Kryzys wieku średniego
URSZULA • dawno temuJeżeli twój mężczyzna jest w wieku 35 – 50 lat i jak dotąd był kochającym mężem oraz ojcem dzieciom, a tu nagle znajduje sobie kochankę-studentkę i wyjeżdża z nią w podróż do Indii w poszukiwaniu własnej tożsamości, wydając na tą wyprawę całe wasze oszczędności, nic się nie martw, to tylko kryzys wieku średniego! – na takie mniej więcej historie coraz częściej można się natknąć na forach internetowych i w poradnikach dla kobiet, które muszą przez to piekło przechodzić.
Jeżeli twój mężczyzna jest w wieku 35 – 50 lat i jak dotąd był kochającym mężem oraz ojcem dzieciom, a tu nagle znajduje sobie kochankę-studentkę i wyjeżdża z nią w podróż do Indii w poszukiwaniu własnej tożsamości, wydając na tą wyprawę całe wasze oszczędności, nic się nie martw, to tylko kryzys wieku średniego! – na takie mniej więcej historie coraz częściej można się natknąć na forach internetowych i w poradnikach dla kobiet, które muszą przez to piekło przechodzić.
Sprawa jest bowiem oczywista – kryzys wieku średniego dotyczy tylko facetów. Biedny siwiejący mężczyzna, nagle, w najmniej spodziewanym momencie, dostaje okropnego doła związanego z tym, że się starzeje. Zaczyna rozumieć, że w tym wieku już zbyt wiele w swoim życiu nie osiągnie, że powinien się rozliczyć i skonfrontować ze swoimi marzeniami i zaczyna zadawać sobie pytania: Czy takiego życia chciałem? Czy zrealizowałem swoje marzenia? Czy poślubiłem odpowiednią kobietę? I wtedy, no cóż, zdarza się, że robi głupie rzeczy, żeby poprawić sobie samopoczucie, każdy chyba zrozumie, że w jego sytuacji inaczej się nie da. W wersji light kupuje sobie czerwone porsche czy też czarny motocykl albo chociaż poloneza kombi, jeżeli nie stać go na większy kaliber, natomiast w wersji hardcore wyprowadza się od żony i wynajmuje kawalerkę, żeby zastanowić się nad swoim życiem, najczęściej w towarzystwie butelki wódki i niekompletnie ubranej panienki. Kochanie, ja do ciebie wrócę, tylko zrozum mnie, tak wcześnie wzięliśmy ślub, ja się muszę zastanowić, czy to miało sens. Daj mi rok, no góra dwa, a potem znów będziemy się cieszyć małżeńskim szczęściem – słyszy wtedy żona i cóż ma nieboraczka poradzić, przecież nie odejdzie do innego faceta w wieku 55 lat, ze zmarszczkami, obwisłym biustem i cellulitem, bez pracy i środków do życia, z dwójką odchowanych dzieci w zanadrzu. Kto ją tam będzie chciał?
Zwłaszcza, że w różnych poradnikach, które usiłują pomóc kobietom radzić sobie z tą smutną męską przypadłością, specjaliści wyraźnie napisali: Najlepiej przeczekać te burzliwe chwile! Trzeba stać na straży małżeństwa, w które zainwestowałaś tyle lat swojego życia, więc lepiej nie zastanawiaj się, tylko wspieraj go — jeżeli uda ci się do niego dotrzeć, zanim zrobi to inna kobieta, jest szansa, że uratujesz wasze małżeństwo! No bo to oczywista przecież sprawa, że facet lekkoduch prosto z okresu szczenięcego, kiedy to „musi się wyszumieć”, zanim wpadnie w sieci kobiety, która nic innego tylko knuje jakby go zaciągnąć do ołtarza, płynnie przechodzi do okresu kryzysu wieku średniego, kiedy to musi skonfrontować się ze swoimi niezrealizowanymi dotąd marzeniami w postaci seksu z grupą cheerleaderek. No, tak ma, biedaczek, co poradzić. Trzeba go zrozumieć i wspierać.
A kobiety? Nie miewają kryzysu wieku średniego? No nie, kobiety, to nie. Coś tam się słyszy czasem, o „kryzysie pustego gniazda”, który przeżywają matki dorosłych dzieci, które wyprowadziły się z domu, odbierając im jednocześnie treść i sens życia. No bo gdzie się ma taka matka podziać, kiedy już nie ma komu gotować i pakować tornistrów, przecież nie kupi sobie mini morisa i nie ucieknie z drużyną hokeistów. Nic dziwnego, że biedaczka chodzi skołowana i nie wie, co ze sobą zrobić. Wtedy najlepiej jest, jak uczą nas rozliczne seriale i filmy, wyjechać z miasta do romantycznego domku na wsi, żeby poszukiwać swojego ja. Niekoniecznie trzeba od razu pchać się do Indii czy na południe Francji, przecież Polska też piękny kraj, spokojnie więc można niczym Joanna Brodzik w Domu nad Rozlewiskiem, udać się na wieś polską, swojską i znajomą. Uprawiać warzywa w ogródku, pozbierać kwiaty na łące. To rozrywki odpowiednie dla kobiety po 50. No i zaraz kłopot rozwiązany, bo sens życia z pewnością szybciutko się odnajdzie pod postacią opieki nad dziećmi chorymi na białaczkę albo bezdomnymi psami.
Zdarzają się jednak takie wariatki, które zachowują się zgoła inaczej. To zwykle kobiety przyzwyczajone do gładkiej skóry, smukłej kibici i powłóczystych spojrzeń mężczyzn na każdym kroku, które jakoś nie chcą się pogodzić z siwiejącymi włosami, zmarszczkami i obwisłą tu i ówdzie skórą i zająć rozwojem duchowym oraz opieką nad poszkodowanymi przez los. Takie kobiety rzucają się w wir diet cud, joggingu, fitnessu i zabiegów w SPA, przepuszczając ciężko zarobione przez męża pieniądze na bzdury, mimo iż wiadomo, że to już niewiele pomoże, no bo jak stara kobieta ma być niby atrakcyjna? Mężczyzna to jeszcze jakoś wygląda ze szlachetną siwizną, która przyprósza mu skronie, ale kobieta? Widzi się czasem takie zwariowane starsze panie „z tyłu liceum, z przodu muzeum”, które wychodzą wieczorami w poszukiwaniu przygód do kina, knajpy i galerii handlowej, zamiast na odludziu w spokoju ducha zajmować się sierotami i chomikami ze złamanymi łapkami.
A co gorsza czasami nawet przyjdzie takiej do głowy, żeby pogonić w cholerę takiego kryzysowo rozbrykanego męża, rozwieść się, zagarnąć połowę majątku i zamieszkać w wynajętym domku w Egipcie z młodym arabskim kochankiem. No dobra, może przesadziłam, dużo częściej zdarza im się po prostu zapisać na studia, kurs tańca, kurs komputerowy, podróżować po świecie, spotykać z przyjaciółkami, poznawać nowych ludzi, a nawet zakochiwać się. Ale w tym wieku, to przecież istne szaleństwo. Starszemu mężczyźnie to jeszcze można wybaczyć, przecież wszyscy wiedzą, że cierpi, nieboga, na kryzys wieku średniego, ale kobiecie? Po prostu nie wypada.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze