Praca, która zjada życie
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuW ostatnich kryzysowych latach pracujemy więcej, otrzymując za to mniejsze wynagrodzenie. Firmy zwalniają część pracowników, przerzucając na pozostałych kolejne obowiązki. W rezultacie ci, którzy pracę mają, tracą życie osobiste. Zmęczenie i stres wywołane nadmiarem obowiązków odbiera im siły i ochotę na kontakty rodzinne i towarzyskie.
Z Filipem umawiałam się od prawie dwóch miesięcy. Najpierw on zaprosił mnie na urodziny, na które nie mogłam przyjść. Potem ja kilkakrotnie próbowałam odwiedzić go z zaległym prezentem. W końcu w ubiegłą niedzielę wpadłam do niego niezapowiedziana. Ucieszył się, owszem, ale wyglądał nieciekawie. Miał podkrążone oczy, przyciszony głos i sprawiał wrażenie człowieka, który zapada się w siebie.
— Co jest? — zapytałam, bo miałam przed sobą człowieka, który nie ma siły wstać z kanapy. Nie mogłam się w nim doszukać dawnego, pełnego pasji kolegi, który zarywał noce, żeby pojechać na koncert, oglądał wszystkie nowości filmowe i dowcipnie opowiadał o codziennych zdarzeniach.
— Właściwie to nic – odpowiedział — mam tylko sporo pracy. — Nie wyrabiam się w tygodniu, więc pracuję w weekendy. Nie mam kiedy się wyspać, nie mam kiedy odpocząć.
Filip to kolejny znajomy, któremu praca zaczęła zabierać wszystko. Dzieci i żona, już dawno przestały na niego liczyć i same organizują sobie czas. Koledzy jeszcze od czasu do czasu przesyłają mu maila, ale pewnie niedługo przestaną, bo na nie nie odpowiada. Zdrowie też jakby się mściło. Coraz trudniej wstać z łóżka. Coraz trudniej zmieścić brzuch w spodniach. Praca budzi go i usypia, bo żona wstaje przed nim, a kładzie się, kiedy on zaczyna nocną zmianę. Kolejną w ciągu tej samej doby.
Wcześniej praca zaatakowała Kingę, która w poszukiwaniu spokojniejszego życia rozwiodła się z mężem i przeprowadziła z córką do innego miasta. Zaczęła własną działalność gospodarczą i przepadła dla przyjaciół. Od tej pory jeżeli ktoś chciał z nią porozmawiać, musiał poczekać aż oddzwoni. Najczęściej telefonowała z auta, kiedy wieczorem wracała do domu lub kiedy musiała w pośpiechu znaleźć tymczasową opiekę dla dziecka. Słowa „wolny weekend” już dawno wykreśliła z swojego słownika. Urlop? Nie ma mowy, nie ma za co, nie ma kiedy. Dobrze, że były mąż czasami zabierze małą na wakacje.
U Asi i Andrzeja wcale nie jest lepiej. Odkąd pojawiło się drugie dziecko utrzymanie domu spoczęło na Andrzeju. Od poniedziałku do piątku prawie nie ma go w domu. W weekendy ślęczy nad jakimiś projektami, żeby trochę dorobić. Nawet nie zauważył, że dzieci wyrosły z pieluch. Chyba nie wie, czym się interesują, bo praca nie pozwala mu się z nimi za długo widywać. Zazdrosna ta praca o rodzinę bardzo. Joanna przyzwyczaiła się do samotności w małżeństwie i dużego domu, w którym przedpołudnia spędza samotnie na niekończącym się odkurzaniu i gotowaniu.
Ostatnio widzę, że praca na dobre rozpanoszyła się i w moim życiu. Choć pracuję w domu, czego wiele osób mi zazdrości, praca czuwa nad tym, żebym za dużo domem się nie cieszyła. Lubi zasłaniać mi zegar, żebym nie widziała, że przegapiłam porę obiadową. Każe mi włączać dziecku bajkę, bym mogła w spokoju zająć się tylko nią. Wciska się z nieproszonymi telefonami podczas każdego posiłku. Wyskakuje z maili i wrzeszczy, żebym się nią zajęła. W nocy nie daje spać. Zdarza jej się dusić mnie za gardło, dopadać na urlopie. Już tyle razy chciałam ją rzucić i wciąż mi to nie wychodzi. Pracuję coraz więcej, choć płacą mi coraz mniej. Uzależniłam się od tej roboty, czy co?
Co z tą pracą? Dlaczego pozwalamy jej zjadać nasze życie prywatne? Pewnie winny jest kryzys i nasz lęk przed utratą środków do życia. Zgadzamy się pracować więcej, bo boimy się niespłaconych kredytów. A może jesteśmy zachłanni? Chcemy wciąż więcej i więcej i nie możemy poradzić sobie z nadmiernie wybujałą konsumpcją? W końcu nowe ciuchy i wypchana kosmetyczka mają swoją cenę.
A może praca nas dowartościowuje? Bo skoro tyle pracujemy, to firma nie może się bez nas obejść. Jesteśmy tacy niezastąpieni i ważni. Mamy telefony, laptopy i służbowe wozy. Firma żywi nas i bawi. Firma daje nowych „przyjaciół”, choć zabiera rodzinę.
Jakakolwiek przyświeca nam motywacja, praca zajmuje nam nieproporcjonalnie więcej czasu niż inne życiowe czynności. Zaczynamy żyć po to by pracować, choć łudzimy się, że pracujemy by żyć.
W którą stronę się nie spojrzymy, wszędzie widać zapracowanych i zmęczonych ludzi. Czy ktokolwiek z nich na łożu śmierci stwierdzi „żałuję, że za mało pracowałem”? Ja w to wątpię.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze