Wonie, odory i fetory
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuO zapachach chciałam napisać już dawno. Ale trudno ubrać w słowa doznania węchowe, oddać za pomocą liter ogromny i fascynujący świat najdelikatniejszych woni. Spróbuję jednak, bo umieram z ciekawości, by dowiedzieć się, czy inni ludzie odbierają rzeczywistość podobnie jak ja. Dla mnie świat składa się przede wszystkim z zapachów.
O zapachach chciałam napisać już dawno. Ale trudno ubrać w słowa doznania węchowe, oddać za pomocą liter ogromny i fascynujący świat najdelikatniejszych woni. Spróbuję jednak, bo umieram z ciekawości, by dowiedzieć się, czy inni ludzie odbierają rzeczywistość podobnie jak ja.
Dla mnie świat składa się przede wszystkim z zapachów. Dzieciństwo pachnie spienioną rzeką. Córka mlekiem i solą. Ocean wodnymi zwierzętami i ich skomplikowaną fizjologią. Wakacje oborą. Amsterdam to curry. Różne okresy w życiu pozamykane mam w butelkach perfum, których resztki zawsze zostawiam na dnie wyrafinowanych, wymyślnych butelek. Trzymam je w szufladzie komody i czasem odbywam dzięki nim podróże w czasie. Podnoszę korek i znów mam dziewiętnaście lat: nie dostałam się na studia i pracuję jako kelnerka w kasynie. Nie lubię tego zapachu. Niebieska butelka: świetnie się bawię z grupą przyjaciół, szalony czas niemal codziennych imprez, na które człowiek miał przedziwne, niespożyte siły. Wącham i czuję się lekka, uśmiecham się od ucha do ucha. Fiolka z długą szyjką: ależ jestem zakochana…
Dużo mam tych butelek. Dobre perfumy były dla mnie zawsze priorytetem, od kiedy jako szesnastolatka zaczęłam w każde wakacje zarabiać za granicą. Część niewielkiej pensji pokojówki, sprzątaczki czy członkini ekipy remontowej szła najpierw na wielką butlę ekskluzywnego zapachu, długo i starannie wybieranego. Zamęczałam pytaniami różne panie w różnych krajach. Wąchałam, psikałam, czekałam, aż zapach się rozwinie, ułoży, otuli mnie swoim bukietem. Sprawdzałam, jak to jest czuć go na włosach rano, zaraz po obudzeniu i jak reagują na niego nie tylko najbliżsi, ale i najdalsi: współpasażerowie w środkach komunikacji miejskiej i wiejskiej. Czy ludzie, którzy siedzą obok w kinie czy w teatrze, odsuwają się ode mnie ze wstrętem, czy nieświadomie przysuwają, chcąc zbliżyć do źródła miłej dla nosa woni?
Są kobiety, które używają całe życie jednego zapachu. Świadczy to ponoć o ich klasie. Być może nie mam klasy, ale nie umiem zrezygnować z całego świata egzotycznych woni na rzecz jednej kompozycji, choć mam zapach, do którego wracam od lat z uporem maniaka. Uważam, że jest to zapach doskonały, idealny, że to zapachowa nirwana (nie mogę podać jego nazwy, bo byłaby to kryptoreklama). Upajam się nim i cieszę, że przez te wszystkie lata maniakalnego węszenia i wąchania tylko raz poczułam go na innej kobiecie, taki jest niepopularny. Co ciekawe, wzbudza najrozmaitsze reakcje: słyszałam, że pachnie jak odświeżacz do toalety, jest „trochę ruskawy” (rozśmiesza mnie to określenie za każdym razem, kiedy sobie je przypomnę) albo że tak pachną babcie, które podążają na poranną niedzielną mszę, wcierając za ucho jakieś mikstury ocalone z czasów okupacji. Mnie zapach moich perfum kojarzy się z czerwonym aksamitem, luksusem i najwyższym wyrafinowaniem.I jeszcze jedno – moje ukochane perfumy pachną zupełnie, całkowicie inaczej na różnych osobach. Nie chodzi o jakieś niewielkie i oczywiste zmiany w bukiecie, ale o całkowitą zmianę. Na mnie pachną korzeniami, na innych ludziach bywają słodkie, gorzkie, czasem pozbawione głębi. Zapach-kameleon. Szczyt perfumiarskich dokonań.
Ale żeby nie było zbyt słodko, korzennie czy nawet „ruskawo”, trzeba powiedzieć, że świat nie składa się tylko z miłych dla nosa woni. Doświadczamy tego zjawiska każdego dnia, zwłaszcza przy upałach. Szczególnie w środkach komunikacji miejskiej i na innych niewielkich przestrzeniach, które musimy dzielić z innymi ludźmi. Jak wielkim brakiem szacunku wykazują się niektórzy w stosunku do innych ludzi i jak trudno powiedzieć komuś, że zwyczajnie śmierdzi…
Pewna moja znajoma jest psychologiem pracującym z alkoholikami. Miała kiedyś problem – jak dać do zrozumienia jednemu ze swoich pacjentów, że powinien się czasem umyć, zmienić ubranie, wyszorować zęby. Wreszcie, udręczona przebywaniem z nim w jednym pokoju, zdecydowała się powiedzieć mu wprost, co czuje, kiedy z nim się widzi. Facet zareagował spokojnie, jakby słowa znajomej nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Ale następnym razem przyszedł umyty i pachnący. Trudno jednak pouczać kogoś w spożywczym czy w bibliotece, poza tym w ogóle trudno pouczać innych – przynajmniej ja nie potrafię. A niektóre smrody bywają tak dokuczliwe, że czuje się je cały dzień obłąkańczo, choć źródło smrodu wysiadło na przystanku w Śródmieściu. Kiedy tak czuję smród bliźnich, zastanawiam się, czy oni nie czują swojego odoru? Nie przeszkadza im, kiedy sami ze sobą siadają do stołu, by zjeść obiad? Dlaczego się nie myją?
W sumie, jak się zastanowić, ludzkość przez wiele wieków śmierdziała i śmierdzenie ma długą tradycję. Święta Małgorzata została nawet świętą, bo nie dotykała swojego grzesznego ciała przez długie lata, nie myjąc się i nie bacząc na toczące ją robactwo. W muzeach można czasem spotkać maleńkie wyrafinowane młoteczki, którymi damy w baroku i rokoku tłukły wszy gnieżdżące się pod ich bujnymi, białymi perukami. W Wersalu nie było toalet i wszyscy załatwiali się albo do kominków, albo innych zacisznych kątków. Nie chcę już ciągnąć tego wątku, bo mój obdarzony wyobraźnią nos wysyła do mózgu liściki, po których zaczyna mi się robić trochę niedobrze. Kiedy pomyślę o odorze niemytych od dawna ciał, ubranych w nieprane nigdy, ciężkie od brokatu ubrania, spryskanych obficie perfumami… Znów się wzdragam i nic nie poradzę, że taki ze mnie węchowy francuski piesek. Mam tak, od kiedy pamiętam.
Być może z czytelnikami uda się wyjaśnić zagadkę śmierdzących ludzi?
Życzę samych miłych woni: pełzającej wieczorem maciejki, „nieruskawych” perfum, słodkich, choć niewyczuwalnych dla nosa feromonów, świeżo zmielonego pieprzu, paczuli, lipy, rumianku, tymianku…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze