"Elitarni", Jose Padilha
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuNagrodzony Złotym Lwem zwycięzca tegorocznego festiwalu w Berlinie to oparte na faktach, mocne i sugestywne kino ukazujące życie brazylijskich slumsów, widziane oczami policjantów. To kolejny dowód na to, że Brazylijczycy potrafią już kręcić światowe kino nieodbiegające od standardów hollywoodzkich. Sprawne kino sensacyjne, mocne i sugestywne.
Nagrodzony Złotym Lwem zwycięzca tegorocznego festiwalu w Berlinie to oparte na faktach, mocne i sugestywne kino ukazujące życie brazylijskich slumsów.
Dzielnice biedy Rio de Janeiro to teren pozostający pod kontrolą gangów. Kiedy zawodzą siły policyjne (a dzieje się to każdego dnia), do akcji wkracza BOPE — elitarna jednostka brazylijskiej policji. Funkcjonariusze BOPE wygrywają kolejne bitwy z gangsterami, ale ma to swoją cenę: tytułowi Elitarni stoją ponad prawem, strzelają bez ostrzeżenia, zabijają bez żadnych konsekwencji, stosują sadystyczne metody przesłuchań. Krok po kroku przejmują metody działania środowisk, które mieli zwalczać. Poznajemy kapitana Nascimento, jednego z dowódców BOPE. Wypalony, złamany stresem, oczekujący narodzin dziecka chce porzucić swoje dotychczasowe zajęcie. W tym momencie dostaje zadanie: ma oczyścić teren od lat pozostający centralnym obszarem wojny gangów (w trakcie najbliższej pielgrzymki ma nocować tam Jan Paweł II). Nascimento wie, że nie podoła; rozpoczyna gorączkowe poszukiwanie następcy. W trakcie morderczych szkoleń BOPE (na stu chętnych kurs kończy zwykle dwóch-trzech policjantów) zwraca uwagę na dwóch nowicjuszy: niespecjalnie rozgarniętego, ale pełnego pasji Nato i rozczarowanego sytuacją młodego prawnika Andre.
W ciągu ostatnich kilku lat brazylijskie kino zrobiło niezwykły skok. Ta młoda, raczkująca wręcz kinematografia podbiła świat. Głównie za sprawą mocnych i bezkompromisowych obrazów ukazujących życie warstw najbiedniejszych (Miasto Boga, Carandiru). Elitarni mają być kolejnym krokiem na tej drodze. Więcej — mają być demonstracją możliwości tamtejszej kinematografii. Przy realizacji tego obrazu spotkała się śmietanka nowego brazylijskiego kina, za kamerą stanął Jose Padilha, autor głośnego na całym świecie dokumentu Autobus 174. Nad ostateczną wersją scenariusza pracował nominowany do Oscara za Miasto Boga Braulio Mantovani. Nie zapomniano o tym, co dało siłę brazylijskim produkcjom, a więc o bliskim kontakcie z realiami. I tak pierwszą wersję scenariusza opracował autentyczny oficer BOPE (Rodrigo Pimentel), jedną z głównych ról gra (wyśmienicie zresztą) naturszczyk — brazylijski raper Andre Ramiro. Efekty ich pracy przyniosły owoc w postaci wyśmienitego filmu. Ale czy dość wyśmienitego, by mógł stanąć w jednym rzędzie ze wspomnianymi już Carandiru czy Miastem Boga? I tak, i nie.
Napisałem, że tak, ponieważ mamy tu zupełnie nową perspektywę. Do tej pory oglądaliśmy świat brazylijskich slumsów z perspektywy przestępców, tym razem widzimy go oczami policjantów. To właśnie obraz władz i służb porządkowych jest wielką zaletą Elitarnych. Widzimy organizacje nie tylko doszczętnie skorumpowane (to akurat nie jest już żadnym zaskoczeniem), ale także do cna zepsute moralnie i całkowicie nieskuteczne. Władza, jaką sprawują przestępcy, sięga tak daleko, że nawet pomoc humanitarna może funkcjonować jedynie za jej zgodą. A policja? Nie tylko nie może, ale nawet nie ma ochoty działać, statystyki zapełnia bezsensownym użyciem przemocy względem najmniej groźnych mieszkańców slumsów. I nie może to być obraz daleki od prawdy, dowiódł tego wpierw skandal, a później szeroka dyskusja społeczna, jaką Elitarni wzbudzili w rodzimej Brazylii.
Obraz broni się także na płaszczyźnie realizacyjnej, to kolejny dowód na to, że Brazylijczycy potrafią już kręcić światowe kino nieodbiegające od żadnych standardów, w tym od standardów hollywoodzkich. Elitarni dynamiką i brawurą, z jaką wykonano zdjęcia, przypominają produkcje z fabryki snów, takie jak np. Helikopter w ogniu.
Gdzie są więc sugerowane już argumenty na "nie"? Co najmniej w dwóch miejscach. Przy całej swojej ogromnej sile paradokumentu społecznego Elitarni pozostają (niestety) przede wszystkim sprawnym kinem sensacyjnym. Doskonale odmalowano tutaj tło społeczne, oddano towarzyszące mieszkańcom Rio de Janeiro bezradność i zwątpienie, ale wszystko to jest jedynie tłem dla niezwykle efektownie zmontowanych strzelanin, pościgów itd.
Drażni też chwilami jednowymiarowość ukazanego tutaj świata. Twórcy Miasta Boga czy Carandiu doskonale rozumieli, że aby wiarygodnie ukazać piekło, trzeba zarysować funkcjonujące w jego obrębie tzw. normalne życie z jego ciemnymi, ale też jasnymi stronami. W Mieście Boga najmocniej szokowały nie stosy trupów, ale to, że pomiędzy tymi stosami trwało zwykłe życie, ludzie cieszyli się, bawili, kochali, walczyli o normalne życie w takim świecie, jaki został im dany. Dopiero zestawienie tych dwóch płaszczyzn tworzyło prawdziwy, wiarygodny obraz piekła na ziemi. Tego w Elitarnych niestety zabrakło. Pokazany tutaj świat o nic nie walczy, bo dawno wszystkie walki przegrał. I nawet jeżeli nie odbiega to od prawdy, trudno pozbyć się wrażenia, że Elitarni to film z tezą, to obraz, który nie pozostawia obszaru dla dialogu z widzem. Możemy jedynie w pełni zaakceptować (serwowany z otwarcie dydaktycznym zacięciem) punkt widzenia twórców filmu.
Reasumując, Elitarni pozostają krok w tyle za najlepszymi brazylijskimi produkcjami ostatnich lat, co nie zmienia faktu, że wchodzący właśnie na nasze ekrany film to kino mocne, sugestywne i ważne. Pomimo drobnych wątpliwości zdecydowanie polecam.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze