy się na nieustającą popularność księżnej Diany. Elegancka i odrzucona przez królewską rodzinę, jak tu takiej nie kochać? Jej pierwowzorem w kulturze pop była Wallis Simpson, księżyna Windsor, dla której Edward VII zrezygnował z tronu Anglii, a która szokowała współczesnych swymi pomalowanymi wargami i „jazzową” fryzurą. Jednak nadchodziły nowe czasy, w których wzorcami do naśladowania stawały się gwiazdy ekranu, a z czasem – telewizji.
Wszystko zmieniło kino. Gwiazdy filmowe zaczęły wyznaczać trendy ubraniowe i lifestylowe, a nazwiska takie jak Marlena Dietrich, Greta Garbo, Clara Bow czy Marilyn Monroe zaczęły wyznaczać trendy współczesnej mody. Jeśli zaś idzie o europejski matecznik trendów, to nie sposób nie wspomnieć o nieco zapomnianej ikonie mody i stylu – słynnej Bardotce.
Lata 50-te i 60-te XX wieku to czas dominacji Brigitte Bardot. Dziś już mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że popularność wielu elementów kobiecego image’u zapoczątkowała właśnie ona. Charakterystyczny makijaż (górna powieka silnie podkreślona kredką i usta pomalowane błyszczykiem) przejęła od niej Amy Winehouse, a włosy upięte w charakterystyczny kok węzłowy stały się znakiem firmowym naczelnych skandalistek brytyjskiego szołbiznesu: właśnie Amy Winehouse, a także Lilly Allen. Styl ledwie rozkwitłego seksualnie podlotka lansowany we wczesnych filmach Bardot został po latach doprowadzony do perfekcji przez Vanessę Paradis. W języku polskim nazwisko słynnej BB zostało uwiecznione głównie dzięki noszącemu miano „bardotki” biustonoszowi pozbawionemu ramiączek i podkreślającemu biust usztywnionymi miseczkami. Doskonale pasuje on do wieczorowej sukni, jednak warto zestawić go z czarnym sweterkiem założonym na gołe ciało – dokładnie tak, jak nosiła go sama Bardotka.
Żadnej litości dla wyznawczyń ich stylu nie miały dwie ikony lat 60-tych i 70-tych: Edie Sedgwick i Twiggy, czyli dziewczyna, która zapoczątkowała szał na anoreksję wśród modelek, a trzeba przyznać, że w pewnym okresie wzorowali się na niej wszyscy. To dla niej stworzono nową kategorię – supermodelki, tak cudownie wykorzystywaną w latach 90-tych przez Naomi Campbell, Lindę Evangelistę czy współcześnie przez Kate Moss.
To właśnie Twiggy spopularyzowała minispódniczkę. Trudno się dziwić, że pasował jej ten, nawet jak na dzisiejsze czasy, odważny wymysł projektantów. Przy wzroście 165 cm ważyła zaledwie 40 kilogramów. Stała się wzorem dla milionów kobiet, które nie mogą pochwalić się tak genialną przemianą materii (podobno Twiggy „żre jak koń”), głodzą się w straszliwy sposób, ale czegóż się nie robi, aby osiągnąć wymarzoną figurę a la „skrzydełko”!
Edie Sedgwick, bohaterka filmu biograficznego Factory Girl, pochodziła ze starej rodziny z Massachusetts, a poza spopularyzowaniem spódniczki mini w USA oraz mody na nierzucające się w oczy dodatki do tychże spódniczek (futro z norek, ewentualnie prawdziwe perły lub brylanty), stała się prekursorką sławnych dziedziczek rodów lubujących się w artystach. Dla Edie był to Bob Dylan. A że po kilkudziesięciu latach dla innej sławnej córeczki, czyli Paris Hilton to Benji Madden z cukierkowo pseudopunkowego Good Charlotte? No, takie czasy.
Zdarzało się i tak, że znane kobiety miały wpływ na modę męską. Legendarna królowa Brytanii i cesarzowa Indii – Wiktoria, swym dążeniem do czystości i estetyki wpłynęła bezpośrednio na kształt męskiego garnituru. Podczas jednego z przeglądów wojsk zwróciła uwagę na przybrudzone końce żołnierskich rękawów. Wytłumaczono jej, że oficerowie (z pewnością frontowi wyjadacze) w rękawy wycierają nosy. Zdegustowana królowa rozkazała doszywać do kurtek mundurowych rząd guzików uniemożliwiający ich brudzenie w ten dość obrzydliwy sposób. Guziki zaś, z kurtek mundurowych przeszły na rękawy garniturów, stając się nieodzownym elementem stroju największych elegantów.
Po okresie panowania arystokracji, gwiazd wszelakich ekranów i dominacji modelek, nastało wielkie wymieszanie i dzisiaj ikoną mody może zostać zarówno arystokratka (księżna Diana), piosenkarka (Madonna) czy dowolna z gwiazd ekranu, których zestaw zmienia się wraz z każdym sezonem. I tu zaczynają się problemy, dopóki bowiem ogół wzorował się w swym wyglądzie na arystokracji, to skutkiem była ogólna poprawa wizerunku. Kto jak kto, ale arystokraci stawiali w swych strojach na jakość i wysmakowany rozmach, szczególnie wyrafinowane stroje rezerwując wyłącznie na bale przebierańców.
Dziś po setkach lat „równania w górę” do arystokracji i gwiazd będących ikonami stylu przez dekady, nastał czas Lady GaGa czy Joli Rutowicz – pań, dla których ideałem jest wszystko, co brzydkie – ale fosforyzujące. Co będzie dalej? Aż strach się bać!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze