Lichwiareczka
CEGŁA • dawno temuWieloletnia koleżanka postąpiła ze mną bardzo dziwnie, pomimo dobrych układów między nami. Nie wiem, jak na to reagować, bo popełniłam błąd i na spontaniczne zachowanie jest już za późno. Przez wiele lat była tą słabszą – radziła się mnie we wszystkim, wyżalała na facetów, pożyczałam jej pieniądze. Popsuło się między nami, gdy to ona pożyczyła mi pieniądze, w dodatku na procent, choć sama była mi winna i z tych drobnych sum uzbierałaby się spora kwota. Czuję się jak ostatnia żebraczka, naiwniaczka, wykorzystana i upokorzona przez prawie-przyjaciółkę.
Droga Cegło!
Wieloletnia koleżanka postąpiła ze mną bardzo dziwnie, pomimo dobrych układów między nami. Nie wiem, jak na to reagować, bo popełniłam błąd i na spontaniczne zachowanie jest już za późno.
Agnieszka zawsze, przez wiele lat, była tą niby słabszą – radziła się mnie we wszystkim, wyżalała na facetów, pożyczałam jej pieniądze. Los splątał nas ze sobą potem do tego stopnia, że jesteśmy sąsiadkami z jednego bloku. Ja mieszkam z dziećmi na parterze, ona z mężem na trzecim piętrze. Od tego czasu to już jest symbioza – wspólne malowanie mieszkań, kolacyjki, pożyczanie sobie chleba i krzeseł.
Miałam wprawdzie jakieś zadawnione dąsy wobec niej z czasów szkolnych i studenckich. Agnieszka niestety jest osobą, jak to mówią w amerykańskich filmach, niepopularną, a powód tego w zasadzie jeden: zawsze kręciła się wokół cudzych facetów i dziewczyny ją za to nienawidziły. Dopadło to i mnie w przypadku jednego narzeczonego, ale w sumie jednak ja jej broniłam, nigdy tak naprawdę do niczego nie dochodziło, nie rozwaliła żadnego związku – taki ma styl bycia, jest niewybredną flirciarą i już. Ale ma też hamulce i nie prze po trupach. To jedna chyba z tych kobiet, które za wszelką cenę chcą ułożyć sobie życie, ale im nie wychodzi, bo są odczytywane jako „małe ladacznice”, a nie kandydatki na żonę. Usłużni plotkarze robią resztę roboty i już dziewczyna żyje z piętnem na całe życie, jest nie zapraszana i tak dalej.
Ciągnęłam zawsze Agnieszkę za sobą do góry, bo było mi jej żal, sama robiła sobie krzywdę, kilka rzeczy próbowałam jej wyperswadować. W końcu się udało, sinusoida się odwróciła – ja zostałam sama z córkami, a Agnieszka przywiozła sobie z Suwalszczyzny porządnego chłopaka, pobrali się, zamieszkali koło mnie, bo dałam im cynk o mieszkaniu do sprzedania, tak jakoś samo wyszło.
I właśnie w tych ostatnich latach zaczęło się między nami psuć – im bardziej ja brnęłam w kłopoty z utrzymaniem moich dziewczyn, a jej powodziło się coraz lepiej. Cały czas pożyczała ode mnie drobne kwoty, zwalając na męża, że oszczędza na samochód, na działkę, i wylicza jej pieniądze na kosmetyki czy inne „głupoty”. Wierzę w to, jestem przecież też kobietą i lubię mieć perfumy czy lepszy tusz do rzęs. Problem w tym, że Agnieszka nie zawsze te drobne pieniądze oddawała, może wydawały jej się tak małe, że niewarte wspomnienia między bliskimi koleżankami. Upominałam się czasem, ale jakoś tak słabo, niby w żartach. To zapewne pierwszy i najważniejszy błąd, jaki popełniłam w stosunkach z nią, zabrakło mi stanowczości. A zebrałaby się teraz z tego niezgorsza sumka.
Sytuacja wydarzyła się teraz, przed wakacjami (w międzyczasie Agnieszka z mężem mają już dwa samochody, ale nie ważne). Chciałam wysłać starszą córkę do znajomej w Szwajcarii, żeby obwiozła ją po Europie, a na drugi miesiąc załatwiła jakąś pracę. To miała być nagroda za pięknie zdaną maturę. Przeliczyłam się z możliwościami, inwestycja mnie przerosła. Po raz pierwszy w życiu poprosiłam o pożyczkę Agnieszkę, ignorując oczywiście tamte jej długi, nie chodziło mi o rewanż, tylko o to, żeby nie zawieść córki, która już się napaliła na ten wyjazd i w końcu zasłużyła na niego.
Najpierw Agnieszka odmówiła. Widziałam, że jest jej niezręcznie, ale znów zwaliła na męża, że wszelkie wolne pieniądze on wkłada na jakieś lokaty i nie można ich ruszyć, a tak „z kieszeni” to takiej sumy nie mają, żeby wyjąć na szybko. Byłam mocno rozżalona, wyraziłam to wyraźnie, ale powiedziałam ostatecznie, że rozumiem, nie ma sprawy. Po kilku dniach Agnieszka przyszła do mnie jakaś taka dziwna, skruszona, zmieszana? No i że przemyśleli sprawę i mogą mi pożyczyć, ale… na trzy miesiące, ani dnia dłużej, i w dodatku na procent! Oczywiście wszystko w tonie, że przecież nie mogą zostawić mnie bez pomocy (faktycznie, nie mam nikogo innego, od kogo mogłabym pożyczyć taką kwotę). W kontekście wydało mi się to dość perfidne argumentowanie z ich strony, jednak wzięli mnie przez zaskoczenie. Kopara mi opadła, myślałam tylko o córce, no i wariatka, zgodziłam się!
Teraz już za późno na cokolwiek, córkę wyprawiłam, pieniądze wydałam. Mam jednak okropne poczucie niesprawiedliwości wobec Agnieszki, że tak mnie potraktowała. Czuję się jak ostatnia żebraczka, naiwniaczka, wykorzystana i upokorzona przez prawie-przyjaciółkę. Do tego jeszcze ogarnął mnie strach, że podpisałam umowę cywilną, a to przecież jest chyba nielegalne. Ciągle najbardziej nie mieści mi się w głowie, jak oni mogli chcieć na mnie zarobić… Nie znają jakichś innych frajerów w potrzebie, musieli akurat skubać mnie? No ale sama się dałam, weszłam prosto w ręce…
Nie mam specjalnie ochoty widzieć Agnieszki, wyjaśniać z nią tego. Pieniądze chcę jak najszybciej oddać w umówionych ratach, mieć to z głowy i chyba już nigdy nie oglądać ich na oczy. Ale na schodach mijać się będzie trzeba…
Bożena
***
Droga Bożeno!
Wprawdzie roztrząsanie popełnionych już błędów nie poprawia samopoczucia, czasem jednak pomaga na przyszłość i dlatego na moment się przy tym zatrzymam, jeśli pozwolisz.
Znasz stare powiedzenie o pieniądzach i przyjaciołach, prawda? Czynnik ludzki to jedno, a dbanie o własne interesy, choćby malutkie, to drugie. Naucz się od Agnieszki, jak to robić, nie posuwając się oczywiście do jej metod.Generalnie, zasada jest taka: pożyczamy komuś następne pieniądze, gdy odda poprzedni dług. To uczy drugą stronę szacunku dla nas (jeśli nie mają go zakodowanego, pomimo bliskiej zażyłości) i daje realne wyobrażenie o naszych możliwościach finansowych – że nie jesteśmy workiem bez dna, z którego można wyjmować w nieskończoność. Taka konsekwencja owocuje czystą, uczciwą relacją między ludźmi, nie ma w tym wyrachowania ani braku zrozumienia dla cudzych kłopotów. Każdy ma swoje i wszyscy zainteresowani muszą mieć tego świadomość.
Druga rzecz: córka po maturze to już osoba metrykalnie dorosła, jak mniemam. Wyjazd za granicę to fantastyczna sprawa dla młodego człowieka, ale myślę, że jako samotna matka mogłaś spokojnie tę sprawę z nią skonsultować. Dziecko w tym wieku nie musi być kompletnie ślepe i głuche na to, skąd rodzic bierze pieniądze na sfinansowanie ich potrzeb. Gdybyś powiedziała córce o konieczności pożyczki, ona z własnej inicjatywy mogłaby Cię od tego odwieść, dowodząc przy okazji sporej dojrzałości. Może wówczas sama przearanżowałaby scenariusz swoich wakacji i postanowiła najpierw zarobić pieniądze, a dopiero potem wyjechać? W jej wieku to normalna kolej rzeczy. Nie dałaś jej szansy współdecydowania, bo chciałaś się wykazać jako zaradna mama i ja to rozumiem. Ale w przyszłości nie obawiaj się tego, że dzieci odwrócą się od Ciebie, bo nie jesteś w stanie sprostać wszystkim finansowym wyzwaniom. Ucz je kompromisów i wyrzeczeń, w przeciwnym razie stworzysz mylne wrażenie, że stać Cię na wszystko. I wtedy dopiero będzie kłopot…
No i ta nieszczęsna pożyczka… Agnieszka zachowała się skandalicznie, abstrahując już od tego, czy działała z samej siebie, czy pod wpływem małżonka. Nie zamartwiaj się teraz statusem prawnym tej transakcji, bo więzienie nikomu nie grozi. To sprawa wyłącznie między Wami, wszyscy się na pewne warunki zgodziliście. Co nie znaczy, że nie możesz okazać się sprytna i dać po nosie koleżance. Mądry Polak po szkodzie może wybrnąć wcale nie najgorzej.
Ja zrobiłabym tak: obliczyłabym – na tyle, na ile dasz radę po tak długim okresie czasu – ile Agnieszka jest Ci mniej więcej winna w sumie za te wszystkie drobne pożyczki. Odjęłabym tę kwotę od kwoty pożyczki z procentami. I przy płaceniu ostatniej raty spokojnie, w żywe oczy wręczyłabym koleżance dług po odliczeniach, wyjaśniając krótko, o co chodzi. Może jej też wreszcie „opadnie kopara”. Poważniejszych konsekwencji się nie spodziewam. A jeśli faktycznie w jej małżeństwie to mąż jest bankierem – niech teraz ona ma zgryz, jak mu to wytłumaczyć.
Nie masz nic do stracenia (poza własnymi pieniędzmi!), bo znajomość i tak jest w rozsypce. A przez takie rozegranie istnieje nawet szansa jej odbudowania – jeśli będziesz jeszcze tego chciała. Pokaż, że też umiesz myśleć i kalkulować. Są tylko dwie możliwości – obrażą się i będziesz miała ich z głowy, albo przyjdą z ciastem i przeprosinami. Oby to drugie, bo inaczej nie zasługują na twoją uwagę ani nie są warci stresów, jakie przeżywasz.
Powodzenia i pozdrawiam!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze