Wiedza dobra na wszystko
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuNa edukację nigdy za późno. Szczególnie dziś, kiedy uczelnie produkują zawrotne ilości magistrów i licencjatów, marzących o zawojowaniu rynku pracy. Ta zasada dotyczy nie tylko osób bez ukończonych studiów wyższych, ale i, co ciekawe, pracowników naukowych oraz pacjentów. Kolejny przegląd prasy poświęcamy więc nauce, zdrowiu oraz... Internetowi, bez którego większość z nas nie wyobraża sobie życia.
Dobrą wiadomość przekazuje nam tygodnik Newsweek Polska. Dzięki programowi Pomost Fundacji na rzecz Nauki polskiej dziesięć mam ze stopniem naukowym doktora otrzymało dofinansowanie o łącznej wartości ponad 5,5 mln złotych. Dzięki temu kobiety, które przerwały swoją pracę naukową, będą mogły wrócić do zaawansowanej pracy. Pojedynczy grant dla mamy — naukowca wyniósł 553 tys. zł. Jedna z laureatek projektu, dr Dorota Pierścińska mówi: Po powrocie z urlopu macierzyńskiego młode mamy często pozostają w swoistym zawieszeniu. Projekty, w których realizację były zaangażowane przed urlopem macierzyńskim zakończyły się, albo ich miejsce zajął ktoś inny. Z kolei Danuta Pawlak z Fundacji na rzecz Nauki Polskiej twierdzi, że zaledwie co piąta kobieta, która rozpoczyna karierę naukową, zdobywa tytuł profesorski. Kobiety rezygnują z kariery naukowej przede wszystkim ze względu na warunki trudne dla zdrowia, brak wsparcia i problemy związane z powrotem do działalności badawczej po urodzeniu dziecka. Co ważne, swój udział w programie mogli deklarować również mężczyźni, którzy korzystali z urlopów lub przerw w pracy związanych z posiadaniem dziecka, a trwających nieprzerwanie przez co najmniej 6 miesięcy.
Program prowadzony przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej wciąż trwa. Do końca 2015 roku mamy i ojcowie zajmujący się pracą badawczą mogą otrzymać granty, dzięki którym powrócą do pracy po przerwie związanej z opieką nad dzieckiem.
Źródło: 5,5 mln złotych dla młodych mam-naukowców, Newsweek
***
W dzienniku Rzeczpospolita pojawił się ciekawy artykuł o współczesnych pacjentach. Jak pisze Izabela Filc Redlińska w tekście noszącym tytuł Ucz się, pacjencie, gratis ucz przewlekle chorzy, którzy kończą szkoły dla pacjentów, aż o 50% rzadziej trafiają do szpitala. Dlaczego tak się dzieje? Przyczyna jest prosta: jeśli wiemy, w jaki sposób profesjonalnie zadbać o swoje zdrowie (szczególnie, jeśli coś poważnego nam dolega), to możemy uniknąć komplikacji, które zmuszą nas do wizyty w przychodni lub szpitalu. Jak zdobyć taką wiedzę? Na zajęciach dla pacjentów. Otóż są one prowadzone w Centrum Edukacji Chorych Przewlekle, znajdującym się przy Szpitalnym Oddziale Ratunkowym Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Szkoła działa od roku i już może poszczycić się sukcesami: […] przeszkolono w niej ok. 600 chorych z cukrzycą, nadciśnieniem tętniczym, astmą i przewlekłą obturacyjną chorobą płuc (POChP). Jak wynika z wyliczeń […] 20 tys. zł zainwestowanych w edukację 100 astmatyków pozwala zaoszczędzić 88 tys. zł, które trzeba by było wydać na leczenie zaostrzeń ich choroby. W artykule Izabeli Filc Redlińskiej znajdziemy fragmenty rozmowy z 49-letnią Anną Przybysz - pacjentką cierpiącą na ciężką astmę. Pani Anna mówi: Z początku wątpiłam w ich [szkół dla pacjentów] sensowność. Myślałam: po co mi uczyć się, jak kasłać. Teraz do uczestnictwa w nich namawiam innych. Leki na astmę będę brała do końca życia. Dzięki uczestnictwu w zajęciach Anna Przybysz poznała budowę dróg oddechowych astmatyka, który nie bierze leków. Dowiedziała się także, że środek, który odstawiła po trzech dniach (ze względu na to, że nie działał) uaktywnia się dopiero po dwóch tygodniach.
Doktor Przemysław Kardas z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, badający zjawisko nieprzestrzegania zaleceń terapeutycznych, twierdzi, że szkoły dla pacjentów pozwalają nadgonić brak czasu ze strony lekarzy. Tym bardziej że za jednym zamachem jeden pracownik służby zdrowia edukuje kilkunastu chorych. Więcej o szkołach dla pacjentów, ich historii i dzisiejszym funkcjonowaniu, znajdziemy w dzienniku Rzeczpospolita.
Źródło: Ucz się, pacjencie, gratis ucz, Rzeczpospolita
***
Internet to dla niektórych jedyne źródło informacji. Biblioteki i czytelnie świecą pustkami, opiniotwórcza prasa jest czytana coraz rzadziej, a Internet rozwija się z prędkością światła. Nad fenomenem sieci internetowej zastanawia się Piotr Stasiak, publicysta tygodnika Polityka, autor rozmowy z Nicholasem Carrem - amerykańskim badaczem Internetu, autorem książki Płycizny – czyli co internet robi z naszymi mózgami. Rozmowa poświęcona jest wpływowi sieci na nasze myślenie i funkcjonowanie mózgu. Jak pisze Piotr Stasiak, publikacje Carra podważają tezę zwolenników ewolucji, którzy twierdzą, że nawet jeśli sieć wywołuje realne fizyczne zmiany w naszych głowach, to wciąż trzeba wielu pokoleń, aby się uwidoczniły. Według Carra wszystko to dzieje się już teraz, bowiem mamy do czynienia z gigantyczną rewolucją w intelektualnej historii ludzkiego gatunku. Włączając przeglądarkę internetową trafiamy do wirtualnej rzeczywistości, nasycającej nasz umysł nadmiarem informacji i rozpraszającej naszą koncentrację. Efekt jest prosty: zamiast przyswajać wiedzę, doświadczamy powierzchownej lektury, w której przerzucamy informacje, zniechęcając nasz mózg do głębokiego namysłu. Jak zjawisko to wpłynie na ludzki gatunek? Rozwinie nas, a może doprowadzi do skarłowacenia? O tym w fascynującej rozmowie, zamieszczonej w tygodniku Polityka.
Źródło: Umysł przeładowany, Polityka
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze