Flirt w stylu wege
CEGŁA • dawno temuChodzę co trzeci dzień na bazarek osiedlowy i tam zaczął ze mną flirtować Pan Rzodkiewka – tak go nazywałam. On też mi się podoba, ale cała sytuacja wydaje mi się taka niemądra, dziecinna… Pan Rzodkiewka ma najładniejsze warzywa i… najładniejsze oczy na bazarku. Kupuję u niego różne rzeczy. Najwięcej rzodkiewek, można odnieść wrażenie, że handluję nimi na czarnym rynku uzależnionych.:-)
Kochana Cegło!
Jestem od roku niby-wegetarianką, to znaczy nie jem mięsa ani ryb. Rezygnację doradziła mi na zasadzie próby lekarka pierwszego kontaktu, gdy pytałam ją o bezpieczeństwo diet odchudzających, od urodzenia córeczki nie umiałam pozbyć się dodatkowych 12 kilogramów i czułam się z tym jak płetwal błękitny — on przynajmniej zręcznie się porusza w wodzie, a i to nie :-).
Zeszłej wiosny przeszłam na „jadłospis króliczy” i bez problemów zgubiłam już prawie całą nadwagę. Ale jak to w życiu, w miejsce jednego problemu zjawia się od razu drugi… Chodzę co drugi/trzeci dzień na bazarek osiedlowy i tam zaczął ze mną flirtować Pan Rzodkiewka – tak go nazywałam. On też mi się podoba, ale cała sytuacja wydaje mi się taka niemądra, dziecinna… Kocham rzodkiewki, naprawdę, gdyby nie rozsądek i inne smaczne rzeczy, mogłaby chrupać kilka pęczków dziennie. Pan Rzodkiewka ma najładniejsze warzywa i… najładniejsze oczy na bazarku. Kupuję u niego różne rzeczy. Najwięcej rzodkiewek, można odnieść wrażenie, że handluję nimi na czarnym rynku uzależnionych :-).
Jestem nieśmiała i mam kompleksy, dlatego wymyśliłam sobie, że on mnie zauważył pośród innych kupujących tylko z powodu tych rzodkiewek… Albo nabija się ze mnie w duchu, bo myśli, że ciągle do niego przychodzę, żeby zwrócić na siebie uwagę. Raz zapytał mnie (z cudownym uśmiechem), czy przyrządzam pizzę z rzodkiewkami… Przez chwilę miałam ochotę przytaknąć i powiedzieć, że go zapraszam, ale ugryzłam się w język. Nic o nim nie wiem, może mieć żonę, może być szarmancki dla wszystkich pań gospodyń domowych. Na pewno ten niesamowity uśmiech nakręca mu biznes.
W ostatnich tygodniach było tak, że kiedy przed weekendem kupowałam dużo warzyw, Pan Rzodkiewka zaczął mi potajemnie „dorzucać” do siatki, którą sam osobiście pakuje. A to nadprogramowy pęczek wiesz czego, a to szczypiorek, a to wielkie czerwone jabłko. Pociłam się z nerwów, ale musiałam go w końcu o to spytać, nie jestem przyzwyczajona do żadnego typu „sponsoringu” i było mi niezręcznie. Idzie o kwotę może 5 zł jednorazowo, ale jednak.
Akurat nie było innych klientek w pobliżu i odważyłam się. Pan powiedział, że to prezenty dla mojej małej (często biorę ją na zakupy) i że on kocha dzieciaki, a moja córka ma chochlika w oczach i on się z tym chochlikiem świetnie rozumie… Ładnie to powiedział. Z jego inicjatywy wymieniliśmy imiona, ale nie przeszliśmy na „ty”. Jesteśmy teraz „panem Leszkiem” i „panią Pauliną”, jest postęp.
Ludzie handlujący na bazarku znają się chyba dobrze. Część właścicieli budek ma własne gospodarstwa, sady, ubojnie. Pan Leszek cieszy się sympatią, mimo że stoi jakby niżej w hierarchii, bo kupuje towar na giełdzie. Jest lubiany za uczynność, za urok osobisty na pewno. Takie ploteczki sprzedawczyń powpadały mi w ucho. Ta znajomość jest dziwna. Przed długim weekendem pan Leszek podszedł do sąsiedniego straganu, poprosił sąsiadkę o „pożyczenie” konwalii i włożył mi bukiecik na wierzch siatki z zakupami. Nie po kryjomu – na moich oczach. Tym razem w kolejce stały dwie panie, widziały tę akcję, podobnie jak sprzedawczyni. Wszystkie się uśmiechały, wyglądało to szczerze.
Dla mnie to nie jest łatwe. Od tamtego czasu na bazarek chodzi mama. Zrozum, mam Oleńkę, którą urodziłam bardzo wcześnie. Jedno takie doświadczenie jak z jej ojcem wystarczy na długo… Mieszkam z rodzicami, pomagają przy córeczce, mam pracę w domu i studia zaoczne, ze związkami dałam sobie spokój. Widać czuję się samotna, skoro wpadł mi w oko ktoś taki jak pan Leszek, sądzę, że dwukrotnie starszy ode mnie. Ale czy coś takiego można traktować serio? Boję się zrobić głupotę, narazić się na śmieszność. Za którymś razem nie wytrzymam i spytam go o coś osobistego albo pójdę na całość i poproszę o telefon, i co wtedy, jeśli z jego strony to tylko uprzejmość dla dobrej klientki? Zbłaźnię się. A gdy mama nie będzie mogła iść po zakupy, będę musiała jeździć gdzieś dalej…
Pola
***
Kochana Paulino!
Jesteś inteligentną, dowcipną dziewczyną i… wymagającą, wygodnicką wręcz klientką. Mnie się to podoba – czemu nie miałoby spodobać się sympatycznemu, wartościowemu mężczyźnie? Nie marnuj swoich atutów. Zastanów się, czego się właściwie boisz. Kolejnego odrzucenia? Czy utraty dobrej mety na rzodkiewki? Nie wstydź się tych pytań i nie wstydź się swojego apetytu na… życie. Widzę, że złe przejścia z tatą Oleńki – zapewne przyczyna Twoich kompleksów — nie zabiły w Tobie wrażliwości na sygnały ze strony płci przeciwnej ani wesołego usposobienia. Poza tym, może nie doceniasz innej swojej fajnej cechy, bardzo poszukiwanej przez potencjalnych partnerów: dystansu do siebie.
Kiedy tak rozpisywałaś się o urokliwym uśmiechu i podchodach pana Leszka, zastanawiałam się, czy rozumiesz, jak wiele uroku masz Ty sama w oczach innych. Jak autoironicznie i zabawnie opowiadasz o swoim perypetiach, jak autentyczna jesteś w swoim zagubieniu i zarazem parciu do przodu. Dziewczyno, wciąż siedzisz mocno w siodle i nie daj się zrzucić poprzez wyolbrzymianie przeszkód!
Zagadką pozostaje dla mnie wciąż Twój stosunek do Leszka. Trochę się plączesz w zeznaniach. Raz wyczuwam wielkie zauroczenie, w innym akapicie – pobłażliwość, typu: przecież to „tylko” sprzedawca warzyw, co ja wyprawiam! Chce mieć tylko blisko na bazarek! Masz większe aspiracje? Skończ ten flirt natychmiast i… kupuj tam dalej. Jeśli nie, to nieznajomość faktów nie upoważnia Cię w tej konkretnej sytuacji do rejterady. Moim zdaniem wiesz już tyle, ile wystarcza do podjęcia dalszych kroków: chyba nie myślisz serio, że Leszek rozdaje produkty (i dorzuca kwiaty) za darmo wszystkim klientkom bazarku? Niewiele by zarobił przy takiej autopromocji, moja kochana…
Spójrz w lustro i powiedz sobie szczerze, bez wykrętów czy pretekstów: jestem wyjątkowa, podobam mu się, lubi mnie i moje dziecko i dlatego mnie wyróżnia. Pomyśl, że on też coś ryzykuje, tak samo jak Ty nie zna Twojej sytuacji, ma szansę jedynie z Twoich oczu i uśmiechów wyczytać, czy jesteś wolna i zainteresowana… Dwa razy starszy może też znaczyć: dwa razy bardziej doświadczony. Np. negatywnie. Ale nie zamyka się w sobie, subtelnymi krokami okazuje Ci ponadprzeciętną sympatię. Ja bym się nie czaiła aż tak bardzo, na asekuracji daleko się nie zajedzie. Idź vabank, nie startujesz przecież w ciemno, do kogoś, kto nie zwraca na Ciebie najmniejszej uwagi — a wręcz przeciwnie. Perspektywy są więcej niż obiecujące.
Maszeruj jak najszybciej na ten bazarek, bo Leszek może mieć teraz dwa zgryzy: martwi się, że ciężko zachorowałaś, albo myśli, że kwiaty były gafą i przestałaś u niego kupować, bo nie życzysz sobie takich gestów i on nie ma u Ciebie szans. Mężczyźni mniej komplikują, nie analizują rzeczywistości — odbierają ją wprost. Nie warto przedłużać Twojej i jego niepewności.
Życzę Ci wiosny pod znakiem rozkwitających uczuć i nadziei na pozytywne zmiany.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze