Gdzie ta keja...
CEGŁA • dawno temuWpadł mi w oko koleś na pewno z pięć - osiem lat starszy ode mnie, raczej już nie student. Krukowaty, ubrany cały na czarno, skórzane spodnie, włosy jak Indianin. Milczek, jak ja. Nie jestem zakochana, ale on mi się podoba. Niestety, któreś z nas – on albo ja – źle zaczęło tę znajomość i mam dużą traumę po jego chorym, makabrycznym, niesmacznym żarcie.
Droga Cegło!
Nie jestem zakochana, ale ktoś mi się dosyć podoba. Niestety, któreś z nas – on albo ja – źle zaczęło tę znajomość i mam dużą traumę po tym wszystkim.
Może opowiem od początku. W mojej programowo asportowej rodzince trafił się „odszczepieniec” - starsza siora, która zapałała nagłym afektem do żagli. Nie mając nawet ćwierć patentu na kogokolwiek, błyskawicznie wkręciła się na pierwszym roku studiów, tuż przed sezonem, do paczki żeglarzy i pojechała z nimi w lipcu na Mazury w dziewiczy rejs (mnie też ciągnęła, przy czym ja panicznie boję się wody, nawet tej w wannie:-).
Wróciła niedawno: piękna, rozmarzona, osmagana wiatrem i wniebowzięta, nawet mnie leciutko ukłuło z zawiści. Krótko potem odbyła się impreza porejsowa w Warszawie, w piwnicznej izbie z drewnianymi stołami, a jakże. Siora tym razem nie popuściła – musiałam iść.
Te klimaty znałam tylko z filmów, opowieści albo z radia (szanty). W większości było tak, jak się spodziewałam – piwo, a przy piwie wspomnienia o niesfornych „szmatach”, kilach, wantach i wachtach, dużo pięknego śpiewania. Nowi znajomi siory okupili jeden wielki stół. Bawiłam się „na milczka”, obserwowałam i słuchałam, jak bardzo są ze sobą zżyci dzięki wspólnej przeszłości i zwłaszcza mrożącym krew w żyłach (:-)) przygodom. Zawsze zresztą trzymam się z boku, gdy większości ludzi nie znam. To jest na swój sposób przyjemne.
Wpadł mi w oko koleś na pewno z pięć czy nawet osiem lat starszy ode mnie, raczej już nie student. Jedyny, który mało przypominał żeglarza – taki „krukowaty”: ubrany cały na czarno, skórzane spodnie, włosy jak Indianin. Milczek, jak ja. Spytałam siorę, jak ma na imię, czy był na rejsie… Ona mi na to od razu kuksańca łokciem w żebro i perlisty śmiech na całą knajpę. A potem do ucha: Ty zdzirko, rzucasz się od razu na najlepszy towar? Nie znałam cię od tej strony!. Parsknęłam też śmiechem, bo jednakowoż nikt tam już nie był do końca trzeźwy… Sławosz – tak oto dziwnie i dostojnie miał na imię mój wybranek. Jaka szkoda, że nie Zdobysław na przykład!
Nadużywanie procentów nie jest zapewne powodem do chwały, ale w dwie godzinki żeglarska brać rozkręciła całą salę i ruszono w tany (barman puszczał adekwatną muzę, to też fakt). Ja oczywiście też ześwirowałam. Tylko Sławosz, jak to się mówi, pilnował torebek – po prostu przyrósł do ławy. Kiedy znów dosiedliśmy się do niego wszyscy na „przerwę techniczną”, wypiłam duszkiem swoje piwo i zrobiłam TO. Barman puścił kolejną piosenkę, a ja, idiotka, poprosiłam ponurasa do tańca.
Stało się najgorsze, co mogło się stać. Przy stole zapadła grobowa, pełna potępienia cisza. Towarzystwo wlepiło we mnie oczy bazyliszków. Sławosz spojrzał na mnie równie strasznym wzrokiem i powiedział: Wybacz, nie tańczę. W zeszłym roku utonęła moja dziewczyna.
Zamurowało mnie. Skąd niby miałam wiedzieć? Po minie siory też widziałam zaskoczenie. Paczka nabrała wody w usta, że tak obrazowo powiem, i straciła humor. Popsułam imprę, po prostu. Stałam się wrogiem. Przeprosiłam, wyszłam, siora za mną. Głupia sprawa - skwitowałyśmy po drodze, bo i o czym tu gadać?
Zdziwisz się, ale to nie koniec. Siora obdzwoniła kilka osób, przyszła do mnie: Trzymaj się krzesła – powiedziała. — To był ŻART. Zawsze robią taki chrzest szczurom lądowym, a pomysły wymyśla Sławosz. To podobno w jego stylu — gotyckie poczucie humoru. Ja tego nie miałam, bo jestem z pokładu. Takim jak ja robi się inne świństwa.
Nie uśmiałam się, Cegło, za bardzo. Powiem wprost: obraziłam się! Żart – jeśli to w ogóle można tak nazwać – uważam za kretyński i poniżej poziomu wody pod kilem czy czymś tam! Tymczasem, panowie żeglarze nie czują w tym niczego niestosownego, o czym przekonałam się, gdy… Sławosz zaczął do mnie wydzwaniać (moje oburzenie się rozniosło, to znaczy, rozniosła je zapewne siora) z przeprosinami, a nawet drobnymi sugestiami, że… ja też mu się podobam!
Przez kilka dni ignorowałam jego próby, mówiłam złośliwie, żeby się odczepił i zajął raczej kontemplacją swojej żałoby po stracie ukochanej. On jednak nie daje za wygraną. Ostatnio zmienił taktykę: nagrywa na komórkę kawałki szant we własnym wykonaniu (dowcipniś ma nawet niezły głos!), gdzie w tekstach podkłada w różne miejsca moje imię, na przykład: Gdzie ta Kaja, co to przy niej jacht, gdzie ta Kaja, wymarzona w snach…, i wysyła mi to MMS-em. Nie wiem, czy chce jedynie zatrzeć złe wrażenie, czy chodzi o coś więcej… Nie wiem, czy po tym chorym, makabrycznym, niesmacznym żarcie powinnam się przez jedną sekundę nad tym zastanawiać. Wierzę w drugą szansę i koleś mnie pociąga, ale z drugiej strony — skąd mogę wiedzieć, czy to nie było takie tylko wizualne oczarowanie na jeden piwny wieczór? Intelektem to on nie błysnął. Dopiero to, co robi teraz, jest w miarę zabawne…
Kajka
***
Droga Kaju!
Mam wrażenie, że generalnie znasz już odpowiedź na większość pytań, które mi zadajesz :-). Czy było to chwilowe zauroczenie? To już na pewno wiesz tylko Ty. Chłopak podoba Ci się i masz ochotę zacząć od początku, choć dręczą Cię mieszane uczucia. Decyzja zależy od Ciebie i Twojej natury – czy potrafisz zdobyć się na dystans, nie traktować tego „śmiertelnego” żartu z tak śmiertelną powagą i – wybaczyć?
Ja powiem tak: jako kobieta na co dzień mimo wszystko dość krucha i zamknięta w sobie, podkręciłaś się za bardzo, straciłaś zwyczajową czujność i padłaś ofiarą dość powszechnego zjawiska, jakim jest „prywatny żart” zgranej i do pewnego stopnia hermetycznej grupy ludzi. W takich paczkach z dopuszczeniem „obcych” bywa różnie, podobnie jak z poziomem zadawanych tortur. Zgadzam się w stu procentach, że żart Sławosza przekroczył granice — nie tyle dobrego smaku, ile pewnego tabu, które respektuje wielu ludzi, w tym Ty. Jego pomysły pełnią prawdopodobnie rolę testu na wytrzymałość psychiczną i typ mentalności, co nie znaczy, że ściśle według tego klucza dobiera sobie znajomych. Czego dowodem wysiłki w kierunku przeproszenia Ciebie - „nie zdałaś” egzaminu, a mimo to obudziło to w nim wrażliwość, otwartość na uczucia kogoś, kogo śmieszy i dotyka coś całkiem innego, niż jego, choćby i jedynie z powodu sporej różnicy wieku. To, co dzieje się teraz, dowodzi, że tamten żart nie był próbą zniechęcenia czy ośmieszenia Ciebie, lecz typową grą towarzyską, w której gustuje „załoga” Sławosza.
Oczywiście, istnieje zawsze cień niebezpieczeństwa, że zmiana taktyki to po prostu gry ciąg dalszy (ulegnie-nie ulegnie?), ale nie zamierzam psuć Ci humoru. To już byłoby wyjątkowo cyniczne z jego strony, a żeglarze mają u mnie spory kredyt zaufania… Zawsze możesz podpytać siostrę o rejs, o jej wrażenia i przemyślenia na temat tych ludzi – w końcu w takich okolicznościach musiała nieźle poznać ich charaktery, zwyczaje, wzajemne relacje, to, do czego są zdolni. Ta rozmowa powinna rozwiać Twoje wątpliwości, ponieważ siostra zrobi wszystko, by nie wpuścić Cię na minę.
Reasumując, uważam, że jeśli wypatrzyłaś Sławosza w rozbawionym tłumie i rozpoznałaś w nim bratnią duszę milczka, warto spróbować. Jakoś nie wierzę, że wszystko było i jest udawaniem z jego strony.
Może właśnie tego lata Twoje serce złapie w żagle wiatr? Kciuki trzymam!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze