Oswój leśnego potwora
MONIKA SZYMANOWSKA • dawno temuZastępy wroga czyhają na nas od kwietnia do października, ale największe zagrożenie występuje w miesiącach letnich. Mowa oczywiście o kleszczach, przed którymi musimy chronić siebie, nasze dzieci i zwierzaki. Warto jednak dokształcić się i przed nagonką posłuchać głosu rozsądku. Nie taki diabeł straszny!
Profilaktyka chorób odkleszczowych
Jest prosta, wymaga jedynie konsekwencji, wyrobienia w sobie pewnych nawyków.
Od maja do września, czyli w okresie najgęstszych „nalotów”, do lasu a nawet zwykłego parku miejskiego powinniśmy odpowiednio się ubierać, zwłaszcza na długie wędrówki, a ze względu na wysoką temperaturę często to zalecenie lekceważymy. Postarajmy się – w końcu, gdzie drzewa, tam cień, prawda?
Najlepsza kreacja to: kalosze, długie spodnie i koszula z rękawami, szal lub postawiony kołnierz, nakrycie głowy z szerokim rondem. Pamiętajmy o gładkich, śliskich tkaninach. Preparatów odstraszających nie pryskamy bezpośrednio na skórę, by uniknąć podrażnień. Kleszcze wczepiają się w co się da, a potem wędrują po nas w poszukiwaniu łatwo dostępnych naczyń krwionośnych pod skórą – dlatego właśnie chronimy stopy i nogi, ręce w zgięciu łokci, szyję i skórę głowy.
Po powrocie do domu robimy sobie, najlepiej z pomocą domownika, inspekcję ciała w poszukiwaniu kleszczy lub śladów po nich – zaczerwienień, ewentualnie bardzo groźnego rumienia wędrującego, który wymaga natychmiastowej interwencji lekarza.
Kleszcza nie smarujemy masłem, „jak babcia kazała”, ani nie wykręcamy pęsetą. Domowe sposoby grożą pozostawieniem główki w ciele, a w następstwie – powstaniem niegojącej się, ropiejącej rany i infekcji. Najlepiej mieć pod ręką specjalne urządzenie do usuwania kleszczy wraz z instrukcją, kupione w aptece. Przyda się ono również do odkleszczenia pupila, któremu przez minimum 3 miesiące (czerwiec, lipiec, sierpień) a najlepiej od kwietnia do października powinniśmy co miesiąc aplikować na grzbiet weterynaryjny preparat przeciwkleszczowy sprawdzonej firmy.
Trafna diagnoza i leczenie
To już bardziej skomplikowany problem, którego jednak – uwaga — nie powinniśmy demonizować. Tymczasem w Polsce (podobnie jak na całym świecie, zwłaszcza w USA) zwalczają się dwie frakcje w podejściu do boreliozy z Lyme – najczęstszej choroby kojarzonej z ukąszeniem kleszcza.
Zdaniem jednej grupy lekarzy (i borykających się przez całe życie z „tajemniczą chorobą” pacjentów) borelioza jest schorzeniem o licznych i groźnych powikłaniach, atakującą mnóstwo narządów, łącznie z sercem, wymagającą wieloletniego leczenia antybiotykami – przypomnijmy, także wyniszczających organizm, zwłaszcza wątrobę i nerki. Borelioza zdaniem niektórych może być śmiertelna.
Frakcja druga zarzuca przede wszystkim służbie zdrowia pochopność diagnoz i niefachowość w leczeniu. Postęp w medycynie, wedle tej opcji, pozwala uporać się z boreliozą podobnie jak np. z gruźlicą, co dawniej było niemożliwe. Prawidłowa interpretacja obrazu krwi oraz objawów zewnętrznych winna skutkować starannie dobraną do szczepu bakterii kuracją antybiotykową w jednej, dwu lub maksimum trzech seriach, co trwa od 2 do 8 tygodni. Pewne dolegliwości, związane z obecnością patogenów we krwi, mogą się utrzymywać dłużej. Należy je leczyć niesterydowymi lekami przeciwzapalnymi i przeciwbólowymi.
Tymczasem, na forach roi się od spornych relacji – nie tylko ze strony lekarzy, lecz przede wszystkim pacjentów. Każdy swoją boreliozę (lub błędną diagnozę) przeżył inaczej. Bywa, że bombardowany chemią pacjent cierpi przez całe życie, choć był… zupełnie zdrowy. Innym razem z gabinetu wychodzi z kwitkiem osoba naprawdę zakażona i wymagająca fachowego leczenia.
Jak połapać się w tym gąszczu opinii? Jeśli już nieszczęśliwym trafem wylądujesz u lekarza w wyniku ukąszenia kleszcza, zadawaj jak najwięcej pytań i proś o uzasadnienie tej czy innej procedury. Pokaż, że zdajesz sobie sprawę, z czym masz do czynienia, i przyszłaś na wizytę dobrze przygotowana.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze