Komu romans w pracy się opłaca?
SYLWIA KOWALSKA • dawno temuCoraz dłużej pracujemy. Dlatego to właśnie w miejscu pracy mamy najwięcej okazji na romans. Naukowcy stwierdzili, że romans firmowy działa stymulująco. Możemy w ten sposób potwierdzić własną atrakcyjność. To wielka dawka emocji, ale i olbrzymi stres, jeśli nie chcemy, by związek wyszedł na jaw. Przypatrzmy się opowieściom kilku kobiet. Czy romans w pracy wyszedł im na dobre?
Dorota (29 lat, księgowa z Warszawy):
— Mam romans w pracy. Zaczęło się od flirtu dwa lata temu, zaraz po tym jak zostałam zatrudniona w firmie. Marek od razu wpadł mi w oko. Prędko przekonałam się, że ja jemu też. Obydwoje byliśmy singlami. Problem był tylko jeden – Marek jest szefem księgowości. Nie chcemy by cokolwiek się wydało, bo zaczną się plotki. I wszystko może dojść do prezesa.
Po pół roku od chwili poznania po raz pierwszy pocałowaliśmy się. W pokoju ksero. Dobrze, że nikt nie wszedł! Od tego czasu nie możemy się opanować nawet w biurze. Flirt przeradza się w coś więcej.
Nie spałam z nim, choć nasze pieszczoty są coraz bardziej zaawansowane. Pociągamy się wzajemnie bardzo… Widujemy się tylko w pracy, czasem wychodzimy gdzieś, ale z innymi znajomymi. Wyjątkowo mamy czas tylko dla siebie, na przykład wtedy gdy wszyscy się już rozejdą. Często po 17:00 zostajemy sami w biurze… walczę z tym, ale nie daję rady… Wytrzymuję tydzień, dwa i znów to samo… Gdyby on nie był moim szefem. Przecież wiele małżeństw poznaje się w miejscu pracy i nikt nie widzi w tym nic złego. Ale co jak nam nie wyjdzie? Zwolni mnie?
Myślałam nawet o tym, by szukać sobie nowej pracy. Wtedy nie będę go widywać, a co z oczu to z serca. Ale z drugiej strony ja nawet weekendów nie lubię, bo tylko odliczam godziny do poniedziałku. Kiedy ukradkiem muśnie mojej twarzy, pocałuje kark, pogłaszcze po udzie… Boję się, że się zakochuję w Marku. A ja jak kocham, to na zabój i obawiam się, że wtedy będę chciała stworzyć z nim oficjalny związek.
Wioletta (24 lata, sekretarka z Gdyni):
— Ze swoim facetem byłam 4 lata. Mieliśmy wziąć ślub, a on zostawił mnie miesiąc przed nim. Dla mnie to był wielki wstrząs. Wszystko przestało mieć znaczenie. Popadłam w depresję. Czułam, że zostałam sama jak palec. Siostra zapisała mnie do psychologa, ale nie bardzo pomagał. Zmuszałam się by wstać, by się umyć, jeść, iść do pracy. Okazało się jednak, że to właśnie praca stała się dla mnie wybawieniem. Od chwili, gdy w dziale sprzedaży pojawił się Marcin…
Był przystojny. Bardzo przystojny. Uprzejmy, miły, gentleman. I do tego od razu zwrócił na mnie uwagę. Na początku z powodu mojego wiecznego smutku. Potem zaczął doceniać moją urodę i intelekt. Zaczęłam coraz bardziej o siebie dbać, częściej uśmiechać i zapominać o byłym narzeczonym. Z czasem wizyty u psychologa stały się zbędne. Zdecydowanie bardziej pomagała mi bliskość Marcina.
Kiedy po niecałym roku znajomości zaprosił mnie na kawę, świat zaczął wirować, a życie zaczynało znów nabierać barw. Ja wiem, że nie powinniśmy tego robić tak prędko, ale kawa skończyła się wizytą w moim mieszkaniu i wspaniałym, spontanicznym, namiętnym seksem. Od tamtego dnia daliśmy sobie spokój z kawiarniami. Parę razy w tygodniu relaksowaliśmy się po pracy w moim łóżku. Było cudownie. Było…
Oczywiście w pracy zaczęły się plotki. A potem uderzenie pioruna. Przecież Marcin ma żonę - usłyszałam z ust koleżanki z pokoju. Nie chciałam wierzyć. Wmawiałam sobie, że wymyśla, bo mi go zazdrości. Jednak męczyłam się z tym tak mocno, że postanowiłam spytać Marcina czy to prawda. Owszem, mam żonę - powiedział jakby nic się nie stało. Stwierdził, że to czysty seks i nie widzi w tym nic złego, skoro obydwoje czerpiemy z tego przyjemność.
Wyrzuciłam go z mieszkania. Jednak po paru dniach stwierdziłam, że uzależniłam się od niego zbyt mocno. Znów zaczęłam popadać w depresję. Poprosiłam go o rozmowę. Oczywiście skończyła się w łóżku, zanim jeszcze się rozpoczęła. Kontynuuję ten związek. Potrzebuję go, choć zdaję sobie sprawę, że jest pusty i opiera się wyłącznie na namiętności. Jestem jedynie bardziej ostrożna. Nie chcę, by ludzie w firmie nadal o nas mówili.
Aldona (39 lat, kierownik kadr w Elblągu):
— Spotkała mnie sytuacja, która wcześniej wydawała się typowa dla młodych, głupich i naiwnych dziewczyn. Mam romans w pracy. Od roku. Oprócz romansu mam męża i dwuletniego synka. Ja jednak poszłam do pracy, ponieważ nie chciałam robić żadnej przerwy. Mąż zarzucał mi, że jestem pracoholiczką. Może tak to i wyglądało. Dzień bez pracy, to dla mnie dzień stracony.
Ponad rok temu mój szef odszedł z pracy i na jego miejsce przyszedł nowy i młody (trzydziestoletni) mężczyzna. Od razu wszystkim kobietom się spodobał. Mnie zresztą też. Coś takiego do niego czułam… ciężko to nawet nazwać. Chyba pożądanie. Strasznie szybko biło mi serce na jego widok. I co tu dużo mówić — ja jemu również przypadłam do gustu. Zaczęło się od wspólnych lunchy, wypadów na kawkę w porze śniadaniowej, od dodatkowych godzin, kiedy musiałam szefowi pomóc z dokumentami… No i stało się. Pewnego wieczoru po prostu zrobiliśmy to na biurku! To był niesamowity seks! Nigdy nie przeżyłam takiego czegoś z mężem! Tyle czułości, namiętności i nieziemski orgazm. Najśmieszniejsze, że w pracy nikt nic nie podejrzewa, chyba z przyczyny różnicy wieku. Ja prawie czterdziestolatka, on – trzydziestolatek. A tu taka niespodzianka.
Od tamtej pory mój romans z szefem trwa. Sprzyjają mu wspólne wyjazdy niby w delegację, dodatkowe godziny w pracy. Mój mąż niczego nie wyczuwa. Może jestem zimną suką, ale ja wcale nie mam wyrzutów. Wreszcie mam coś z życia. Jedyny smutek i zaduma pojawia się, gdy pomyślę o moim małym synku. Będzie mu potrzebny ojciec. Nie chcę rozpadu małżeństwa. Nie kocham męża, ale doceniam, że jest dobrym człowiekiem. W ogóle się nie kłócimy. Wszyscy wokoło mogliby jednym zgodnym chórem powiedzieć, że jesteśmy idealnym małżeństwem godnym naśladowania. A jednak… nie czuję się w tym związku szczęśliwa. Mój mąż nie myśli już o mnie w łóżku. Wszystko jest już takie zwykłe, normalne. A szef… coś wspaniałego.
Agnieszka (26 lat, pielęgniarka z Bydgoszczy):
— Mam 26 lat i romans z pięćdziesięcioletnim lekarzem — ojcem dwóch dorosłych dzieci i mężem 45–letniej kobiety. Nasz romans zaczął się w dość mało oryginalnych okolicznościach. W pracy, jak z filmów i opowieści – pielęgniarka i lekarz. Wspólne nocne dyżury sprzyjają namiętności…
Po pierwszej nocy spędzonej razem w szpitalu nie umiałam przestać o nim myśleć. To jak ze mną rozmawiał sprawiło, że marzyłam o kolejnej nocy. Gdy nadeszła, zachowywałam się tak bardzo seksownie, jak tylko umiałam. Chciałam go wybadać. Szczęśliwa zaobserwowałam, jak go moje kuszące zachowanie bardzo podnieciło.
Kolejnego nocnego dyżuru oboje nie wytrzymaliśmy i zrobiliśmy to. Teraz spotykamy się regularnie, już nie tylko w pracy i mimo różnicy wieku jest nam ze sobą cudownie. Jego dzieci ani żona nic nie podejrzewają. On sam przyznaje, że tak jak teraz jest dobrze — niezobowiązujący seks jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Mam świadomość, że on mam rodzinę, że prawdopodobnie nie jestem pierwszą pielęgniareczką, którą sobie przygruchał. Ale dobrze mi z tym. Na swój sposób czuję się spełniona i zaspokojona. Nie kocham go i on nie kocha mnie. Wiem natomiast, że za każdym razem gdy się spotykamy, on pragnie mnie, a ja jego i to jest w tym wszystkim najpiękniejsze! Niech trwa póki może…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze