„Poślubiona korporacji”, Marta Rogala
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuSmutna, nie tylko polska, rzeczywistość. W książce znajdziemy ciekawy opis relacjach międzyludzkich, w których co pewien czas jest miejsce na szczerość i zaufanie, ale najczęściej gości w nich podejrzliwość, że ktoś chce nas wykorzystać. Nigdy nie wiemy, kiedy przyjdzie nam stawić czoło złośliwemu szefowi, który będzie chciał zepsuć nam każdy dzień (nawet sobotę i niedzielę).
Wystarczy otworzyć stronę jakiegokolwiek portalu internetowego, by przekonać się, że tak naprawdę bieżące informacje są tylko dodatkiem do reklam przedmiotów, które powinniśmy koniecznie kupić. I tak się dzieje wszędzie wokół nas, nie tylko w wirtualnej przestrzeni: reklamy, promocje, specjalne oferty, zniżki, wyprzedaże i inne bonusy w sposób jasny i bezpośredni udowadniają nam, że jesteśmy społeczeństwem konsumentów. A na przedmioty trzeba zarobić, więc zamiast dzielić czas na pracę i wypoczynek, harujemy całymi dniami, by kupić sobie kolejną empetrójkę, bluzkę, płytę z filmem lub buty. Czasami jest tak, że pracujemy wyłącznie po to, by pracować, by nie siedzieć bezczynnie, by coś się wokół nas działo. Dokładnie tak zachowuje się bohaterka powieści Marty Rogali. Waleria Ross, młoda, atrakcyjna kobieta, to rzeczywiście człowiek poślubiony korporacji – osoba, która stopniowo wciągnięta została w bezduszne trybiki maszyny wypompowującej z nas wszystko to, co wartościowe. Ktoś mógłby stanąć w obronie korporacji i stwierdzić, że praca w wielkiej firmie to przygoda życia, że potężne firmy ratują przed katastrofą budżety wielu państw. Ale w tej książce opisana jest historia pojedynczego człowieka. I ona interesuje nas bardziej niż cyfry pojawiające się na jego koncie w banku.
Kiedy Waleria Ross przychodzi na rozmowę kwalifikacyjną, pada zasadnicze pytanie: Jak bardzo, w skali od jednego do dziesięciu, chciałaby pani u nas pracować? Waleria odpowiada, że 9, wyjaśniając, że desperacja jest pierwszym krokiem do szaleństwa. Ale później wszystko się zmienia. Blichtr, pieniądze, codzienne lunche biznesowe budują wokół niej mur, który skutecznie odcina ją od normalnego życia. Bo jeśli normalnością jest podział dnia na czas spędzony w pracy i w domu, to Waleria Ross tę normalność dawno utraciła, nawet nie zdając sobie sprawę, kiedy. Normalna nie jest również codzienność w wielkiej korporacji, w której jest mnóstwo dyrektorów, a znacznie mniej pracowników. Dlatego nasza bohaterka biega od jednego szefa do drugiego, próbując rozwikłać sprzeczne decyzje. I nikt oczywiście ją za to nie chwali: wprost przeciwnie – jej zaangażowanie uznawane jest za impertynencję, niewłaściwą osobie na tym stanowisku: Czuła się jak pies, który został wytresowany do spełniania żądań swego pana. A dyrektor zaczął dzwonić, najpierw do działu technicznego, potem do personalnego, skończył na przekazaniu swojej żonie, że nie ma ochoty na imprezę wieczorem, gdyż przecież: „Też kiedyś musi spać”. Wreszcie odłożył słuchawkę i zwrócił się do Walerii: „- Słuchaj, po cholerę wysyłasz mi stertę niepotrzebnych maili? Czy myślisz, że mam ich za mało? […] Że siedzę tu bezczynnie, drapiąc się w tyłek i pierdząc w stołek całymi dniami? Jeśli ktokolwiek z nas przeżył w życiu taką sytuację, to powinniśmy mu współczuć. Bo najgorszy jest szef, który pomiata pracownikiem, bez względu na to, jak dużo mu płaci. Dlatego Waleria zawsze stara się być opanowana, okupując to później wyrzutami sumienia i moralnym kacem. Ale takie jest życie, niestety nie tylko w wielkich korporacjach.
Powieść Poślubiona korporacji Marty Rogali to smutna, nie tylko polska, rzeczywistość. W książce znajdziemy ciekawy opis relacjach międzyludzkich, w których co pewien czas jest miejsce na szczerość i zaufanie, ale najczęściej gości w nich podejrzliwość, że ktoś chce nas wykorzystać. Dlatego wtedy przyjmujemy postawę obronną i sugerujemy ludziom, że lepiej jest się do nas nie zbliżać. Rogala nie proponuje wyjścia z tej sytuacji. Zrezygnować z pracy? Pozwać szefów do sądu? Zapisać się na terapię? Sabotować działania firmy? Przecież każdy chce pracować, zarabiać pieniądze i godnie żyć. Może więc warto przełknąć gorzką pigułkę i ze sztucznym uśmiechem ruszyć z rana do pracy? Na pewno warto się nad tym zastanowić, czytając książkę Rogali. Bo nigdy nie wiemy, kiedy przyjdzie nam stawić czoło złośliwemu szefowi, który będzie chciał zepsuć nam każdy dzień (nawet sobotę i niedzielę). Poślubiona korporacji daje nam przedsmak tego, co może nas czekać.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze