Pies czy kot?
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuTrwa otwarta wojna pomiędzy wielbicielami psów a osobami szalejącymi na punkcie kotów. Niedawno znajomy powiedział, że dla niego kot to coś pomiędzy psem a paprotką. Nie czułem się tak obrażony od czasów szkoły podstawowej. Choćby dlatego, że mój kot Borys jest najinteligentniejszym zwierzęciem na świecie. Tej wersji będę się trzymał.
Trwa otwarta wojna pomiędzy wielbicielami psów a osobami szalejącymi na punkcie kotów. Niedawno znajomy powiedział, że dla niego kot to coś pomiędzy psem a paprotką. Nie czułem się tak obrażony od czasów szkoły podstawowej. Choćby dlatego, że mój kot Borys jest najinteligentniejszym zwierzęciem na świecie. Tej wersji będę się trzymał. Amen.
Już Hasek w Przygodach dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej dawał do zrozumienia, że wielbiciele psów (tytułowy bohater zajmował się w cywilu handlem psami) to odrębny typ ludzi, dla których posiadanie psa stanowi priorytet. Szwejk wygrywał właśnie tę nutę obecną u ludzi niemal od zawsze: „pies to przyjaciel”, „dobrze jest mieć własne zwierzę”. A człowiek nie lubi być sam i jeśli nie zaleczy tej potrzeby obecnością drugiego człowieka, to rozwiązanie narzuca się samo – trzeba zaopatrzyć się w zwierzę domowe.
Tak też myśleli nasi przodkowie, kiedy tysiące lat temu udomawiali pierwsze zwierzęta. Oczywiście nie zawsze się udawało. Udomowienie psów czy kotów dokonywało się niezależnie od siebie, przynajmniej w kilku miejscach. Początkowo oswajano psy. Tradycja „psa, najlepszego przyjaciela człowieka” sięga kilkunastu tysięcy lat, co jest zresztą dość oczywiste – nasi łowieccy przodkowie potrzebowali łowieckich psów. Udomowienie kotów wiązało się zaś przede wszystkim z ich domowym charakterem. Kot miał zwalczać gryzonie istotnego wroga powstających tysiące lat temu kultur rolniczych.
Nie ze wszystkimi zwierzętami się udawało. Starożytni Egipcjanie, którym z kotami poszło tak dobrze, że stały się one jedną z bardziej rozpoznawalnych części ich panteonu – ze szczególnym uwzględnieniem kociej bogini miłości i płodności – Bastet, nie okiełznali oryksa. A bardzo starali się udomowić tę piękną, obdarzoną długimi rogami antylopę.
Z psami i kotami się udało. Oba gatunki pochodzą od pobliskich człowiekowi zwierząt leśnych – wilka i żbika (lub kota nubijskiego). Ci przodkowie psów i kotów w sprzyjających warunkach terytorialnych dają zresztą o sobie znać. Zdziczałe psy potrafią przemieszczać się watahami i zachowują się w praktyce jak wilki, podobnie koty potrafią zachowywać się jak żbiki. Należy jeszcze zauważyć, że oba gatunki mogą krzyżować się ze swoimi protoplastami. Krzyżówki kota i żbika są już tak powszechne, że naukowcy zajmujący się badaniem populacji żbików, przyznają, że nie wiedzą czy to jeszcze żbiki, czy po prostu zdziczałe koty.
Sam jestem posiadaczem kota, który odziedziczył umaszczenie po przodkach. Na szczęście nie posiada agresywnego charakteru swego żbiczego protoplasty. Jeden z moich wujów opowiadał mi natomiast o „pojedynku”, który stoczył jego kot Puszek – a właściwie krzyżówka żbiczo- kocia – z psem sąsiadów. Znanym w okolicy katem na koty. Pojedynek zakończył się bardzo niedobrze dla psa i pokazał, że granica pomiędzy zwierzętami udomowionymi a na wpół dzikimi jest poważniejsza, niż się nam wydaje.
Podobne możliwości krzyżowania się zwierząt, czyli hybrydyzacji przejawia pies. Krzyżówka psa z wilkiem może być jednak skrajnie niebezpieczna. O ile kot z domieszką żbika może nas, co najwyżej mocno podrapać, o tyle pies z domieszką wilka przestaje być „przyjacielem człowieka”. Wraz z dojrzewaniem wilczo- psiej hybrydy rodzi się w nim instynkt lasu. Tego nie da się wyplenić bez wielu lat hodowli nakierowanej na stworzenie konkretnych cech charakterologicznych psiego gatunku lub nawet poszczególnych psich ras.Czasem zastanawiam się nad różnicą pomiędzy posiadaczami psów i kotów. Z moich doświadczeń z osobami piszącymi mniej czy bardziej zawodowo wynika, że preferują one przede wszystkim koty. Kot nie wymaga wyprowadzania, wykastrowanie go pozwala uzyskać konkretne cechy charakterologiczne (trochę to makabryczne, ale cóż poradzić, tak po prostu jest), a i żywienie wychodzi dużo taniej niż psie, nawet jeśli do kosztów utrzymania kota dodamy żwirek. Swego czasu ukazała się nawet antologia prozy fantastycznej Trzynaście kotów z takimi twórcami jak Jacek Dukaj czy Andrzej Sapkowski. Inny twórca fantastyki Feliks W. Kres, jeden ze swoich najlepszych felietonów poświęcił swojemu kotu, który wyzionął futrzanego ducha. Pisarze kochają bowiem koty te niezależne istoty, którym strofy poświęcali najwięksi w Polsce: Konwicki, Szymborska, Tuwim, i na świecie: Hrabal czy Borges.
Oczywiście wszyscy doceniają również zalety psów jako domowych towarzyszy, ale bezproblemowość i urok skłania coraz większą ilość osób do posiadania kotów. Wynika to również ze zmian w trybie życia. Popularność kotów starła się z wielkim zapracowaniem, które spłynęło na Polaków przed laty.
Ludzie wychodzą z domu rano, wracają wieczorem, a że jednocześnie coraz popularniejszy jest tryb życia typu „singiel”, to towarzysz niewymagający wyprowadzania i karmiony najwyżej dwa razy dziennie jest idealnym rozwiązaniem na nadchodzące od czasu do czasu poczucie samotności. Pięknie pokazano ten motyw w drugiej części Barmana, kiedy powracająca do domu Michelle Pfeiffer woła Kochanie! Jestem w domu! A zapomniałam, nie mam męża… Właśnie wtedy pojawia się niezawodny kot, najlepsze lekarstwo na poczucie samotności.
Poza tym kot, jak wiadomo, zawsze spada na cztery łapy i z pewnością dobrze odnajdzie się zarówno w dużej willi jak i w kawalerce na dziesiątym piętrze wieżowca. Kot mojego przyjaciela przeżył nawet upadek z piątego piętra, kiedy postanowił zwiedzić niedostępny mu świat. Przeżył, pięknie się zrósł i dowiódł tym samym, że koty mają tych swoich, jeśli nie dziewięć żyć, to przynajmniej dwa.
Pozostaje jeszcze pytanie – czy to my udomowiliśmy koty, czy to te sprytne zwierzęta na naszych plecach skolonizowały cały świat. Psychologia ewolucyjna nie miałaby co do tego żadnych wątpliwości – to my jesteśmy wehikułem dla kotów.
Wszędzie tam, gdzie pojawił się człowiek, wraz z nim pojawiał się i kot. Znane są przypadki, w których koty, za pośrednictwem ludzi, wygrywały konkurencję ewolucyjną z gatunkami nieosiągalnymi dla kotów, bez udziału człowieka. Swego czasu doszło do wytępienia całego, endemicznego gatunku nielotów przez kota miejscowego latarnika. A wszystko dzięki zwyczajowi zabierania kotów w dalekie podróże.
Na kolonizację ziemi przez koty miał zapewne wpływ również zwyczaj zabierania w podróż kotów, które miały ratować statek w przypadku wyjątkowo potężnej burzy. Kot wędrował wtedy do morza, a statek był uratowany lub nie. Tak czy inaczej marynarz, który przed długim rejsem przyniósł na statek rudego kota, mógł być zwolniony z jednej kary. A kary na statkach bywały okrutne. A jeśli nie było jakiegoś szczególnego sztormu, to koty mogły przybijać do nowych lądów i spokojnie je zasiedlać.
Wszystko to piszę po to, aby zaprzeczyć stwierdzeniom, że kot to coś pomiędzy psem a paprotką. Psy są fajne. Czasem potrzebne. Ale koty to potęga. I to mówię ja – dumny posiadacz kota Borysa.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze