Adoptowana lady punk
CEGŁA • dawno temuMam dwie 12-letnie, świetne córki – Marysię i Ilonkę. Ilona jest adoptowana. Dziewczyny kochają się pomimo wielkich różnic, Maria rośnie na typową kokietkę, a druga to „chłopczyca”, która w siebie kompletnie nie wierzy, pomimo tylu sukcesów i, jak mi się wydawało, udanego życia w naszej kochającej się rodzince. Boję się, że swoje nieuzasadnione kompleksy przeciągnie w dorosłe życie i będzie miała problem z sięganiem po to, co jest jej całkowicie dostępne czy wręcz należne.
Kochana Cegło!
Mam dwie 12-letnie, świetne córki – Marysię i Ilonkę. Ilona jest adoptowana, wie o tym, bo gdy załatwialiśmy z mężem formalności, miała już 4–5 lat. Dziewczyny kochają się pomimo wielkich różnic, Maria rośnie na typową kokietkę, już próbuje nauczyć Ilonę, jak się malować, a nasza „chłopczyca” ucieka ze wstrętem i puka się w czoło:).
Z Maryśką nie mamy większych problemów. Wolelibyśmy na pewno lepsze oceny w szkole, może po prostu nie jest orłem, a może z powodu urody zaczyna jej świtać, że nie musi się starać. Dużo z nią rozmawiamy – zwłaszcza tata jako „przedstawiciel mężczyzn” – i mamy nadzieję, że zmądrzeje.
Z Iloną jest trudniej, bynajmniej nie przez to, że mniej ją kochamy. Urodziła się z jakimś porażeniem lewej strony ciała. Rodzice odrzucili ją od razu, zostawili dziadkom, zmienili miasto. Sprawa o odebranie praw toczyła się latami, tymczasem dziadkowie zachorowali i nie mogli zapewnić Ilonce opieki, rehabilitacji, niczego poza miłością. Rodzice (jeszcze wtedy w prawie) chcieli dziecko oddać do zakładu. Usłyszałam o tej historii przypadkiem, od koleżanki onkolożki, leczącej dziadka małej. I tak się jakoś potoczyło, zaczęliśmy o Ilonę walczyć, najpierw jako rodzina zastępcza, potem jako prawowici rodzice.
Nasza córka była zaniedbana fizycznie, ale nie aż tak strasznie, jak można by sądzić z plotek o naszej fatalnej służbie zdrowia. Mnóstwo rzeczy dało się nadrobić, naprawić. Pracowaliśmy na to wszyscy bardzo ciężko, a najciężej Ilonka. Buzia całkowicie wróciła do normy, nie nosi śladów porażenia nerwu. Ręka jest sprawna. Dziewczynka lekko utyka, jakby powłóczy lewą nogą – ostatnie ślady niedowładu, ale tak minimalne, że nie widać tego na pierwszy rzut oka. Cały czas ćwiczy, pokochała sport, jeździ konno, pływa rewelacyjnie… Dzięki Bogu stać nas czasowo i finansowo na to, żeby bez pomocy z zewnątrz wychować dwoje dzieci.
Martwi mnie co innego. Zrezygnowaliśmy z wielu rzeczy, żeby dać obu dziewczynkom miłość. Nie mamy domu, tylko zwykłe mieszkanie, samochód jest stary, dowiezie nas wszędzie na odległość 50 km, dlatego wakacje spędzamy na działce:). W dzieciach to się zwraca, są cudowne. Niestety, Ilona, w 99,999 procentach sprawna i zdrowa, a do tego bardzo ładna, nie jest według mnie szczęśliwa.
Nie biorę tego do siebie, wiem że mnie kocha, tak jak siostrę i ojca. Nie tęskni za biologicznymi rodzicami, regularnie widuje dziadków, którzy pokonali straszną chorobę. Czasem zerkam na nią z daleka i widzę filigranową księżniczkę z wielkimi zielonymi oczami, pięknymi włosami, niedawno obciętymi wedle jej życzenia, ukrywającą się w przebraniu punkowego łobuziaka – czaszki na butach, pajęczyny na koszulkach, wilki na kurtce, zacięta zuchwała minka…
Złe samopoczucie Ilony uderzyło mnie silnie dwa razy. Kilka lat temu chciała iść do szkoły specjalnej – dla dzieci niepełnosprawnych, upośledzonych etc. Powtarzała, że mamy ją tam „oddać”, tam jest jej miejsce, pośród odmieńców. Nie mogła przecież z niemowlęctwa usłyszeć i zapamiętać takich słów. To strasznie nas bolało. W żaden sposób nie mogliśmy się na to zgodzić i skierowaliśmy córkę pod opiekę psychologa, do którego chodzi do dziś – rzadko, ale regularnie. Moja przyjaciółka posyła dzieci do szkoły w sąsiedztwie – gimnazjum i liceum, gdzie uczęszcza duży odsetek uczniów z problemami – na wózkach, niedowidzących etc. Rozważam, czy nie posłać tam Ilony, widać do czegoś jest jej to potrzebne. Ciało się wyleczyło, a dusza nie.
Drugi raz chodziło o chłopaka. Córka wypatrzyła sobie w sąsiedztwie niesamowitego przystojniaka na rowerze wyczynowym, chodziła go fotografować, rozmawiali kilka razy. To starszy o 2 lata gimnazjalista. Chcieliśmy pomóc, kupiliśmy jej nawet rower, wiem, że kolega dawał jej lekcje. Ale na urodziny go nie zaprosiła. Przyszły dziewczyny ze swoimi sympatiami i jeden kolega z klasy Ilony, który całe przyjęcie przesiedział nad tabletem, a od czasu do czasu prosił Ilonę, żeby zagrali w szachy, to „da jej wycisk”:). Pytałam później, czemu nie zaprosiła rowerzysty-akrobaty. Zjeżyła się i powiedziała uszczypliwie, że „król osiedla” to dla niej za wysokie progi. Marysia też bezskutecznie próbowała ją namówić na odwagę, wreszcie dała za wygraną.
Nie wiem, czy my rodzice lub pani psycholożka jesteśmy w stanie wybić jej z głowy takie pomysły. Ona w siebie kompletnie nie wierzy, pomimo tylu sukcesów i, jak mi się wydawało, udanego życia w naszej kochającej się rodzince. Boję się, że swoje nieuzasadnione kompleksy przeciągnie w dorosłe życie i będzie miała problem z sięganiem po to, co jest jej całkowicie dostępne czy wręcz należne. Nie jestem zadurzoną matką, patrzę na swoje dzieci realistyczne, ale oczywiście z miłością, bo je zwyczajnie i po ludzku kocham.
Elżbieta
***
Kochana Elu!
Dzięki za ten pogodny list. Na brak uczuć i akceptacji z pewnością żadna z Twoich córek nie narzeka. Ilona jednak jeszcze przez długi czas będzie mieć swój pakiet wymagań specjalnych, co wcale nie wyróżnia jej negatywnie. To dziecko po przejściach. Walka o wyzdrowienie i dorównanie rówieśnikom zawsze będzie traumą, nawet pod czułymi skrzydłami rodziców.
Najlepiej wie to chyba psycholożka dziecięca, prowadząca ją od lat. Być może powinnaś rozmawiać z nią częściej o Ilonie (zwłaszcza o pierwszych latach jej życia), może nawet rozważyć cotygodniowe sesje zamiast comiesięcznych. Masz do czynienia z nastolatką – istotą kruchą z samej natury tego wieku, a tu jeszcze były inne poważne czynniki, kształtujące jej osobowość.
Może w porównaniu z nią Marysia „prowadzi się sama”, lecz tu też warto zachować czujność. Dziewczynki się kochają i to cudowna sprawa, niemniej podpatruj biologiczną córkę i doglądaj jej skwapliwie. Niewykluczone, że jej rezolutny charakter i kierunek rozwoju mają związek z tym, że więcej uwagi bezwiednie poświęca się temu dziecku, które bardziej jej wymaga. To nie błąd wychowawczy, tylko naturalny, trudny do precyzyjnego uregulowania mechanizm.
Nie ma sensu, z drugiej strony, demonizować sytuacji, która mogłaby w wielu punktach wyglądać identycznie u zdrowej, dorastającej dziewczynki bez złych wspomnień. Ilonka strojem manifestuje bunt, inność, niechęć wobec „tradycyjnej” kobiecości. Lubi sport, bo chce być silna, niezależna, dorównać chłopakom, a dziewczyny — być może prześcignąć. W kwestiach uczuć jest ostrożna, skryta i nieufna – trzeba to zrozumieć i uszanować. Niech rozgrywa swoje pierwsze oczarowania po swojemu – nie koryguj jej zbyt mocno ani nie nawracaj na „dziewczyńskie” zachowania. Być może sama doszła do wniosku, że kolega przystojny nie ma nic ciekawego do powiedzenia, a z klasowym mrukiem może przynajmniej zająć się czymś sensownym.
Wspomniałam, jak ważne są najwcześniejsze przeżycia dziecka, które przecież najtrudniej odtworzyć i zdiagnozować. Jesteśmy skazani w wielu punktach na domysły, mimo że nauka zrobiła gigantyczny postęp, chociażby w badaniu doznań prenatalnych. Chłonność i uwaga dziecka jest wielka, acz wybiórcza i bardzo indywidualna. Każdy człowiek żyjący w stresie zamyka się na pewne bodźce w odruchu obronnym, lecz nie wyrzuca ich ze świadomości na dobre. Czy Ilona „pamięta” postawę rodziców, ma poczucie straty i odrzucenia? W jakimś sensie na pewno. Cierpiała nie tylko na niedowład. Orientowała się, że jej rodzina (dziadkowie) jest inna. Poczucie odmienności się skumulowało. O „zakładzie” mogła usłyszeć. Pragnienie znalezienia się pośród podobnych sobie jest instynktowne i zrozumiałe – tam jest bezpiecznie, bo się nie wyróżniam.
Naturalnie, małe dziecko nie może podejmować takich decyzji – i bardzo dobrze. Teraz jest właściwy moment. Szkoły integracyjne przestały być ewenementem. Myślę, że trzeba o tym z Iloną porozmawiać. Teraz jest na tyle dojrzała i doświadczona, że może pragnąć pomagać innym dzieciom z problemami, opiekować się nimi, dodawać otuchy. Taką szansę na pewno warto jej zapewnić – to już etap dojrzewania, nie ucieczki. Oddawania innym dobra, które się otrzymało. Wyleczenia z kompleksów nie da się sztucznie przyspieszyć, tkwią zbyt głęboko. Ale to, co już wspólnie osiągnęliście, jest wspaniałe. Ilona jest zdolna, świadoma własnej wartości, ma swoje zdanie i swoje pasje. Są skazy wyraźne, nie da się ich wytrzeć gumką. Nie dostrzegam jednak powodów do zamartwiania się. Ciesz się i bądź dumna.
Mogę Wam jedynie pogratulować udanego życia, które zbudowaliście sobie i Ilonie!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze