„Bojowa pieśń tygrysicy”, Amy Chua
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuKontrowersyjny książka, w jednoznaczny sposób krytykuje metody wychowawcze zachodnich rodziców. To wspomnienia Amy Chua (profesorki prawa na Uniwersytecie Yale), która zdradza tajniki wychowania w chińskich rodzinach; wychowania specyficznego, bo opartego na presji, nieustannej motywacji, a nawet delikatnym terrorze.
Podtytuł tej książki jest dość kontrowersyjny, bo w jednoznaczny sposób krytykuje metody wychowawcze zachodnich rodziców. Bojowa pieśń tygrysicy to wspomnienia Amy Chua (profesorki prawa na Uniwersytecie Yale), która zdradza tajniki wychowania w chińskich rodzinach; wychowania specyficznego, bo opartego na presji, nieustannej motywacji, a nawet delikatnym terrorze. Bo chiński rodzic nie zostawia swoim dzieciom możliwości wyboru: mały człowiek musi się rozwijać, przynosić najlepsze oceny ze szkoły, grać na kilku instrumentach, rywalizować z rówieśnikami i każdą wolną chwilę spędzać na nauce. Dla zachodniego umysłu taka postawa jest nie do przyjęcia. Przecież maluch musi mieć czas na wypoczynek, spotkania ze znajomymi, a myślenie o przyszłości powinien odłożyć na koniec gimnazjum albo szkoły średniej. Kto ma rację? Typowy rodzic z USA lub Europy czy profesor Chua?
Odpowiedź nie jest taka oczywista, skoro autorka książki osiągnęła w życiu naprawdę wiele, m.in. dzięki systemowi wychowawczemu swoich rodziców. Warto wiedzieć, że Chua to utytułowany profesor prawa, specjalizujący się w globalizacji i handlu międzynarodowym (na swoim koncie ma dwie prace poświęcone współczesnym rynkom). Jej życie nie było usłane różami: jako emigrantka musiała radzić sobie w zupełnie obcym świecie, tak różnym od znanej jej rzeczywistości. A przybyszom, bez względu na stopień wykształcenia, znajomości języka, obyczajów i kultury, zawsze jest trudno (nawet jeśli są to Stany Zjednoczone – wymarzona kraina emigrantów). Dlatego można spocząć na laurach albo podjąć walkę o sukces. Amy, dzięki swoim rodzicom, wybrała drugą opcję, chociaż słowo „wybrała” w tym przypadku pozbawione jest znaczenia.
Profesor Chua postanowiła więc zadbać o przyszłość swoich dwóch córek: najstarsza Sophie nauczyła się grać na dwóch instrumentach – skrzypcach i fortepianie, a młodsza Louis, mimo że nie wykazywała od najmłodszych lat talentu do muzyki, również perfekcyjnie opanowała grę na fortepianie. A nie było łatwo: Zależało mi, aby ćwiczyły, ile się da, toteż nie kazałam im rąbać drewna ani kopać stawu. - pisze Amy Chua. — Ale owszem, ilekroć nadarzyła się ku temu okazja, musiały nosić ciężkie przedmioty – kosze z bielizną z góry i na dół po schodach, worki ze śmieciami w niedziele czy walizki, kiedy wyjeżdżaliśmy z domu. Jed [mąż Amy] nie był zachwycony; widziałam, że nie może na to patrzeć, martwił się o ich kręgosłupy. Jak wynika z książki, Louis i Sophie ostatecznie przezwyciężyły swój opór i później z przyjemnością oddawały się grze na instrumentach.
Chua w całej swojej książce nieustannie zestawia chiński i amerykański sposób wychowywania dzieci. To robi wrażenie, skoro w USA dzieciom pozwala się dosłownie na wszystko, w imię hasła żyj i pozwól żyć innym, każdemu należy się szacunek, stawiajmy na bezstresowe wychowanie itp. Również system prawny, w swoich najskrajniejszych przypadkach, pozwala dzieciom pozwać rodziców do sądu za każde nadużycie wychowawcze, ograniczające ich wolność, poczucie godności i swobody. Taka możliwość rodzi patologie. Słynne są opowieści o rodzicach, którzy boją się przytulić swoje dzieci zbyt mocno, by sąsiedzi nie posądzili ich o molestowanie seksualne. Dla Amy Chua taka sytuacja jest nie do pomyślenia (zadziwiające, że kobieta nigdy nie miała problemów z prawem; z drugiej strony: skoro jej dzieci zostały wychowane tak, a nie inaczej, to nie myślały o pomocy adwokata).
Małgorzata Zdziechowska w artykule poświęconym Bojowej pieśni tygrysicy (tekst ukazał się w Rzeczpospolitej) przytacza wypowiedź Hilary Levey Friedman, socjolog z Uniwersytetu Harvarda. Otóż badaczka ta wątpi w stuprocentową skuteczność metod Amy Chua: Musimy być bardzo ostrożni, ponieważ nie wiemy, ile wychowywanych w ten sposób dzieci nie osiąga sukcesu. Ile dzieci z talentem pianistycznym odpadło. To fakt: dzieci, realizując ambicje swoich rodziców, wpadają czasami w depresję, bo nie mogą sprostać wysokim wymaganiom albo, zwyczajnie, nie mają do czegoś zdolności. Z drugiej jednak strony lepiej jest, by dziecko próbowało w życiu coś osiągnąć, niż przez całe dzieciństwo leniuchowało przed komputerem lub pod klatką na ławce (rodzice mają na to świetne wytłumaczenie: niech maluch ma dzieciństwo; jeszcze zdąży w życiu przeczytać jakąś książkę). Oba przypadki należą oczywiście do skrajnych. Warto więc znaleźć złoty środek: zadbać o przyszłość dziecka i pozwolić mu na zabawę i wypoczynek. Z całą pewnością do książki Chua powinniśmy zajrzeć. Bo nawet w najdziwniejszych metodach może być coś interesującego.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze