Wyższość
JOANNA BUKOWSKA • dawno temuJednego dnia w jednej gazecie znalazłam dwa ogłoszenia, jedno pod drugim. Pierwsze chciało zatrudnić wykwalifikowana asystentkę ze znajomością języków co najmniej dwóch poza rodzimym, aparycją, wykształceniem wyższym, doświadczeniem i takimi tam, a drugie głosiło, że potrzebny jest niewykwalifikowany robotnik, co do którego nie ma w zasadzie żadnych wymagań, poza tym, żeby był robotnikiem, o co w końcu nie tak trudno. Tej pierwszej proponowano tysiąc złotych, a temu drugiemu tysiąc złotych, czyli tyle samo, czyli, że niby sprawiedliwie, demokratycznie i po równo, czyli muszę przyznać, że ja z tej demokracji niewiele chyba rozumiem.
Uwaga. Proszę tego absolutnie nie czytać. Będę bowiem teraz udowadniać wyższość mężczyzny nad kobietą.
Jak się czegoś nie rozumie, należy to sobie zracjonalizować. Przystąpmy zatem do dzieła. Nadmieniam, że przystępuję do dzieła będąc na urlopie. Niebo niebieskie nade mną, prawo moralne we mnie, a niewykwalifikowany robotnik – tak się akurat złożyło – za moimi plecami. Rżnie piłą drewno na opał i przeszkadza mi w pracy intelektualnej. Za swoje rżnięcie piłą dostaje tyle ile kobieta za pracę intelektualną. Przyjrzyjmy mu się z bliska.
Po pierwsze: co za szalone ryzyko zawodowe! Niewykwalifikowany robotnik szaleje z piłą tak, że obawiam się o rozmaite części jego ciała, na których pozbawienie się przy pomocy piły miałby znacznie mniejsze szanse, gdyby podniósł swoje kwalifikacje. Co może obciąć sobie inteligentna kobieta? Najwyżej paznokieć. Kolejna rzecz: jakże on ogromnie brudzi sobie swoje ubranko! I to jakie ubranko! Ubranko specjalistyczne, ubranko posiadające kwalifikacje lepsze niż sam robotnik. Za takie ubranko musi zapłacić więcej niż asystentka za swoje deniklery i wersacze. Prawdopodobieństwo uszkodzenia ubranka wersacze podczas siedzenia przy komputerze nie może równać się z prawdopodobieństwem przypadkowego zniszczenia ubranka specjalistycznego podczas wymachiwania piłą (chyba siądę trochę dalej).
Niewykwalifikowany robotnik zakończył rżnięcie i przystąpił do ładowania drewna na taczki. Jakby na chwilę zamarł w ruchu, można by go prezentować jako całkiem przyjemny socrealistyczny pomnik. Mięsień mu się naprężył pod specjalistycznym ubrankiem, grymas wysiłku wylazł na oblicze, żadna myśl nie marszczy gładkiego czoła, prócz tej jednej, jasnej: naładować drewno na taczki. Co za wspaniały w swej prostocie plan marketingowy! Wykwalifikowana asystentka, by stworzyć plan marketingowy zużywa mnóstwo energii (swojej i tej, za którą płaci się w elektrowni), mnóstwo papieru (niszczy lasy i środowisko), wykonuje setki telefonów (przez takie jak ona satelity zaśmiecają kosmos), a od stworzenia planu do jego realizacji mija tyle czasu, że przy wypłacie właściwie już nie wiadomo za co się płaci. A tutaj mówisz – i masz. Od razu, natychmiast, czasem jeszcze z bonusem pod postacią urżniętego palca.
Idźmy dalej: niewykwalifikowany robotnik musi wszak coś jeść, czasem nawet więcej niż wykwalifikowany, bo z racji braku kwalifikacji niektóre czynności powtarza po wiele razy, zaczem zużywa więcej kalorii, zaczem musi je w jakiś sposób uzupełniać. Uzupełnianie kalorii przez asystentki jest nawet niewskazane i na ogół jedyne co asystentki powinny robić z kaloriami, to je liczyć, broń Boże nie spożywać, czyli odpadają nam tu wszelkie koszta związane z zakupem żywności i staje się rzeczą jasna, że asystentki nie muszą więcej zarabiać.
Normalna asystentka powinna być dwadzieścia cztery godziny na dobę przy swoim szefie, a wiadomo, że normalny niewykwalifikowany robotnik posiada dom i rodzinę, którą musi utrzymać, czyli ja w ogóle nie rozumiem o co tyle krzyku, wyższość robotnika nad asystentką jest już właściwie udowodniona, chyba żeby mi się zechciało zanudzać Państwa kolejnymi jej przykładami.
Uprzejmie poinformowałam obserwowanego przeze mnie niewykwalifikowanego robotnika, że jest przedmiotem moich obserwacji w takim to a takim celu. Rozdziawił paszczę, a potem podszedł do mnie z piłą, taczkami oraz jeszcze jednym nierozpoznawalnym przeze mnie akcesorium robotniczym i wtedy doszedł mi kolejny, znaczy się – koronny argument na temat wyższości mężczyzn nad kobietami.
Mężczyźni rzeczywiście są wyżsi. Na ogół dobre dwadzieścia centymetrów.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze