Oszaleli na starość
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuZnacie to przysłowie? Wulgarne, ale obrazowe: głowa siwieje, d... szaleje. Dotyczy głównie życia erotyczno-miłosnego, ale nie tylko. Istnieje grupa ludzi, którzy na emeryturze całkowicie zmieniają swoje życie. To często ostatni moment, by spełnić marzenia. Nowa żona, nowy kontynent, nowa praca? Nieciekawą egzystencję można zmienić w każdej chwili, wystarczy chcieć. Jednak jest ktoś, kto na takie zmiany reaguje alergicznie: dorosłe dzieci.
Znacie to przysłowie? Wulgarne, ale obrazowe: głowa siwieje, d… szaleje. Dotyczy głównie życia erotyczno-miłosnego, ale nie tylko. Istnieje grupa ludzi, którzy na emeryturze lub w jej okolicach nagle całkowicie zmieniają swoje życie. To często ostatni moment, by spełnić marzenia. Nowa żona, nowy kontynent, nowa praca? Nieciekawą egzystencję można zmienić w każdej chwili, wystarczy chcieć. Jednak jest ktoś, kto na takie zmiany reaguje alergicznie: dorosłe dzieci.
Beata z Warszawy ma dwadzieścia osiem lat, męża i małą córeczkę. Do tej pory małżeństwo rodziców stawiała sobie za wzór do naśladowania. Marzyło jej się, że na emeryturze będzie, tak samo jak oni, chodzić z mężem za rękę do parku. Jej rodzice szanowali i kochali się całe życie. Aż tu nagle…
— Mój ojciec znalazł sobie nową, „lepszą”, żonę. To jest taka banalna historia, że aż wstydzę się o tym mówić. Trzydzieści lat, niezbyt bystra blondynka z dużym biustem… O czym on z nią rozmawia? Pojęcia nie mam. Są z dwóch różnych światów. Mój ojciec ma doktorat, całe życie obracał się w towarzystwie ludzi kulturalnych, aż tu nagle okazało się, że tym, czego naprawdę mu trzeba do szczęścia, jest kobieta z połową jego IQ. I nie, nie jestem uprzedzona. Rozmawiałam z nią, bo ojciec twierdzi, że Jola powinna zostać częścią naszej rodziny. No, niestety, to się chyba nie uda.
Ojciec Beaty nie tylko się rozwiódł, ale zostawił żonę w nieciekawej sytuacji finansowej. W pogoni za nowością nie wziął pod uwagę uczuć całej rodziny:
— Może mogłabym to wszystko jakoś mu wybaczyć, ale ojciec nie zachował się z klasą. Zostawił mamę dosłownie z dnia na dzień. Wypłacił ich wszystkie oszczędności, żeby łatwiej mu było rozpocząć „nowe życie”. Mama została z dużymi opłatami i swoją, mniejszą niż jego, emeryturą. Bo choć pracowała, to kilka lat spędziła na urlopie wychowawczym, żeby zajmować się mną i bratem. Czyli ich wspólnymi dziećmi. Teraz musi za to pokutować, jakby zrobiła coś złego. Uważam, że w takiej sytuacji ojciec powinien jej pomagać. A on jest zdania, że nie ma żadnych zobowiązań, czuje się wolny jak młody bóg. Jeden z tego wszystkiego morał dla mnie: nie ufać mężczyźnie w stu procentach, bo czasami nawet po trzydziestu latach wspólnego życia może cię wyrolować.
A najgorsze, że ojciec powtarza ciągle te banały o nowym życiu, drugiej młodości (no, chyba trzeciej lub czwartej). Chodzi ubrany jak trzydziestolatek z odzysku, nawet włosy zaczął farbować. W tym wszystkim dopinguje go Jola. Ciekawa tylko jestem, czy nowa miłość będzie się nim opiekować, kiedy zacznie chorować na starość? Pewnie też wymieni go na „lepszy model”, taki bezawaryjny. A ojciec na moją pomoc niech wtedy nie liczy.
Mniej dramatyczny przebieg mają „szaleństwa” matki Macieja, inżyniera z Mazur. Emerytowana urzędniczka, która całe życie spędziła w jednym miasteczku, w okolicach sześćdziesiątki uznała, że czas wreszcie zwiedzić świat.
Maciej mówi:
— Mamie bardzo dużo zawdzięczam. Wcześnie została wdową, więc ciężko pracowała, żeby wykształcić mnie i rodzeństwo. Jestem z niej dumny i uważam, że czas emerytury powinien być już tylko dla niej. Ale trochę mnie zaskoczyło, że ona też tak uznała… Mama obwieściła, że zaczyna realizować marzenie swojego życia: podróże. Najczęściej mówiła o Meksyku i Brazylii. Odkąd pamiętam, zbierała zawsze książki geograficzne, albumy ze zdjęciami zabytków i tym podobne rzeczy. Ale nigdy nie było jej stać, by te wszystkie piękne miejsca zobaczyć. No i szczerze mówiąc, zawsze myślałem, że to tylko takie gadanie. Wiele osób przecież twierdzi, że chciałoby coś zrobić, a jak przychodzi co do czego, to sobie odpuszczają.
Ale kiedy tylko moje siostry i ja wyprowadziliśmy się z domu, mama go sprzedała i kupiła sobie kawalerkę. Potem poszła na półroczny kurs hiszpańskiego. A pozostałe pieniądze wydaje teraz na podróż po Ameryce Łacińskiej. Wraca dopiero za dwa miesiące. Rozumiecie, pani po 60-tce z małego miasteczka! Właśnie wczoraj napisała do mnie mejla ze swojego wymarzonego Meksyku. A po powrocie ma zamiar jeszcze „skoczyć” do Moskwy i na Syberię, już tylko na dwa tygodnie. Mówi o tym, jakby to był weekend nad Wigrami.
Okazuje się, że jednym z powodów, dla których dorosłe dzieci mają pretensje do swoich rodziców-rewolucjonistów są… pieniądze:
— Mam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, że mama realizuje swoje marzenia. Nikomu tym krzywdy nie robi. Z drugiej, jak pomyślę, ile to wszystko kosztuje… Niby dom był jej, miała prawo go sprzedać. Ale obie moje siostry twierdzą, że powinna podzielić się z nami tymi pieniędzmi. Jesteśmy przecież jej dziećmi, mamy już swoje rodziny i dużo wydatków. No, ale czy powinna te pieniądze oddać nam, a sama jechać do Ciechocinka na turnus dla seniorów?
Hania, nauczycielka z Krakowa, nie ma wątpliwości, że jej matka na starość zdradza objawy szaleństwa. Siedemdziesięcioletnia pani Jadwiga, przez całe życie polonistka w szkole średniej, postanowiła, że na emeryturze zajmie się tym, co zawsze chciała robić: fryzjerstwem.
Hania mówi:
— Naprawdę nie mam nic przeciwko fryzjerkom, ale moja mama? To jakieś wariactwo. Twierdzi, że poszła na studia, bo w naszej dobrej krakowskiej rodzinie nie wypadało inaczej. Ale tak naprawdę, to zawsze chciała czesać ludziom włosy. Teraz już wiem, dlaczego w dzieciństwie miałam zawsze najwymyślniejsze fryzury w całej klasie. W ten sposób mama próbowała się wyżyć.
Zna swoją mamę już prawie czterdzieści lat i nigdy nie spodziewała się, że na starość postanowi ona przemeblować swoje życie:
— Jako nauczycielka była lubiana i szanowana. Dostawała nagrody, medale, odznaczenia… Myślałam, że na emeryturze… no, na przykład pomoże mi przy dzieciach. Albo będzie śpiewać w kościelnym chórze. Albo sadzić kwiatki i chodzić na cmentarz. Przecież emerytki tak właśnie robią! A ona zapisała się na kurs fryzjerstwa i zdała jakiś egzamin, teraz chodzi po ludziach i obcina im włosy. Najciekawsze, że znalazła niszę na rynku – te wszystkie starsze panie darzą ją zaufaniem, bo wiedzą, że zrobi im „klasyczne” fryzury. Mama zastanawia się poważnie nad unijnym dofinansowaniem – podobno są jakieś programy, które aktywizują emerytów na rynku pracy. Mogłaby dostać nawet pieniądze na otwarcie zakładu.
Hania cieszy się, że mama ma swoją pasję, że nie jest emerytką, która drzemie przed telewizorem. Ale boi się, co na to znajomi i przyjaciele:
— To wszystko wygląda tak, jakby miała za niską emeryturę i potrzebowała dorobić. Już nawet nasi znajomi o tym wiedzą… Muszę się tłumaczyć, że mama ma dość pieniędzy. Po prostu wstydzę się tego, co ona wyrabia. Mąż mówi, że jestem przewrażliwiona. Moje dzieci też uważają, że przesadzam. Córka spytała, czy ma mnie wyśmiewać, jeśli na emeryturze będę na przykład chciała zostać manikiurzystką albo malarką pokojową. Jednym słowem, cała rodzina jakoś to przyjęła, ja jedna sobie nie radzę. Ciekawe tylko, co powiedzą, kiedy za dwadzieścia lat obwieszczę im, że zakładam restaurację? Bo tak naprawdę, zawsze uważałam gotowanie za fajniejsze zajęcie od uczenia. Liczę wtedy na ich wsparcie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze