Oczywiste nawiązanie do cieni innej marki, o podobnej fakturze i nazwie, pominę milczeniem. Polska firma Bell kopiuje sprawdzone rozwiązania, ale robi to z wdziękiem – i daje mniej zasobnym możliwość większych zakupów.
Cień prasowany z linii Planete Cameleon daje dyskotekowy, wieczorowy efekt i dlatego uważam, że opakowanie jest za duże – zwyczajnie, zdąży się znudzić, zanim się zużyje choćby połowę. Chyba, że pudełko z cieniem zderzy się z czymkolwiek – i nie mam na myśli upadku na podłogę z dużą prędkością. Cień jest szalenie delikatny, pęka w zasadzie od każdego puknięcia w pudełko. Można go wtedy nadal używać bez większego kłopotu, ale uczulam na to dziewczyny, które z jakichś niezrozumiałych dla mnie przyczyn czują się najbezpieczniej, taszcząc w torebce cały swój makijażowy dobytek.
Inaczej niż w przypadku cienia sypkiego, z Cameleonem łatwo przesadzić i po pierwsze, wbrew obietnicom producenta, osypuje się wtedy na potęgę, a po drugie, makijaż robi się naprawdę zbyt ciężki. Nawet kolor 328, brzoskwiniowy z różowym połyskiem, nałożony zbyt obficie, wygląda niedobrze.
Nie jestem do końca przekonana do tych cieni – gdyby były o połowę mniejsze, nawet przy zachowaniu ceny, a przy tym o połowę bardziej wytrzymałe, byłoby lepiej. No i jeszcze jedno – paleta odcieni znów nie jest zbyt szeroka.
Producent | Bell |
---|---|
Kategoria | Oczy |
Rodzaj | Cienie w kamieniu |
Przybliżona cena | 13.00 PLN |